Steven Pinker, w wydanej niedawno nakładem wydawnictwa Smak Słowa książce „Piękny styl”, pisze „Dobrzy pisarze są zapalonymi czytelnikami. Poprzez czytanie wchłonęli ogromne zasoby słów, idiomów, struktur, tropów stylistycznych i figur retorycznych, a wraz z nimi wrażliwość na to, które z nich do siebie pasują, a które wchodzą w konflikt”. Analogicznie dobrzy mówcy – moim zdaniem – to zapaleni słuchacze. Ludzie, którzy słuchają innych, analizują ich dobre wystąpienia i potrafią nasiąkać dobrymi nawykami mówców. Oprócz tego muszą ćwiczyć. I tyle.
Nie ma czegoś takiego jak talent do mówienia. Nikt z nas nie rodzi się z naturalnym darem. To praktyka czyni z nas mistrzów. I świadome kształtowanie kompetencji. I świadome czerpanie z najlepszych wzorców, takich jak na przykład mówcy występujący na konferencjach TED. TEDa oglądam namiętnie. Raz, że inspiruje a dwa, że jest świetnym zbiorem studiów przypadków ilustrujących dobre praktyki mówców.
Idea, teza, narracja
Hasłem konferencji TED jest rozprzestrzenianie idei, które są tego warte. W wytycznych dla prelegentów można wyczytać, że chodzi o przedstawienie w czasie, nie dłuższym niż 18 minut, jednej idei, którą warto propagować. Każdy więc prelegent stoi przed zadaniem – wybrać ideę, postawić tezę, udowodnić, że jest warta propagowania i zainspirować słuchaczy do zmiany. Warto do tych zaleceń odwoływać się za każdym razem, kiedy mamy przygotować prezentację. Idea, produkt, projekt to najczęściej odpowiedź na jakiś problem. Skoro mamy na niego rozwiązanie, to przedstawiając je, chcemy pokazać, że jest warte wdrożenia. I że istnieje potencjał wdrożenia tegoż rozwiązania. Może struktura wystąpień TED nie jest wzorcem z Sevre dla wszystkich prezentacji, ale z pewnością warto się jej przyjrzeć, by poprawić własne wystąpienia. Szczególnie istotne jest właśnie stawianie tez i mocne wprowadzanie w kontekst, po którym poruszają się mówcy i który ma zrozumieć publiczność. Kelly MacGonigal w pierwszych minutach pokazuje, że będziemy rewolucjonizować podejście do stresu, Shawn Anchor wprowadza nas w świat psychologii pozytywnej, Dan Ariely prowadzi nas do świata błędów poznawczych i pułapek irracjonalności. Robią to szybko i skutecznie, bo wiedzą, że mają mało czasu. I wiedzą, że w pierwszych sekundach mózgi słuchaczy albo nakierują swoje zasoby poznawcze na zrozumienie albo nie. Podążą za mówca, albo nie. Poza tym, wszyscy dobrzy mówcy TED całym sobą pokazują, że wiedzą DLACZEGO mówią. A to pytanie, które jest kluczowe przy pracy nad własną prezentacją.
Do sedna sprawy
18 minut to krótko. TED uczy pokory. Tu nie ma miejsca na lanie wody i okrągłe zdanka marketingowców rodem ze słabej ulotki z lat dziewięćdziesiątych. Dlatego lubię krótkie wystąpienia, w trakcje których trzeba powiedzieć bardzo dużo wartościowych rzeczy. Lubię też budować z moimi podopiecznymi trzyminutowe pitche. Takie, w których trzeba zawrzeć ideę, kontekst, problem, rozwiązanie, potencjał i jeszcze w międzyczasie uwiarygodnić się za pomocą społecznego dowodu słuszności, reguły autorytetu i innych technik. To oznacza, że trzeba się bardzo dobrze przygotować. Szczególnie dotyczy to osób, które mają… łatwość mówienia. I tych, które ulegają klątwie wiedzy (opisałem ją tutaj) i klątwie marketingowca. Łatwość w mówieniu często łączy się z banalnymi frazesami, zgranymi frazami, które nic nie wnoszą, a jedynie pięknie brzmią. Kalki słowne i korporacyjny żargon, jak pokazują badania, jest kontr-produktywny. Zgrane, banalne frazesy, usypiają mózg. Dlatego warto wyrwać się z paradygmatu edukacji, w której pytano „na ile stron napisałeś” i cyzelować wystąpienia, wycinając w pień to, co zbędne. Jak to mówił William S. Burroughs „zabij swoich ukochanych” (Kill your darlings). Lubię rygor wystąpień TEDa, przynosi ukojenie i pewność, że da się nawet trudne sprawy, wyjaśnić w prosty i nie prostacki sposób.
Zero sprzedawania ze sceny
Wytyczne TEDa są sformułowane prosto – zero sprzedawania ze sceny, zero nachalnej autopromocji, zero marketingu. Idee warte propagowania to jedno, a promowanie siebie to drugie. Oczywiste jest jednak, że najlepsi mówcy zyskują – ich książki sprzedają się lepiej, są zapraszani do projektów komercyjnych. Stają się rozpoznawalni. Chciałby, żeby z podobnego założenia wychodzili mówcy na niektórych konferencjach, w których biorę udział. Najczęściej, kiedy organizatorzy nie są skorzy do wypłacenia honorarium, mówca w naturalny sposób chce wykorzystać sposobność by coś zyskać. I zamiast pozycjonować się na ciekawego eksperta w branży, zaczyna sprzedawać swój produkt i usługę. Takie wystąpienia są nudne, bo w końcu jeśli bym chciał zobaczyć demo produktu, albo posłuchać o wszystkich funkcjonalnościach, to umówiłbym się na spotkanie. Nie dziwię się mówcom, ale naprawdę lepiej sprzedać ideę związaną z produktem, niż produkt. A jeśli wypozycjonujesz się na eksperta, to świat uwierzy, że twój produkt działa.
