Z regionów, które w minionych latach szczególnie dużo wydały na rozwój kapitału ludzkiego i innowacji, najliczniej wyjeżdżali wykwalifikowani specjaliści. To przestroga dla wszystkich, którzy wdrażają nowe programy operacyjne na poziomie kraju i poszczególnych województw. Są lepsze sposoby inwestowania w przyszłość naszej gospodarki niż budowa za publiczne pieniądze wodnych parków rozrywki, domów pielgrzyma i zagranicznych fabryk.
Amerykański badacz Richard Florida kilkanaście lat temu rozpoczął badania nad tzw. klasą kreatywną. Florida zaobserwował, że w Stanach Zjednoczonych tworzenie zaawansowanej wiedzy technicznej i innowacji jest skoncentrowane geograficznie oraz ograniczone tylko do niektórych miast. Co intrygujące, pozostawało ono bez związku z wielkością miast czy z ich potencjałem produkcyjnym. Tworząc swoją koncepcję, Florida pracował w Pittsburghu - niegdyś potężnym centrum przemysłowym, w którym rodziła się potęga gospodarcza kraju, mieściły centrale największych przedsiębiorstw przemysłowych oraz działała renomowana uczelnia Carnegie Mellon University, przed laty mająca m.in. znaczący udział w rozwoju amerykańskiej branży informatycznej. Pittsburgh zapomniał już o dawnej świetności i borykał się z odpływem najlepiej wykształconych specjalistów, decydujących się przenieść do bardziej "seksownych" lokalizacji. Florida próbował wyjaśnić, co to znaczy, że dane miasto jest "bardziej seksownym" miejscem mieszkania i pracy. Oczywiście nie używał tak nienaukowych określeń, odwołując się do poszukiwania źródeł atrakcyjności, siły przyciągania kreatywnych pracowników i źródeł akumulacji zasobów, wpływających na rozwój innowacji. Ale seks w jego badaniach również się pojawiał, choćby przy okazji opisywania zwyczajów nowej "klasy kreatywnej", która zdaniem amerykańskiego naukowca odchodzi zrywa z tradycjami rodzinnymi konserwatywnej części amerykańskiego społeczeństwa, stawiając na kulturę clubbingu i doraźnych, krótkotrwałych związków międzyludzkich. Floridzie chodziło o to, co można zrobić, by przyciągnąć klasę kreatywną, a pośrednio także: w co inwestować środki publiczne. To pytanie ważne również z perspektywy polskiej - czy dofinansowywać budowę fabryk międzynarodowych inwestorów, zakładać wodne parki rozrywki, zastępować trawniki na rynku dofinansowaną ze środków unijnych kostką brukową, czy może przeznaczać środki na budowę sanktuariów religijnych.
Wnioski Floridy mogą okazać się odkrywcze dla wielu zarządzających miastami i województwami w Polsce. Ale zanim do nich przejdziemy, warto wyjaśnić kilka podstawowych pojęć. Wspomniana już klasa kreatywna to pracownicy wiedzy (ang. knowledge workers), szeroko zakreślona grupa osób, wykonujących zajęcia wymagające wykorzystania specjalistycznej wiedzy i informacji. Florida zdefiniował ją przez wskazanie szczegółowej listy rodzajów zawodów, co ułatwia powtórzenie analiz w innych krajach. Z klasy kreatywnej wyodrębnić można również tzw. trzon kreatywny (ang. creative core), obejmujący najbardziej kreatywne osoby, w codziennej pracy zajmujące się tworzeniem "znaczących nowych form" jak pisał Florida, czyli innowacji. Do trzonu kreatywnego należą m.in. naukowcy, inżynierowie, nauczyciele, pisarze, poeci, artyści, czy reprezentanci świata kultury.
W oparciu o badania zbioru danych dla amerykańskich miast, Florida sformułował kilkanaście lat temu teorię, która do dziś wzbudza kontrowersje w środowiskach naukowych. Otóż klasa kreatywna gromadzi się w miejscach, w których zaobserwować można jednoczesny, wysoki rozwój tzw. trzech "T" (stąd nazwa "model 3T Floridy"): technologii, talentu i tolerancji. Zdaniem Floridy, im więcej aktywności innowacyjnej (zwłaszcza związanej z tworzeniem nowych technologii), im większa liczba kreatywnych współpracowników i im lepsza atmosfera, wspierająca różnorodność - tym chętniej w danym miejscu osiedlają się reprezentanci klasy kreatywnej i trzonu kreatywnego, jak również tym szybciej rozwija się lokalna gospodarka.
