Gdzie są talenty
Kazimierz Murzyn
29 czerwca 2015, 08:42·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 czerwca 2015, 08:42Uczestniczyłem ostatnio w warsztatach poświęconych problemom zarządzaniu talentami w firmach, co w kontekście dyskusji nt. innowacyjności i nowych technologii, sprowokowało szereg refleksji na temat systemu szkolnictwa. Na pozór związek pomiędzy nauką a talentem wydaje się być oczywisty, jednak wątpliwości budzi pytanie, czy istnieje celowe powiązanie kwestii talentów ze szkolnictwem? Przeszukując Internet znajdziemy sporo informacji i działań poświęconych talentom – słowo odmienione jest we wszystkich przypadkach, osobach i zastosowaniach. Uwagę zwraca, co się z talentami robi: łowi, wyszukuje, odkrywa i uwalnia. Słowo „talenty” powtarza się w Internecie blisko 2 razy częściej niż „szkoła” i 5 razy częściej niż „gospodarka”! Coś jest na rzeczy. Tylko co?
Czy talent to taka rzadkość, że szukają go zastępy łowców, że potrzeba zmasowanych akcji, że można przegapić, a wtedy to strata nie do powetowania? Czy może talent jest tak powszechnym zjawiskiem, że mamy do czynienia z jego nadmiarem na konkurencyjnym rynku, a przebicie się z własnym wymaga nie lada … talentu?
Raczej to drugie. Literatura mówi, że każdy rodzi się z wieloma uzdolnieniami: Wikipedia wylicza ich 11, a wg Gallupa, każdy może poznać swoich 5 naturalnych talentów, tj. dominujących wzorców sposobu myślenia, odczuwania i działania, które zasadniczo nie zmieniają się przez całe życie człowieka wg. „Teorii 5 Talentów” M.Buckinghama i D.O. Cliftona, opracowanej na podstawie ponad 30 lat badań Instytutu Gallupa.
Dlaczego firmy mają problem z wyszukaniem, wyłowieniem i utrzymaniem talentów? Gdzie są te talenty, które opuszczają mury szkół i uczelni? Czy coś złego się dzieje w okresie pomiędzy narodzinami talentu, a momentem podejmowania przez niego pracy?
Coś MUSI być na rzeczy, skoro w najnowszych założeniach programu oświatowego MEN na 2015-2016 czytamy, że teraz szkoła będzie „otwarta”. „Otwarta szkoła to taka, która nie zamyka się na kulturę, sztukę, sport, środowiska lokalne. Potrafi korzystać z tego, co ją otacza”. To jakby wyznać, że system szkolnictwa, w swoim zasadniczym podejściu, nadal tkwił w XIX w. i dopiero teraz zamierza się zmieniać.
Dawniej można było z dużą dozą odpowiedzialności twierdzić, że (a) szkoła jest niezbędnym ogniwem kształtowania wiedzy oraz (b) uczeń będzie mógł z powodzeniem wykorzystywać w życiu wiedzę nabytą w szkole. Na tej kanwie ukształtował się system, którego nadal głównym celem jest „wszechstronny rozwój ucznia”, o czym można się przekonać studiując aktualny dokument pt. PODSTAWA PROGRAMOWA KSZTAŁCENIA OGÓLNEGO DLA SZKÓŁ PODSTAWOWYCH I GIMNAZJÓW.
Sytuacja w dziedzinie wiedzy uległa jednak istotnej zmianie i dzisiaj ani szkoła nie jest potrzebna do uzyskania wiedzy, ani wiedza, którą sprzedaje nie jest przydatna w dorosłym życiu dzisiejszej młodzieży. Marzenia Życińska na blogu Oś Świata twierdzi, że jest wprost przeciwnie: młodzieży „tym łatwiej będzie [..] osiągnąć sukces im mniej będą się trzymać tego, co dzisiaj uznajemy za standard”. Wszechstronność jest dzisiaj raczej nierealnym postulatem, a jednolity dla wszystkich program i egzamin testowy zabijają indywidualność, którą przecież cenimy sobie coraz bardziej. Na Uniwersytecie Newcastle w Anglii rozwijany jest model szkoły pod wiele mówiącą nazwą „minimally invasive education” – projekt, którego idea powstała w wyniku obserwacji, jak dzieci potrafią łatwo przyswajać wiedzę, jeżeli działają w grupie i w temacie, który je interesuje.
Symptomatyczne jest to, że w całym dokumencie programowym MEN nie pojawia się ani raz słowo TALENT. A szkoda. W medycynie od dawna rozwija się teoria i praktyka personalizacji, tj. takiego podejścia do pacjenta, w którym proces leczenia oparty jest o rozpoznanie jego specyficznych i indywidualnych predyspozycji. Dąży się, aby leczenie było precyzyjnie wcelowane w miejsce choroby minimalizując skutki uboczne, mogące szkodzić całemu organizmowi. Taka – per analogia – „precyzyjna edukacja”, opierająca się na wrodzonych talentach, byłaby o wiele skuteczniejsza i praktyczniejsza.
Czy szkoła nie powinna zmienić paradygmatu kształcenia na taki, w którym wartością nadrzędną są indywidualność, wrodzone talenty i zdolność ich wykorzystania w grupie?