Historie, które objaśniają świat
Mówcy, występujący na konferencjach TED opowiadaj często osobiste historie. Nie dlatego, że chcą uprawiać swoisty celebrycki ekshibicjonizm. Każda z tych historii objaśnia świat i pewne mechanizmy, które po prostu w formie takiej narracji są bardziej zrozumiałe. Shawn Anchor, wskazując na potencjał drzemiący w psychologii pozytywnej, do własnych historii odwołuje się kilkukrotnie. Na samym początku wystąpienia mówi:
Kiedy miałem 7 lat, a moja siostra 5, bawiliśmy się na szczycie piętrowego łóżka. Byłem wtedy 2 lata starszy od niej... Teraz też jestem 2 lata starszy. Ale to oznaczało, że musiała robić to, co ja, a ja chciałem bawić się w wojnę. Więc siedzieliśmy na górze piętrowego łóżka. Po jednej stronie łóżka, ustawiłem moich żołnierzy G.I Joe i broń. Po drugiej stronie stały jej kucyki gotowe do kawaleryjskiego ataku. Są różne wersje tego, co zaszło, a skoro mojej siostry tutaj nie ma opowiem, co się stało naprawdę... Moja siostra to trochę niezdara. Bez żadnej pomocy starszego brata, Amy zniknęła nagle z łóżka i z hukiem wylądowała na podłodze. Nerwowo spojrzałem znad krawędzi łóżka, by zobaczyć siostrę na czworakach, po bolesnym upadku na dłonie i kolana.
[…] ujrzałem twarz siostry: strach, ból i zaskoczenie, mieszanka wybuchowa, która obudziłaby rodziców z zimowej drzemki. Spanikowany siedmioletni umysł mógł zrobić tylko jedno by zapobiec tragedii. Jeśli macie dzieci, widzieliście to setki razy. Powiedziałem: "Amy. Nie płacz. Widziałaś, jak wylądowałaś? Ludzie nie spadają tak na cztery łapy. To znaczy, że jesteś jednorożcem."
Siostra niczego nie chciała bardziej, niż stać się Amy - niezwykłym jednorożcem, a nie obolałą 5-letnią siostrzyczką. Jej mózg nigdy nie stanął przed taką okazją. Zmanipulowana stanęła w obliczu konfliktu: mózg próbował przydzielić zasoby do odczuwania bólu i zaskoczenia, lub do myślenia, o tożsamości jednorożca. To drugie wygrało. Zamiast płaczu i przerwania zabawy, zamiast budzenia rodziców, które ściągnęłyby na mnie reperkusje, zamiast tego uśmiechnęła się i wspięła się na łóżko z gracją małego jednorożca ... Jednorożca ze złamaną nogą.
Tą prostą i zabawną historią Shawn Anchor tłumaczy jeden z fenomenów naszego procesu poznawczego: to od nas zależy na co kierunkujemy zasoby poznawcze i to my możemy sterować naszym nastrojem. Dobra historia to taka, która pokazuje schemat i udowadnia jakąś tezę. Ale też takie, która mają pewną określoną konstrukcję i strukturę opisaną chociażby przez braci Dana Heatha i Chipa Heatha w książce Made to Stick. Muszą być prawdopodobne, mieć nieoczekiwane zwroty akcji, być powszechnie zrozumiałe i zawierać konkrente (łatwe do wyobrażenia) elementy. Autorzy mówią też, że dobra historia musi zawierać ładunek emocjonalny. I taka też jest historia Shawna. Szczególnie istotny przy historiach, które opowiadamy jest konkretnie opisywany świat. Nie dotyczy to tylko opowieści, ale także prezentacji w ogóle. Kiedy słuchamy dobrze skonstruowanej opowieści, nasz mózg uruchamia wszystkie obszary: korę ruchową, korę słuchową, korę czuciową, móżdżek (łac. cerebellum) i oczywiście pole Wernickiego i pole Brocka odpowiedzialne za rozumienie mowy. Im konkretniejsze obrazy są zawarte w opowieści, tym lepiej reaguje mózg – dzięki neuronom lustrzanym po prostu testuje możliwość samodzielnego wykonania tego co ogląda lub słyszy. Dlatego zdanie Kennedy'ego Wierzę, że nasz naród powinien postawić sobie za cel, aby przed końcem tej dekady wysłać człowieka na Księżyc i sprowadzić go bezpiecznie na Ziemię, było świetne. Bo zawierało horyzont czasowy i konkretne działania. O ileż lepsze jest niż musimy skupić zasoby by zwiększyć konkurencyjność na zglobalizowanym rynku.
Nasiąkanie dobrymi narracjami to jedno, a praktyka to drugie. Warto bardzo dużo czytać, warto korzystać pełnymi garściami z kultury remiksu, warto oglądać wystąpienia mówców na TED, ale przede wszystkim warto wykorzystywać wszystkie możliwe sytuacje by sprawdzać się w publicznym mówieniu. Nikt nie urodził się mówcą. Tak samo jak nikt nie urodził się wirtuozem skrzypiec czy mistrzem photoshopa. To po prostu kompetencja, którą się nabywa. Oglądanie TED to dobry pomysł na kształtowanie tej kompetencji.