Florida pokazał, że maksymalizacja owych trzech "T" wpływa bezpośrednio na rozwój gospodarczy miasta lub regionu, a jego badania ( i wnioski) powtórzono w wielu innych krajach. Kreatywni pracownicy decydują się mieszkać i pracować tam, gdzie ceniona jest różnorodność, a jednocześnie rozwijane są nowoczesne technologie i gdzie mieszkają także inne, równie kreatywne osoby. Aby uruchomić ową samonapędzającą się spiralę, trzeba zacząć od stymulowania atmosfery otwartości przy jednoczesnych inwestycjach w innowacje. Zależność może niestety działać również w drugą stronę - czego przykładem zdaniem Floridy był los stopniowo wyludniających się centrów przemysłowych sprzed lat, takich jak Pittsburgh czy Detroit. (Zwracam uwagę, że "trzy T" Floridy nie obejmują większości pomysłów, w które w ostatnich latach inwestowano publiczne fundusze w polskich miastach i regionach...) Zmiany liczebności klasy kreatywnej odzwierciedlają migracje najbardziej kompetentnych pracowników między miastami, regionami i krajami. Migracje pracowników, którzy wnoszą znaczący wkład w rozwój przemysłów opartych na wiedzy. Zdaniem Richarda Floridy, szczególnie ważna jest obserwacja zachowań reprezentantów trzonu kreatywnego, czyli podgrupy najbardziej kreatywnych zawodów.
Kilka lat temu wydałem książkę, która prezentowała pierwsze w Polsce analizy empiryczne problematyki klasy kreatywnej. Badania opierały się wówczas na danych o liczebności grup zawodowych w 2006 roku, czyli jeszcze przed rozpoczęciem nowego okresu programowania funduszy unijnych. W 2006 roku, klasa kreatywna w Polsce liczyła 3,064 mln pracowników, a trzon kreatywny - 537,5 tys. osób. Analogicznie do analiz Floridy, zbudowałem wskaźniki dotyczące poziomu technologii, talentu i tolerancji w poszczególnych regionach Polski - odmiennie od Floridy, skoncentrowałem się na regionach a nie pojedynczych miastach (ze względu na ograniczoną dostępność danych).
W styczniu tego roku udało mi się uzyskać dostęp do nowych danych GUS - odzwierciedlających wojewódzki rozkład pracowników w 2012 roku, czyli po 6 latach od poprzedniego pomiaru i w końcowym okresie perspektywy 2007-2013. Spojrzenie na zmiany klasy kreatywnej na przestrzeni lat ujawniają interesujące zjawiska, powiązane z tym, co w Polsce działo się w ostatnich latach w obszarze szeroko rozumianej innowacyjności. Liczebność klasy kreatywnej w Polsce wzrosła do 3,704 mln pracowników (przyrost o 21%), a trzon kreatywny liczył 599,3 tys. osób (+11,6%). Przyrosty mogą cieszyć, bo pokazują siłę gospodarki mimo wielokrotnie dyskutowanego odpływu z Polski wykształconych specjalistów. Zmiany nie były jednak równomierne - można zauważyć duże różnice pomiędzy poszczególnymi województwami.
Umieszczony poniżej rysunek prezentuje liczbę reprezentantów klasy kreatywnej w przeliczeniu na 1.000 pracujących. Taki sposób prezentacji danych pozwala na przyjrzenie się intensywności oparcia regionu na wiedzy (ang. knowledge intensity) niezależnie od jego wielkości i łącznej liczby pracujących. W nawiasach kwadratowych zaprezentowane zostały dodatkowe informacje o tym, jak zmieniła się bezwzględna liczba pracowników-członków klasy kreatywnej w danym województwie. Jak się okazuje, różnice w liczbie pracowników kreatywnych nie są duże, choć zaskakiwać może, że najmniejsza ich liczebność w przeliczeniu na 1.000 pracujących dotyczy Wielkopolski, regionu tradycyjnie wysoko uprzemysłowionego. Klasa kreatywna przyrastała na przestrzeni sześciu analizowanych lat w prawie wszystkich regionach. Wyjątkiem było województwo lubelskie - jedyne, które doświadczyło spadku liczby pracowników kreatywnych. Od innych województw znacznie odstaje też Mazowsze, w którym pojawiło się aż 257 tysięcy nowych reprezentantów klasy kreatywnej, spośród których część zapewne przeniosła się do Warszawy z innych części kraju.
