„Piekło zamarzło”! Komentarz tej treści znalazłem pod pierwszym udostępnionym zdjęciem, na którym zamiast sprzętu z jabłkiem, znalazł się… Surface Pro 4. Oczywiście żartobliwy, ale widać wielu ludziom tak bardzo kojarzyłem się ze sprzętem firmy z Cupertino, że logo Microsoftu wywoływało swoisty dysonans poznawczy. Jakiś czas późnej zadzwonił do mnie znajomy, który właśnie szukał nowego komputera. Facet legenda w marketingu. Zadzwonił, bo jak powiedziała mu żona, „widziała, że Bucki ma Surface Pro i warto się go spytać, o co chodzi”. No cóż, zgodnie z prawdą powiedziałem, że chodzi o pewien eksperyment. Taki, w którym postaram się przesiąść na jakiś czas z jednego sprzętu na inny i zobaczyć, czy przeżyje. To że ludziom kojarzyłem się z jedną marką, to jedno. To, że rzeczywiście na niej pracowałem i miałem pewne nawyki (ale też odczuwałem braki), to drugie.
Pragnę uspokoić tych, którzy tak bardzo zaniepokoili się o moje zdrowie, czy też stan umysłu. To, że się na jakiś czas przesiadłem na Surface Pro 4 to fajny eksperyment. Przeprowadzony w określonych warunkach i z określoną tezą badawczą. Taką, która brzmiała – czy mój warsztat pracy, moje prelekcje i moje szkolenia zyskają na tym, że moim towarzyszem nomadycznego życia będzie inny niż dotychczas sprzęt.
Co miesiąc prowadzę do 8 dużych szkoleń i jestem gościem na kilku do nawet kilkunastu konferencji i spotkań. Każdy wyjazd wiąże się z tworzeniem slajdów, prowadzeniem warsztatów interaktywnych i wieloma godzinami spędzonymi w pociągach. Na to ostatnie wcale nie narzekam. Bo mam czas by spokojnie popracować. Do tej pory na laptopie, przez ostatni miesiąc na Surface Pro. Może to niektórych zaskoczy, ale ja się nawet nie pieklę o brak internetu w Pendolino, bo uznałem to za fajne wyzwanie – pracować nad tym, co neta nie wymaga, bez żadnych „przeszkadzajek”. Tak więc z nowym Surface Pro 4 przejechałem w pociągach prawie 3000 km, zrobiłem z nim 12 szkoleń i wystąpiłem na 8 konferencjach. Przejechałem i przeżyłem. Na dodatek wprowadziłem do swojego repertuaru kilka sztuczek, które do tej pory nie były możliwe bez ekranu dotykowego.
Ale po kolei – do tej pory Microsoft kojarzył mi się nieodmiennie z… 256 aktualizacjami, topornymi interfejsami i pracą w firmach, o których pogardliwie myślałem, że nie stać ich na Apple. Kojarzył mi się też z dotowanymi przez UE szkoleniami na laptopach z Windowsem i Internet Explorerem. Na których zresztą ten ostatni służył mi tylko raz – do zainstalowania Chrome'a. Kiedy więc zdecydowałem się na (pierwotnie planowaną jako czasową) przesiadkę na Microsoft Surface PRO, mój mózg przywoływał same katastroficzne obrazy. Po miesiącu się uspokoił. A ja się (trochę) zakochałem. Nadal jednak nie używam Explorera, który chyba w nowej wersji nazywa się The Edge. To znaczy używam raz – do ściągnięcia Chrome.
Każdy kto mnie zna, wie, że do tej pory nieodłącznym atrybutem Buckiego było jabłuszko. Ale ci, którzy znają mnie dobrze, wiedzą, że lubię eksperymenty i szczególnie fascynuje mnie… problematyka zmiany. No to postanowiłem sobie zafundować zmianę. Zmianę z punktu widzenia kogoś kto nawykł do jednego systemu totalną. Jak to jednak z wieloma zmianami bywa, nie taki diabeł straszny.
