Spotkania „niezwykle” firmowe
Michał Harnik
26 sierpnia 2015, 09:23·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 sierpnia 2015, 09:23Czy w dzisiejszych czasach spotkania firmowe mają sens? Czy wydawanie dużych pieniędzy na wielodniowe spotkania dla całej firmy ma przełożenie w sprzedaży i w skuteczniejszym osiąganiu celów przez pracowników firmy? Czy występ znanej gwiazdy lub celebryty ładuje nasze baterie i wzmacnia obraz firmy w oczach pracownika? Przedstawiam poniżej 3 główne aspekty dotyczące spotkań firmowych.
Nie szukaj bohaterów - bądź jednym z nich !
Jesteśmy w końcówce sezonu wakacyjnego. W wielu branżach dało się zauważyć lekkie rozluźnienie (pomijając oczywiście branżę budowlaną, rolniczą czy alkoholową). Pracownicy leniwie wracają z urlopów a pracodawcy przygotowują się na „ciężki powakacyjny sezon” – na koniec roku, który wszystkim musi przynieść wielki, spektakularny sukces. W związku z tym przygotowują spotkania dla pracowników.
Zwykle takie „iwenty” – jestem zwolennikiem polskiego nazewnictwa, dlatego powstrzymam się od używania zagranicznych słówek („Tudej najważniejsze jest sfokusowanie na target, a w związku z tym mam dla was kejs z estymacji, który będzie swoistym bridżingiem czyli takim łork balansem pomiędzy iwentem i naszym dżobem” – ohyda !!!). Takie spotkania trwają kilka dni, przenoszą ludzi do hotelu w jakimś uroczym miejscu, gdzie pracownicy będą mogli dowiedzieć się wszystkich niezbędnych informacji o czekającej ich świetlanej przyszłości, a pracodawcy będą mogli zaobserwować zachowanie swoich pracowników w „normalnych” sytuacjach. Czy tak jest naprawdę?
Nieodłączny element tego typu spotkań. Zazwyczaj pojawia się tutaj dylemat: pić czy nie pić? Pracownik nowo przyjęty zwykle nie pije wcale, albo mało, żeby nie pokazać pracodawcy „na co go tak naprawdę stać”. Pracownik z długim stażem zazwyczaj pije już w samochodzie, który wiezie go na szkolenie, wyjątkiem oczywiście są kierowcy. Po takim „samochodowym piciu” zdarza się, że uczestnik szkolenia nie weźmie w nim udziału, a tylko od dobrego serca jego kolegów zależy czy pierwszą noc spędzi w samochodzie, czy też dobroduszni kompani podróży (najczęściej kierowcy) zaniosą go do jego pokoju.
Alkohol wzbudza też w pracownikach powody do otwarcia się na świat, a co najważniejsze do szczerej i otwartej rozmowy z szefem na temat jego nieudolności i kiepskiej jakości zarządzania firmą, złego stosunku do naszej osoby, podważenia wiarygodności legalności działania firmy i w ogóle wszystkich leżących nam na sercu aspektów.
Pojawia się tutaj pytanie, czy szef jest również w stanie wskazującym na spożycie, czy też jest o kilka poziomów trzeźwiejszy i niestety „koduje” to co my, z największą szczerością staramy mu się wyłożyć naturalnie z dobroci serca. To my mamy misję uzdrowienia kompanii, co czynimy z ochoczą radością, a jego obowiązkiem jest zastosować się do naszych rad i bez wahania je wdrożyć – najlepiej jeszcze dzisiaj.
Alkohol przełamuje lody również w kontaktach damsko męskich. Ile to razy słychać na „szkoleniach” stwierdzenia typu: „Wpadłaś mi w oko nie sp…..l tego!!!” gdzie na trzeźwo raczej na taki podryw byśmy się nie odważyli. Po alkoholu jesteśmy gwiazdami parkietu (muzyka w tańcu nam zupełnie nie przeszkadza), milionerami („Co mnie nie stać??? Lej pan dla wszystkich!!!”) czy nawet mamy paranormalne zdolności („Ja ci jutro udowodnię, że z tych 50% planu dzisiaj jutro będzie 150%!!!).
Jeżeli spotkanie zaczyna się kolacją a treści merytoryczne związane np. z nową kampanią reklamową na nowy sezon zaczynamy poznawać we wczesnych godzinach rannych dnia następnego, istnieje duże zagrożenie, że rzesza „radosnych i dobrze bawiących się pracowników” nie weźmie w nim udziału, a jeżeli weźmie (bo za nieobecność są wyciągane konsekwencje służbowe) to stan świadomości i stopień przyswajania wiedzy będzie na etapie „Ale te koty dzisiaj tupią”, czy „Niech ta trawa tak głośno nie rośnie”.
