Subskrybuję kilkadziesiąt newsletterów, kanałów RSS i stron w mediach społecznościowych. Większość z nich dotyczy biznesu, marketingu i skutecznego promowania siebie i swojej działalności. Ostatnio zostałam zasypana niemal komunikatami, których autorzy nie mieli siły/ochoty wcisnąć klawisza Alt w trakcie ich pisania.
Pośpiech, tempo wystukiwania znaków sprawiają, że faktycznie gubimy niekiedy polskie znaki. I jest to zupełnie naturalne, choć dobrze byłoby te omsknięcia poprawić, szczególnie w treściach kierowanych do szerszego audytorium.
Spore więc było moje zdziwienie, gdy na fanpage’u osoby promującej dbałość o wizerunek jako profesjonalisty, znalazłam większość postów pisanych bez użycia końcowych ą i ę. Wskutek tego nie wiem już czy wspomniana osoba organizuje konferencje czy konferencję, a z nią wiąże promocję czy liczne promocje. Nie wiem już nawet czy ja sama wiążę z rzeczonym fanpage’em nadzieję na pozyskanie wartościowych treści... Upss contentu.
Wokół nas coraz więcej anglojęzycznych wtrąceń, których chętnie używamy. Coraz częściej też trudno znaleźć rodzime odpowiedniki dla obcych słów, które wkradają się do naszego słownika. Tym bardziej, warto dbać, aby tam, gdzie posługujemy się językiem polskim, pamiętać o wszystkich jego urokach z ą i ę na czele.
Do postu dołączam natomiast fotografię ilustrującą bodaj najbardziej polskie słowo z nadzieją, że wprawi Czytelników w dobry, wiosenno-świąteczny nastrój.