Kiedy byłem dzieckiem otrzymałem na urodziny kartkę z życzeniami, których bardzo długo nie mogłem zrozumieć. Jej treść jednak została ze mną aż do dzisiaj. Wpis brzmiał „Dla Łukasza, aby nie dał się być najlepszym”. Wtedy nie byłem pewien czy był to perfidny prztyczek dla przeciętnego dziecka, czy przejaw wyjątkowej mądrości nadawcy, która miała pomóc mi się rozwijać.
W tamtym czasie miałem różnorodne problemy z ofertą edukacyjną MENu. „MEN” oraz wymyślony przez nie sposób wpajania i egzekwowania wiedzy nie były do końca dla mnie i porażki z tego wynikające były moim chlebem powszednim, aż do czasu, kiedy sam mogłem decydować czego i jak chcę się uczyć. Niezależnie od intencji autora, dzisiaj uważam, że porażki są ważne, a kult sukcesu jest przeszkodą w osiąganiu celów. Dzisiaj każdemu życzę, aby nie dał się być najlepszym.
Niedawno przeprowadziłem wykład inauguracyjny na rozpoczęcie roku szkolnego dla młodzieży z niepubliczengo technikum TEB z Gdańska. Kiedy otrzymałem zaproszenie, długo zastanawiałem się o czym im opowiedzieć. Postanowiełem zrobić coś zaskakującego i w dniu w którym rodzicie, nauczyciele i najbliżsi uczniów życzą im przede wszystkim sukcesów w nauce, ja życzyłem im porażek. W trakcie krótkiego, bo zaledwie półgodzinnego wystąpienia, starałem się udowodnić, że źródłem postępu, innowacji, rozwoju, a w konsekwencji realizacji celu jest właśnie porażka.
Wszyscy funkcjonujemy w ekosystemie porażek, a nie sukcesu. Każdy z nas doświadcza niepowodzeń. Zaczynamy powoli oswajać, a nawet kultywować nasze potknięcia. Stąd do języka potocznego trafiło pojęcia epic fail. Mniejsza o to, że w kontekście czegoś, co się nie udało jest to nieprawidłowe użycie. Istotne jest to, że tworzenie kategorii pojęciowych oswaja temat. Powoli nie jest już powodem do wstydu, że coś nie wyszło. Od niedawna można także publicznie się kajać w ramach ogólnoświatowej akcji „FuckUp Nights”. To wielkie święto porażek jest jednocześnie wielkim źródłem inspiracji dla pretendentów do sukcesu.
Osobiście życzyłbym sobie, abyśmy na dobre zmienili postrzeganie porażki. Doświadczenie porażki ma nas rozwijać i stymulować do dalszego próbowania. Jak twierdzi Ralph Talmont w wywiadzie udzielonym Izabeli Marczak na łamach portalu InnPoland: „Natura rozwoju innowacji polega na powtarzających się próbach i błędach”. Nasza porażka jest też ważna w szerszym kontekście. Moje i Twoje potknięcia, bezmyślność czy niedbalstwo rozwija innych, co w efekcie prowadzi do postępu.
Bill Gates twierdzi, że sukces nie jest dobrym nauczycielem, ponieważ prowadzi do przekonania, że, kto jak kto, ale ja/my nie możemy przegrać. Koncentrując się na sukcesie z obawy przed oceną innych, unikamy ryzyka, zbyt długo analizujemy sytuację czy wskaźniki i tym samym tworzymy przeszkody dla rozwoju. Koncentrowanie się na postrzeganiu nas jako odnoszących same sukcesy prowadzi do przeciętnych efektów.
Wielkie rzeczy powstają w konsekwencji doświadczenia wielkich porażek. Dowodem na to mogą być historie ludzkich porażki, których jest równie dużo, co historii spektakularnych sukcesów. Wszak sukces jest dzieckiem porażki własnej lub innych.
Przykładów można znaleźć mnóstwo.
Walter Elia Disney, znany powszechnie jako Walt Disney, zanim odniósł spektakularny sukces w branży rozrywkowej, doświadczał wielu niepowodzeń. Został zwolniony z redakcji gazety w której pracował, ponieważ zdaniem wydawcy brakowało mu wyobraźni i dobrych pomysłów. Potem rozpoczynał wiele biznesów, a wszystkie kończyły się bankructwem, ale nie poddawał się i próbował dalej. „If you can dream it, you can do it” - twierdził Disney. Może jemu akurat było łatwiej, bo wychowywał się w kulturze, wedle której nie ma znaczenie jak wiele razy się pomylisz – wystarczy, że raz będziesz mieć rację!
Droga Jobsa także nie była łatwa. Kiedy miał 30 lat został zwolniony z firmy, którą sam założył i musiał pokonać wiele przeszkód na drodze do stworzenia produktów, które sobie wyśnił. Znów disneyowskie „If you can dream it, you can do it”. Michael Jordan został wyrzucony ze szkolnej drużyny koszykówki, a Decca Records odrzuciła muzykę zespołu The Beatles. Za każdym sukcesem stoją trudności. „Porażka jest sukcesem, jeśli wyciągniemy z niej lekcję” – twierdzi Malcolm Forbes.
Każda porażnka to także źródło postępu. Keyth Sawyer, autor wydanej w 2007 książki „Group Genius” twierdzi, że: „Wszystkie wspaniałe wynalazki są wynikiem długiej sekwencji małych iskierek; często pierwszy pomysł nie jest w ogóle dobry, ale dzięki współdziałaniu inicjuje kolejny pomysł, albo zostaje zinterpretowany w nieoczekiwany sposób. Współdziałanie łączy małe iskry razem, aby stworzyć rewolucyjną innowację”.
Można to zinterpretować w ten sposób, że nasza porażka jest źródłem postępu.
Dowodów na to także możemy znaleźć wiele w historii wielkich wynalazków. Kto wynalazł żarówkę? Wszyscy wiedzą, że Edison, ale przecież on tak na prawdę udoskonalił wynalazek Josepha Wilsona Swana. Kto wynalazł fotografię? Czy to był Dagerre czy Talbot? Czy bracia Wright byliby pierwszymi Ikarami, gdyby nie analizowali efektów i porażek innych konstruktorów maszyn latających?
W poprzednim wpisie (Status Quo) pisałem także o tym, że świat oczekuje Twojej porażki!
Świat, społeczeństwo, my sami naturalnie dążymy do utrzymania dotychczasowego status quo. Dobrze, że mamy w sobie takie mechanizmy obronne. Życie byłoby nieznośnie, gdybyśmy co chwilę musieli wychodzi z naszych pętli nawyków.
Dobrze także, że powstają miejsca, instytucje, które z założenia mają być wolne od porażek. Mam tu na myśli Inkubatory przedsiębiorczości, w których wielcy ludzie porażki mogą podjąć próbę zminimalizowania liczby popełnianych błędów i przyspieszyć nasz sukces.
Powinniśmy funkcjonować jak dzieci, które uczą się jeździć na rowerze. Upadki w ich przypadku nie są traktowane jak porażki, ale jak droga, kolejny krok do sukcesu. Nie skupiają się na każdym z osobna. Nie ma znaczenie ile ich będzie. Liczy się efekt. Pojedziemy na dwóch kółkach dokąd tylko chcemy.