O wiele bardziej niepokojące są wyniki analizy trzonu kreatywnego. Przypomnijmy - obejmuje on najbardziej kreatywnych pracowników, tworzących znaczące nowe formy, prowadzacych m.in. działalność badawczo-rozwojową, artystyczną i innowacyjną. Tutaj różnice między województwami są już poważne, wyraźnie też widać regiony, które wygrywają rywalizację o najlepsze umysły i te, które na niej tracą.
Mazowsze (zapewne głównie Warszawa) prezentuje siłę przyciągania trzonu kreatywnego zbliżoną do najbardziej atrakcyjnych miast amerykańskich. Trzon kreatywny na Mazowszu to aż 98,61 osoby na 1.000 pracujących, a w ciągu 6 lat przybyło 33,5 tys. takich osób. Silnego przyrostu doświadczyła też Małopolska. Odbyło się to zapewne częściowo kosztem mniej atrakcyjnych województw. Największy "drenaż mózgów" (ang. brain drain) zanotowało województwo kujawsko-pomorskie, kolejne były województwa podlaskie, lubelskie, opolskie, podkarpackie i zachodniopomorskie. Zaobserwowane w wielu innych województwach przyrosty trzonu kreatywnego nie oznaczają zresztą, że dzieje się tam dobrze, bo przecież co roku uczelnie wyższe w tych województwach opuszcza więcej absolwentów niż łączny przyrost trzonu kreatywnego w okresie aż sześciu lat.
Co jeszcze można wywnioskować na podstawie opisanych zmian? Warto powiązać je z danymi z innych źródeł, np. informującymi o środkach publicznych wykorzystywanych na wspieranie kreatywności, kapitału ludzkiego i innowacyjności. Magdalena Miedzianowska w obronionej rok temu na Uniwersytecie Warszawskim pracy doktorskiej analizowała związki pomiędzy wydatkowaniem środków unijnych a klasą kreatywną. Dokonała m.in. niezwykle pracochłonnego powiązania poszczególnych rodzajów działań, finansowanych w ramach programów operacyjnych perspektyw 2004-2006 i 2007-2013, z celami sprzyjającymi rozwojowi technologii, talentu i tolerancji. Zestawienie danych o tym, ile w poszczególnych województwach wydano na te cele, ze zmianami klasy kreatywnej, może doprowadzić do niepokojących wniosków. Wolałbym nie wypowiadać się tutaj o przydatności różnorodnych wydatków, które ponoszone były w minionych latach w poszczególnych regionach, pewnie zresztą jeszcze przez dziesiątki lat historycy gospodarki będą chętnie korzystali z wdzięcznego materiału analitycznego zastanawiając się, czemu w niektórych częściach Polski kursy makijażu i malowania paznokci uznawano za działania, sprzyjające rozwojowi gospodarki opartej na wiedzy. Skutki dla tych regionów zresztą widać jak na dłoni (z manicurem lub bez) po analizie mapki zmian trzonu kreatywnego w latach 2006-2012. To powinno być traktowane jak zimny prysznic brany przed przystąpieniem do realizacji nowej perspektywy finansowej, w której urzędy marszałkowskie mają odgrywać jeszcze ważniejszą rolę niż dotychczas przy podziale środków unijnych.
Rezygnując z opisywania pojedynczych, niefortunnych przykładów marnowania środków unijnych w minionych latach, przejdę do analizy w skali całego kraju, porównując dane dr Miedzianowskiej (wydatki z funduszy strukturalnych UE w latach 2004-2010) z danymi na temat zmiany klasy kreatywnej i trzonu kreatywnego w latach 2006-2012. Poniższa tabelka prezentuje dane o korelacjach pomiędzy zmiennymi, które laikom mogą zbyt wiele nie mówić - i może dobrze, bo płynące z nich wnioski mogą okazać się przerażające. Korelacja to oczywiście zależność statystyczna, która w uproszczeniu mówi o tym, na ile prawdopodobne jest wspólne wystąpienie obu analizowanych zjawisk. Jeśli jest wysoka (bliska wartości 1) - z dużym prawdopodobieństwem pojawieniu się jednego zjawiska będzie towarzyszyć również drugie (choć nie muszą być one swoimi przyczynami i skutkami). Jeśli jest niska (bliższa 0) - odwrotnie. A jeśli ujemna - oznacza to, że im częściej występuje pierwsze zjawisko, tym rzadziej drugie.