Można oczywiście spróbować ograniczyć spożycie alkoholu, np. nie rozdając go pracownikom za darmo. Pamiętam taką scenę, gdzie na spotkaniu służbowym na barze wisiał wielki napis „OPEN BAR – 10% rabatu – otwarte od 23 – ZAPRASZAMY.” Dwaj moi koledzy doczekawszy się wreszcie na ową 23 podeszli do baru i zamówili dwie pięćdziesiątki wódki. Wywiązał się taki dialog:
– Dwie pięćdziesiątki wódki prosimy. – zaczęli nieśmiało moi koledzy
– Co nalać? Tańszą, ale dobrą, czy droższą – mówią, że lepszą? – pyta barman
– No jaka tańsza, pewnie, że droższa, czy my wyglądamy na wieśniaków??? – koledzy głośno pytają barmana.
– Już nalewam, proszę bardzo.
Wypili i powoli zaczynają oddalać się od baru.
– Panowie, a kto za to zapłaci? – woła za nimi barman.
– Jak to kto? Nasza firma – zatrzymują się zdziwieni.
– A czytać nie umiemy? Dzisiaj jest dla was rabat 10%, a tak to płacicie sami – mówi spokojnie barman.
– Naprawdę??? – zaskoczeni pytają już trochę ciszej
– Tak, naprawdę, wyszło 36 złotych
– A można płacić kartą? – już naprawdę cicho pytają barmana
– Tak oczywiście, już podaję
Po opłaceniu rachunku barman oddając kartę jednemu z nich zadaje ostatnie pytanie:
– Co mogę jeszcze dla Panów zrobić? Może soku?
– Nie, nie!!! – krzyczą do barmana, po czym szybko odchodzą od baru.
– Dziwni jacyś, przecież soki mają za darmo… - mruczy pod nosem barman
Pracownik powinien wyjeżdżając ze spotkania firmowego opowiadać rodzinie i znajomym w jakiej to świetnej firmie pracuje i z kim znanym miał do czynienia podczas tej cudownej imprezy. I tak firmy zapraszają na spotkania firmowe przeróżnych artystów, celebrytów etc. Pojawiają się zespoły, kabarety, teatry, iluzjoniści, znane postacie itd.
Zdarzają się jednak czasem sytuacje, które zmieniają trochę oczekiwania jednej i drugiej strony. Pamiętam kiedy cała, wielka firma w Polsce wynajęła cały hotel dla siebie (2500 osób). Gwiazdą wieczoru był jeden z najbardziej znanych polskich zespołów, grający na polskiej scenie muzycznej od 30 lat.
Koncert miał rozpocząć się o godzinie 20. Jednak wcześniejsze zajęcia dla pracowników bardzo się wydłużyły i ludzie zamiast na koncert poszli głodni na kolację. Na koncercie około godziny 20 pojawiło się jakieś 80 osób. Zespół stwierdził, że dla tak małej grupy nie będzie grał i poczeka na resztę. Około 21 pojawiło się ok. 500 osób. Muzycy z dużym oburzeniem zaczęli grać i widać było, że nie są zachwyceni wynikłą sytuacją (zwykle to na nich trzeba czekać, a nie na odwrót). Po trzech zagranych numerach wokalista oświadczył, że skoro on musiał czekać na publikę to teraz ona poczeka na niego. Opuścił zatem salę koncertową na 45 minut, by w tym czasie zobaczyć odcinek show w jednej ze stacji telewizyjnych, w którym akurat brała udział córka wokalisty. Reszta zespołu starała się jakoś ratować sytuację i przez trzy kwadranse grała bez lidera. Nie wiemy czy wokalista wrócił po programie, gdyż wszyscy rozeszli się oburzeni takim zachowaniem gwiazdora.
Innym razem słyszałem opowieść o tym jak zwieńczeniem wieczoru miała być wizyta pracowników w teatrze. Spektakl rozpoczął się o 21. Cały teatr wynajęty dla firmy. Większość pracowników siedzi i delektuje się sztuką, jednak jeden z autobusów – dowodzony przez „najtwardszych – zaprawionych w bojach” pracowników uzupełniał na stacji benzynowej swoje zapasy alkoholowe i spóźnił się na przedstawienie. Po 20 minutach od rozpoczęcia spektaklu, wesoła grupa około 30 osób starała się wejść niezauważona i zająć wcześniej przygotowane miejsca. Po zamknięciu drzwi oczom ich ukazała się scena a na niej aktor, który już zdążył idealnie wejść w swoją rolę i zwrócony do publiczności głośno zapytał grupę aktorów wchodzącą na scenę zza kulis: „Skąd przybywacie?”. Głośni i „bardzo radośni” zajmujący miejsca „nowi” widzowie, przekonani że to pytanie jest skierowane do nich, chórem odpowiedzieli: „Z Krakowa, filia wschód”.
