Innowacja jest trochę jak Yeti. Wszyscy o niej mówią, nikt jej nie widział. Nie ma spotkania ze startupami, by nie padło sformułowanie – „innowacyjne rozwiązanie”. Politycy pochylają się nad innowacyjnością gospodarki. Fetyszyzujemy innowację, podobnie jak kiedyś rajcowały nas „rozwiązania skrojone na miarę” i „troska o najwyższą jakość usług”. Gdzieś tam wiemy, że biją dzwony, ale nie do końca wiemy, w którym kościele. Czujemy, że ma być innowacyjnie, bo jak nie będzie, to dostaniemy po łapach.
Z obiegowych opinii wynika, że dobry biznes, to biznes innowacyjny. Dobra gospodarka, tak samo. I jak się okazuje, takie przekonanie znajduje odzwierciedlenie w statystykach. Według badania przeprowadzonego na zlecenie marki Chivas Regal w ramach programu The Venture, pojęcie „dobry biznes” oznacza dla Polaków przede wszystkim przynoszenie zysku właścicielom.
Wśród najważniejszych wyznaczników „dobrego biznesu” Polacy wymieniają dobrą organizację pracy (69%), dbanie o pracowników (62%) oraz innowacyjność (59%). Dla przedsiębiorców „dobry biznes” oznacza ponadto wolność od korupcji i prowadzenie uczciwej konkurencji. Natomiast dbanie o środowisko (38%), poprawa jakości życia (35%) czy zaangażowanie społeczne (34%) to cechy, które najmniej kojarzą się Polakom z „dobrym biznesem”. A szkoda, bo co prawda innowację społeczną i biznes zaangażowany społecznie nieco trudniej upchnąć w tabelki excellowskie, ale mogą one stanowić dobry wyróżnik naszej marki.
Pokazały to nie tylko badania psychologiczne, których wyniki wskazują jasno, że ludzie są skłonni płacić więcej i darzyć większą sympatią marki, które są odpowiedzialne społecznie, ale także praktyka takich firm jak Buttwrap Berlin, Lush Cosmetics czy innych, które jasno komunikują, że ich biznes to nie tylko chęć zysku. I nie tylko dbanie o najwyższą jakość usług. Ale po prostu pewna wrażliwość. I wierność zasadom.
Marian Owerko, prezes firmy Bakalland, vice prezes Polskiej Rady Biznesu, angażujący się w realizację wielu programów edukacyjnych dla studentów oraz absolwentów szkół wyższych, który był jurorem w konkursie w ramach programu The Venture organizowanego po raz pierwszy przez polski oddział marki Chivas Regal uważa, że wynika to z podejścia do biznesu w Polsce. „Taka opinia wynika ze standardowego podejścia do biznesu na polskim rynku. Wciąż niewiele osób patrzy dalej i dostrzega potencjał w tym, aby zbudować biznes w oparciu o potrzeby społeczne. A to właśnie stanowi fundament pod budowę sukcesu firmy” – mówi.
Innowacje społeczne czyli jakie
Innowacje społeczne to takie, które buduje się właśnie nie tylko w oparciu o oczywiste potrzeby rynkowe, ale takie, które bazują na potrzebach społecznych – szczególnie takich, gdzie nie ma wizji łatwej monetyzacji. Może to być praca nad komunikatorem dla osób głuchoniemych, może to być przedsiębiorstwo aktywizujące osoby bezrobotne. Wreszcie może to być firma, która… postanowiła sobie za cel, nowy model dystrybucji podstawowych artykułów żywnościowych w dyskontowych cenach, tam gdzie… do dyskontów biedniejsi mają za daleko. Takim właśnie pomysłem na swoiste dystrybutory (vending machines) z podstawowymi produktami, wygrał Chivas Venture, młody przedsiębiorca z Chile. Więcej jego projekcie AlGramo tutaj.
Chivas wspiera, mnie też nie zaszkodzi
Innowacje społeczne skupiają się na ważnych problemach – często tam, gdzie nie widać od razu szybkiego zysku. I takie właśnie startupy chce nagradzać marka Chivas. Do tej pory odbyły się … edycje globalne. W Polsce w tym roku wystartowała pierwsza lokalna. Od razu z sukcesem. Zdało się zebrać ponad sto zgłoszeń – przyznam szczerze, że wiele było naprawdę ciekawych i co więcej, wcześniej mi nie znanych. To istotne, bo jako facet, który przesiewał już startupy w wielu konkursach, czasem mam dość mocne wrażenie, że… znam już wszystkie. Moje zdanie podzielała także jurorka Agnieszka Oleszczuk-Widawska, twórczyni serwisu Evenea.pl. Ale nie tylko ilość robiła wrażenia. Jakość także. Do ścisłego finału konkursu, w którym nagrodą było 60 tysięcy za miejsce pierwsze i 20 tysięcy za dwa wyróżnienia oraz udział w finale w Nowym Jorku, gdzie pula nagród wynosi milion dolarów weszło siedem startupów. Z Emerald, Pluszektorium, The Jillion, Alergis, Plan Planeta, Jadezabiore i Migam miałem okazję pracować podczas warsztatów, przygotowujących do finałowego wystąpienia.
Poznałem biznesy, pomysły, ale przede wszystkim poznałem ludzi – którzy w swej działalności kierują się nie tylko chęcią zysku, ale też dużą empatią.
Nagrodę główną jury, w składzie Agnieszka Oleszczuk-Widawska, Michał Żebrowski, Marian Owerko oraz Philip Ainsworth, przyznało Migam, wyrożnienia Emeraldowi i Jilon. Za migam będziemy mogli niedługo trzymać kciuki podczas gali finałowej w Nowym Jorku. Oby się udało. Ale jeśli się nie uda, to projekt będzie rozwijać się dalej. Bo jeśli ktoś chce pomóc 72 milionom osób głuchych na świecie, to na pewno nie zrazi się, jeśli nie wygra konkursu – nawet tak prestiżowego jak Chivas Venture.
Świadomość idei biznesu zaangażowanego społecznie oraz tego, co ta idea reprezentuje, jest jeszcze niewielka. Zaangażowanie społeczne w biznesie kojarzy się najczęściej z akcjami charytatywnymi (64%) oraz aktywizacją zawodową grup wykluczonych (54%). Zdecydowanie rzadziej zaangażowanie społeczne przywodzi na myśl promocję lokalnych produktów (47%) czy wytwarzanie produktów lub usług bez szkody dla środowiska naturalnego (39%). Konkursy takie, jak Chivas Regal wyznaczają dobry kierunek. Chodzi jednak nie tylko o nagradzanie, ale także o zmianę przekonań – że ludzkie działanie nie zawsze musi być obliczone tylko na zysk. I że można coś robić dobrze, a pieniądze traktować jako pewnego rodzaju skutek uboczny. Oczywiście, że biznes to nie działania stricte charytatywne. Jasne, że dobrze by było, żeby finaliści Chivas Venture w Polsce i na świecie zarabiali czyniąc dobro. Ale na pewno warto też, żeby wpuścić trochę wartości w świat często bezkompromisowych działań nastawionych tylko na zysk i motywowanych (zupełnie ludzką) chciwością.