Okazało się, że istnieją silne, dodatnie korelacje pomiędzy poziomami tolerancji, technologii i rozwoju gospodarczego poszczególnych regionów z lat 2006-2008 a zmianami klasy kreatywnej i trzonu kreatywnego. To zgodne z sugestiami Richarda Floridy, który wyjaśniał, że klasa kreatywna osiedli się tam, gdzie kwitną talent, toleracja i technologie ("model 3T"). Analogiczne wyniki uzyskał Florida w odniesieniu do amerykańskich miast, a później powtórzyli je badacze w innych krajach.
Bardziej frapujące jest jednak porównanie wydatków, ponoszonych przez Polskę z funduszy unijnych w latach 2004-2010. Wykorzystałem do tego celu serie danych dla poszczególnych województw, zebrane przez dr Miedzianowską, które dotyczyły wydatków na rozwój talentu (w tym: kapitału ludzkiego), tolerancji (nielicznych działań, wspierających m.in. organizacje pozarządowe) i technologii (obejmujących m.in. finansowanie projektów B+R i infrastruktury badawczej). Wyniki tego zestawienia nie napawają niestety optymizmem. Wydatki ponoszone w poszczególnych województwach na talent (tj. rozwój klasy kreatywnej i trzonu kreatywnego) okazały się... ujemnie skorelowane ze zmianami klasy kreatywnej (choć zależność nie była istotna statystycznie)! W uproszczeniu (którego mogą nie darować mi statystyczni puryści): im więcej inwestowano w kapitał ludzki, tym więcej wykwalifikowanych specjalistów opuściło dane województwo (choć trzeba zastrzec, że brak istotności statystycznej nie pozwala na wyciąganie dalej idących wniosków, a poważniejsza analiza powinna uwzględnić też bardziej złożone modelowanie regresji). Korelacje dotyczące wydatków na tolerancję są słabe, ale inwestycji tego rodzaju było w minionych latach tak niewiele, że trudno na ich podstawie wyciągać poważniejsze wnioski. Klasa kreatywna i trzon kreatywny osiedlały się za to tam, gdzie inwestowano w technologie, w tym przede wszystkim w działalność badawczo-rozwojową i infrastrukturę. Chociaż odpowiednie korelacje nie są szczególnie silne, stwarzają jednak nadzieje dla zatwierdzonego w miniony piątek przez Komisję Europejską Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój, który właśnie obszar technologii wspierać będzie największym w historii Polski budżetem B+R. Oby kolejne 6 lat nowej perspektywy finansowej nie okazało się czasem zmarnowanym. Z kolei dotyczący inwestycji w rozwój klasy kreatywnej Program Operacyjny Wiedza, Edukacja i Rozwój, ma szanse uniknąć błędów wielokrotnie krytykowanego poprzednika, Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Zastanawia również, czy efekty inwestowania znaczących środków w rozwój wybranych regionów poprzez Program Operacyjny Rozwoju Polski Wschodniej będą w najbliższych latach podobnie rozczarowujące jak dotychczas. O tym wszystkim będzie można przekonać się już za kilka lat, porównując kolejne dane o klasie kreatywnej i trzonie kreatywnym w Polsce...
PS. Po zrobieniu w ubiegłym roku doktoratu, dr Miedzianowska pracuje w Londynie, zajmując stanowisko kierownicze w międzynarodowej firmie doradczej i nie jestem pewny, czy na podobne docenienie kompetencji i dynamiczny rozwój kariery mogłaby liczyć w Polsce. To wiele mówi nie tylko o perspektywach młodych reprezentantów trzonu kreatywnego - ale też o możliwościach dalszej ekspansji gospodarczej.
PS 2. Koncepcja klasy kreatywnej inspiruje kolejnych naukowców. Trzymam kciuki za Katarzynę Wojnar, przygotowującą się do obrony bardzo dobrej rozprawy doktorskiej, w której przeanalizowała zależności z modelu Floridy dla poszczególnych polskich miast, a nie tylko województw. Z badań (mam nadzieję, że już niedługo doktor) Wojnar wynika między innymi, że Słupsk należy do ośrodków miejskich najsłabszych w skali całego kraju pod względem udziału klasy kreatywnej w ogóle mieszkańców w wieku produkcyjnym. Już za kilka lat zobaczymy, czy w tym mieście powiedzie się zgodny z teorią Floridy eksperyment i czy rozwój tolerancji przyciągnie talent i technologie. A może w warunkach polskich są jeszcze inne czynniki, wpływające na rozwój, o których Florida nie pomyślał?