Dostosuj się albo giń
Jakub Kompa
02 września 2015, 11:18·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 września 2015, 11:18Czarne Łabędzie pojawiają się bez uprzedzenia i wprowadzają zamieszanie wśród rynkowych tłustych kotów. Czy da się przed nimi ustrzec? Nie, nie da się. Ale można skorzystać na szansie, jaka pojawia się w związku ze zmianą układy rynkowych sił.
Marki, choćby i te kultowe, popadają czasem w niełaskę i nieoczekiwanie znikają z rynku, choć wydawałoby się, że ich pozycją nie sposób nawet zachwiać. Jednym z takich Goliatów była fińska Nokia. W latach 90, rozpoczęła budowę swojej potęgi, jako producent telefonów komórkowych i po kilku latach, między innymi dzięki kultowej grze „snake”, stała się liderem wyścigu o serca i portfele użytkowników komórek.
U szczytu Nokia była w piątce najcenniejszych marek świata (!) i wytyczała kierunki rozwoju zarówno we wzornictwie, jak i funkcjonalności telefonów komórkowych. A potem nieoczekiwanie na rynku pojawiły się smartfony, a fiński gigant zaczął pikować, dodatkowo wpadając w korkociąg przez uporczywe trzymanie się przestarzałego systemu operacyjnego.
Takie zjawisko rynkowe doczekało się własnej teorii filozoficzno-matematycznej, zwanej teorią Czarnych Łabędzi. Jej autor, Nassim Taleb, zauważył, że nieprzewidywalne zdarzenia trafiają się dużo częściej, niż byśmy się tego spodziewali. Pojawiają się znienacka, ale wywierają bardzo znaczny wpływ na otoczenie, czyli w tym przypadku układ sił rynkowych. Mają jeszcze jedną ciekawą cechę – post factum wydają się zrozumiałe i wytłumaczalne. Bo czyż sukces smartfonów nie wydaje się oczywisty?
Czarne Łabędzie to zagrożenie, przed którym trudno, a tak naprawdę nie da się bronić. Tym trudniej jeśli poruszamy się w świecie startupów, nowych technologii transferowanych w ułamkach sekund i rozwijającej się sfery Internetu Rzeczy. Nowy trend może nadejść z siłą tsunami. Nie sposób jednak zauważyć, że niektóre firmy potrafią dzięki odpowiedniej strategii obrócić niespodziewane zdarzenie na swoją korzyść.
Rodowody wielu polskich przedsiębiorstw są świadectwem na to, że odpowiednia reakcja na gwałtowne zmiany może być początkiem nowej jakości. Tak było chociażby w przypadku firmy Waryński. Dawne Warszawskie Zakłady Maszyn Budowlanych weszły w okres transformacji z szeroką ofertą maszyn budowlanych, które przez dziesięciolecia ustroju słusznie minionego stanowiły trzon jej oferty. Zetknięcie w latach ’90 z wolnym rynkiem okazało się bardzo bolesne. Przez dekadę transformacji spółka próbowała podjąć walkę, ale w końcu, w roku 2001 musiała przyznać, że jej oferta nie jest już konkurencyjna rynkowo.
I na tym mogła zakończyć się jej sięgająca XIX wieku historia. Wbrew temu, firma postanowiła wykorzystać potencjał tkwiący w nieruchomościach znajdujących się w jej portfelu. Po kolejnej dekadzie wykorzystanej na przekształcenia i zakończenie działalności produkcyjnej, już jako Waryński S.A. firma stanęła w szranki na rynku zarządzania nieruchomościami i działalności deweloperskiej.
W rozmowach przedstawicielami firm zagranicznych, które miałem przyjemność prowadzić, przebija się jedna opinia na temat polskich przedsiębiorstw – są w stanie dostosować się do zmieniających warunków w sposób, jaki musi budzić uznanie. Jak to określił jeden z moich rozmówców – duże zagraniczne firmy to tłuste koty, zbyt leniwe, by walczyć o każdą zdobycz, czy zmieniać swoje przyzwyczajenia. Polskie firmy mają w wyścigu z nimi sporą szansę. Może więc kolejne Czarne Łabędzie okażą się okazją do wypłynięcia na arenę międzynarodową?