Enough is enough. 90% startupów przepadnie – w zasadzie każdy twórca startupu powinien mieć przygotowane oświadczenie na wypadek klęski. Optimism bias i kilka innych błędów atrybucji pozwalają jednak wierzyć, że nam się uda. Że mamy produkt, który rynek i klienci pokochają. Że mamy zespół wyjątkowych profesjonalistów. I wgląd konsumencki godny wyroczni delfijskiej. Wierzymy, że się uda. I jednemu na dziesięć się udaje.
Startup to firma – nawet we wczesnej fazie rozwoju powinna brać pod uwagę wszystkie czynniki rynkowe. Inaczej stąpa po cienkim lodzie. Startup to jednak specyficzna firma – często działająca w swoistej bańce własnych poglądów, niedostatecznie surowych mentorów, niewystarczająco orientujących się w branży inwestorów i obarczona (niekiedy rozdętym ego) twórcy oraz mirażem szybkiego zysku i mydlącymi oczy studiami przypadków. Brakuje pokory i często zadania sobie trudnego pytania – czy świat rzeczywiście potrzebuje mojego rozwiązania. To że czasem można coś technologicznie zrobić, nie oznacza że trzeba. A tym bardziej nie oznacza to, że ktoś będzie tego potrzebować.
Too much love will kill you. Sam tworzyłem różne rozwiązania. I wiem jedno – za dużo miłości własnej i zbytnie przywiązanie do owoców własnej pracy jest wrogiem w każdej dziedzinie. Nie każde zdjęcie staje się dziełem na miarę Leibovitz. Nie każdy felieton staje się tekstem na miarę Sontag. Nie każdy startup staje się Facebookiem. I nie przy każdym pomyśle trzeba się upierać. Przy każdym jednak pomyśle biznesowym potrzebna jest radykalna szczerość i odpowiedzialność. Można naginać rzeczywistość jak rząd Grecki przed wstąpieniem do strefy euro. Można chronić kruchą ekologię własnych złudzeń jak „modelki z Instagrama”. Ale można też być wobec siebie radykalnie szczerym i od samego początku założenia nie tylko technologiczne, ale też biznesowe poddawać surowej ocenie własnej i innych.
The whole new world. Współczesność daje wszystkie możliwości. Przyszłość już tu jest, tylko nierównomiernie rozdystrybuowana. I to jest paradoksalnie problemem. Wielość rozwiazań, szczególnie na rynku startupów oferujących rozwiazania konsumenckie budzi grozę. Ten lęk przed wyborem badał Schwartz – wybitny psycholog społeczny. Gdy ludzie nie mają wyboru, życie jest niemal nie do zniesienia. Gdy zwiększa się ilość opcji, autonomia, kontrola i wolność wynikające z tej różnorodności są potężne i pozytywne. Gdy jednak liczba opcji nadal rośnie, zaczynają się pojawiać negatywne aspekty posiadania wielu możliwości. Gdy ich liczba rośnie, nasilają się negatywy, do tego stopnia, że stajemy się przeciążeni. W tym momencie wybór już nas nie uwalnia, ale osłabia. I dlatego wątpliwe jest, że ktoś wybierze kolejna apkę do edycji zdjęć, albo kolejny komuniktator. Ani tym bardziej kolejny serwis społecznościowy. Nawet jeśli będa nieco lepsze od Instagrama, Whatsapp czy Facebooka. Ludzie działają nawykowo. I tak jak nie zmieniamy banków na nieco lepsze, tak też nie zamienimy Facebooka na Google Plus. Tu działa efekt pierwszeństwa. Nie świeżości.
I have a dream. Lubię doradzać startupom, które mają w zespole wizjonera, który mapuje dobrze problem i chce zbawić świat. Tak na serio. Proste rozwiązania, które pozwalają rozwiązać dojmujące problemy. Startupy, które ratują ludzkie życie. I takie tam. Lubię wizjonerów, dla których jedynym motywem działania jest nie chęć zrobienia kasy, tylko chęć wywołania zmiany. Oczywiście startup to firma – i jako taka ma przynosić zysk, zwłaszcza jeśli ma inwestora. Ale warto pamiętać, że mocno osadzone w dobrych ideach startupy naprawdę wygrywają. Nawet jeśli ich rozwiązania nie są tak „sexy” jak Vine czy Snapchat. Główne obszary, w których świat potrzebuje rozwoju to profilaktyka i zdrowie oraz dobrostan osób starszych, walka z biedą i nierównomiernym rozkładem zasobów, dostęp do wiedzy, ekologia, nanotechnologie, gospodarka energią i zasobami. Jasne, że to trudniejsze niż zrobienie kolejnej apki. Ale ten świat nie potrzebuje kolejnej apki. Potrzebuje być może prostych rozwiązań wielkich problemów. Ale na pewno nie najeżonych funkcjonalnościami rozwiązań problemów ludzi pierwszego świata.
Są też oczywiście ideowcy, którym nie wychodzi i nie wyjdzie. Sama idea i piękne hasła wyniesione na sztandary nie wystarczają. Rzeczywistość biznesowa to liczby (czasem czysta arytmetyka), ale też psychologia i socjologia zachowań ludzkich. Dlatego, mimo że mam ciarki jak czytam manifest Ello nie mogę się tam odnaleźć. I chociaż im wierzę, to nie wierzę w ich powodzenie. Tym bardziej nie wierzę w powodzenie Tidala. I innych, którzy z kolei ideami wycierają sobie gębę a tak naprawdę to chcą zarobić kaskę.
Imagine. Chcesz lepszego świata dla siebie i innych? To działaj jak Kopernik - startup, który dostarcza technologie realnie wpływające na jakość życia do krajów rozwijających się. Albo jak Buttwrap Berlin, startup bieliźniarski, który 50% zysku oddaje na akcje charytatywne, w ten sposób gigantycznie zwiększając swoją rozpoznawalność. Chcesz oprzeć się na najnowszych trendach? To pamiętaj, że Internet of things to nie Internet of Everything i twórz rozwiązania takie jak NEST, które realnie wpływają na jakość życia użytkowników. Chcesz pomagać ludziom? To nie rób dla nich kolejnej apki, tylko działaj w obszarze microwolontariatu, jak Sparked. Chcesz, żeby badania marketingowe były lepsze? To wymyśl technologię jak Quantum Lab i działaj na polu nauki a nie wiary.
I need a hero. Świat potrzebuje dobrych rozwiązań. Politycy ich nie mają. Dobry Startup może je zaoferować. Pod warunkiem, że będzie szczery. Radykalnie szczery. Pod warunkiem, że zrobi pivot, kiedy trzeba będzie, albo po prostu zarzuci pomysł. Bo jak coś idzie, to pójdzie. A jak nie idzie, to nie pójdzie.