Wyższe studia w najwyższej cenie
Katarzyna Zachariasz
23 stycznia 2015, 14:19·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 23 stycznia 2015, 14:19Kiedyś edukacja pozwalała na szybki awans społeczny. Oczywiście, dla niektórych droga po dyplom była łatwiejsza, dla innych bardziej wyboista. Jednak przynajmniej ci, którzy nie mieli tyle szczęścia, aby urodzić się w rodzinie Rockefellerów, mieli możliwości na nią wejść.
Dziś najlepsze uczelnie już nie zasypują przepaści między bogatszymi, a biednymi. Wręcz przeciwnie, zwiększają ją jeszcze bardziej.
Wszystko przez gwałtownie rosnące koszty studiów. Jak wyliczył Boston Consulting Group (wszystkie dane podaję za ich publikacją) 100 najlepszych uczelni na świecie znajduje się w zaledwie kilku krajach świata (nie ma wśród nich Polski). Pierwsza dziesiątka jest w dwóch - Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii. Żeby dostać się na nie na studia, prócz wiedzy potrzeba olbrzymich ilości gotówki. Z każdym rokiem coraz większych. W ciągu ostatnich dziesięciu lat koszty czesnego w Stanach Zjednoczonych wzrosły o 81 proc. W Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich pięciu lat czesne skoczyło o 200 proc! Jeszcze na początku wieku rok studiów na poziomie licencjackim na Wyspach kosztował około 1 tys. funtów. Dekadę później około 3,3 tys. Dziś za samo roczne czesne trzeba zapłacić ok. 9 tys. funtów.
To tylko czesne. Do tego dochodzą koszty utrzymania. Jeśli wszystko zsumować okazuje się, że za studia na Oxfordzie albo Cambridge trzeba zapłacić ponad 300 tys. zł. Tyle mniej więcej kosztuje większa kawalerka na nowym osiedlu i w dobrej lokalizacji w Warszawie. Komuś marzy się Stanford, Harvard czy MIT? Tu trzeba się liczyć z wydatkiem ponad 600 tys. zł. To już mieszkanie dwupokojowe.
Oczywiście, nikt nikomu nie każe wybierać najlepszych na świecie uczelni. Problem w tym, że bardzo dobra uczelnia ułatwia znalezienie bardzo dobrej pracy. Paweł Ławecki z BCG przyznał, że jeżdżą do najlepszych szkół na świecie i stamtąd ściągają do siebie polskojęzycznych studentów. Podobnie robią inne firmy. Dyplom z bardzo dobrej (i bardzo drogiej) uczelni zwiększa szanse na pierwszą pracę w bardzo dobrej firmie (i bardzo dobrze płatną). To zwiększa szanse na awans do jeszcze lepszej firmy z jeszcze lepszą pensją, zaś to zwiększa prawdopodobieństwo, że za kilkanaście lat absolwent LSE czy Harvardu nie będzie musiał wybierać - kupić dla dziecka mieszkanie, czy wysłać je na studia do Londynu.
A reszta?