Na ten podpunkt składa się cała masa różnych elementów: strategia firmy i nasze w niej miejsce, marketing, relacje szef-podwładny, droga służbowa i wiele innych. Wydawać by się mogło, że właśnie tu w „całej reszcie” znajduje się sedno spotkania firmowego. To w tym właśnie miejscu spędzamy długie godziny „mordując się” z kacem i nudą. To od kreatywności i pomysłowości marketingu oraz osób przygotowujących spotkanie zależeć będzie czy oprócz wrażeń związanych z „zabawą alkoholową” i „zabawą z gwiazdą” wyniesiemy coś jeszcze.
Może warto odpuścić sobie opowiadanie przez marketing o tym samym już 4 raz w tym roku. Może warto coś zmienić, zastanowić się jak wzbudzić zainteresowanie, jak sprawić, żeby ludzie byli na spotkaniu aktywni, spowodować dyskusję, burzę mózgów, a nie tylko „słuchać i nie gadać.” Z doświadczenia wiem, że dużo lepszy efekt pracownikom daje możliwość decydowania o sobie (nawet w marginalnym zakresie) a nie tylko praca odtwórcza wg standardów firmy.
Jeżeli pracownik ma możliwość pokazania siebie i prowadzenia swojej pracy w sposób który go pasjonuje i rozwija, na pewno będzie bardziej wydajny i kreatywny, będzie miał lepsze pomysły i łatwiej przyjdzie mu ich realizacja. Po takich warsztatach będzie „pozytywnie nakręcony”. Natomiast po nudnym „studenckim wykładzie” będzie zmęczony, uśpiony i gwarantuję, że w głowie z tego co miało mu wg firmy zostać, zostanie mu niewiele a najczęściej nic. Nie zawsze piękne hotele, znane gwiazdy, różnoraki alkohol, mądre (wydawać by się mogło) spotkania z profesorami i mądrymi ludźmi spowodują wzrost sprzedaży i skuteczną realizację celów. Czasami wystarczy jeden dzień (a nie np. tydzień) na wypracowanie strategii i modelu promocji w naszej firmie.
Wystarczy zapytać pracowników czego im potrzeba i jak im pomóc w osiągnięciu naszego wspólnego sukcesu. W nikłym procencie firm osoby przygotowujące spotkania firmowe pytają czego na takich spotkaniach potrzeba pracownikom? Nikt nie przeprowadza ankiety, nie pyta, tylko robi po swojemu – tak jak jemu się wydaje, że jest dobrze. Pamiętajmy, że rzeczywistość „zza biurka” jest nieco inna niż „w terenie”.
Wiem, że osoby „zza biurka” oburzą się i powiedzą: „Jak to, przecież jeździmy w teren, jesteśmy tam, rozmawiamy z ludźmi etc.” Jednak ciągła, stała praca w terenie to nie to samo. Nikt w ciągu jednego spotkania z nieznajomą osobą nie otworzy się, nie powie jakie ma oczekiwania, potrzeby czy obiekcje. Większość porozmawia o przysłowiowej „Marynie” i wróci do pracy, a osobom „zza biurka” wydawać by się mogło, że zawsze i u każdego jest tak samo. Dlatego zastanówmy się nad celem takiego spotkania i zapytajmy ludzi czego oczekują. Zdaję sobie sprawę, że spotkanie MUSI mieć głównie przekaz merytoryczny (strategia przyszłości, rozliczenie przeszłości i pokazanie gdzie jesteśmy tu i teraz). Gwarantuję jednak, że każde spotkanie można przygotować w taki sposób, żeby większość (bo nigdy nie będzie tak, że każdy) a przynajmniej duża większość była zadowolona i wyjechała ze szkolenia z naprawdę „naładowanymi bateriami”.
Życzę wszystkim POWODZENIA w organizacji właśnie takich pozytywnych, zwariowanych imprez firmowych.
Paul Arden napisał kiedyś takie słowa:
„ Podczas zebrania nie musisz się przejmować tym co myślą o tobie koledzy, bo oni są zbyt przejęci zastanawianiem się nad tym, co ty o nich myślisz. Zebrania są dla ludzi, którzy mają za mało pracy. Zebranie to przedstawienie, spektakl, w którym wszyscy przekonują siebie nawzajem, jacy są ważni. Prawdziwi gracze nie muszą bawić się w zebrania. Wolą zakasać rękawy i zabrać się do pracy.” I najważniejsze: „Jeżeli już musisz zorganizować zebranie, POZBĄDŹ SIĘ KRZESEŁ!!! Tylko w ten sposób będziesz rozmawiał o naprawdę najistotniejszych sprawach.”