Na początek powiem o warunkach badania. W okresie wzmożonej aktywności, o której wspomniałem, zamiast korzystać w pociągach i podczas szkoleń czy konferencji z laptopa i tabletu, korzystałem z Surface Pro 4. Microsoft Surface Pro 4 to kontynuacja idei Microsoftu, który chce nas przekonać, że właśnie taki sprzęt jest w stanie zastąpić laptopa. Z komunikacji marki jasno wynika, że Surface nigdy nie rywalizował z tabletami. Producent porównuje go do Macbooków i trudno mu się dziwić, bo zastosowane w tym urządzeniu podzespoły zdecydowanie mu na to pozwalają. I dlatego ja się przesiadałem z MacBooka Air 13 cali na Surface Pro 4. W większości recenzji widziałem raczej próby porównania do Ipada Pro. Ja zdecydowałems się na moje badanie, bo… akurat takie było możliwe. Jakoś Apple nie chciał mi wypożyczyć Ipada, żebym sobie potestował :) Zresztą prawda jest taka, że szukam po prostu czegoś, co się sprawdzi w mojej sytuacji, czyli:
• ma klawiaturę,
• ma dobry wyświetlacz,
• jest lekkie,
• pozwala przygotowywać i prowadzić prezentacje,
• trzyma w miarę długo baterię
• wzbogaca moje prezentacje i szkolenia w sztuczki.
Tyle z moich potrzeb. Może i są one niewielkie, bo z tego co wiem Michał Sadowski z Brand24 montuje na Surface 4 nawet filmy w HD. Ja zapomniałem jeszcze dodać o jednej rzeczy. Nie chciałem robić sobie obciachu. Zupełnie serio – muszę przyznać, że jestem trochę próżny. I do tej pory jedna firma na ten nucie grała. Microsoftowi także na tej się udało zagrać. Urządzenie jest po prostu ładne. Zgrabnie wygląda jak się je wyjmie i postawi. Jest stabilne i nawet wygodnie się na nim pisze. Ja wybrałem do testowania klawiaturę w kolorze granatowym. Bo pasowała mi do moich granatowych spodni i białej koszuli. Czyli mundurka konferencyjno-szkoleniowego.
Zadania jakie przed sobą postawiłem to:
• pisanie tekstów na moje blogi w podróży
• przygotowywanie prezentacji (tym razem w PowerPoint a nie w Keynote)
• prowadzenie warsztatów, prelekcji i szkoleń z użyciem stylusa (który jak się okazuje może być też pilotem i wskaźnikiem, wow)
• tradycyjnie odbieranie poczty, pisanie, uzupełnianie listy zadań, robienie notatek, kolekcjonowanie inspiracji, czytanie książek i artykułów.
Co mi się podobało w trakcie przesiadki?
Najbardziej chyba zachwyciły mnie możliwości jakie daje wykorzystanie w trakcie warsztatów i konferencji stylusa. O tym, że można go wykorzystać jako wskaźnik i pilota już pisałem. Dodatkowo można po prostu „na żywo” dorysowywać, dopisywać i czarować na slajdach czy obrazkach. Szczególnie dobrze się sprawdza przy omawianiu studiów przypadku, ilustrowanych zdjęciami. U mnie zdarza się to często. Zwłaszcza kiedy tropię „przylepne historie” w internecie i chcę omówić poszczególne ich elementy. Wtedy poza wskaźnikiem przydaje się właśnie zakreślenie.
Zupełnie osobną sprawą jest możliwość zrobienia zdjęcia w trakcie trwania szkolenia i po prostu dodania elementów narysowanych. To akurat zawsze się ludziom podoba. Bez względu na to, czy robię zdjęcie sobie i dorysowuje sobie jakieś dymki z poleceniami, czy też robię zdjęcie sali i… również coś „komentuję”. Taki rodzaj interakcji jest możliwy na Surface Pro. Oczywiście trzeba mieć pomysł na takie działanie w trybie „na żywo”. I musi to wspierać sam pomysł edukacyjny, a nie być tylko fajną błyskotką. Ale jako facet, który wie, że co jakiś czas trzeba znaleźć sposób na skupienie uwagi sali, klienta, studentów, doceniam ten kolejny środek w mojej artystycznej ekspresji.
Doceniam też fakt, że mogę szybko robić notatki i zbierać inspiracje w jednym miejscu. Bardzo przydała mi się aplikacja One Note w połączeniu ze stylusem i… klawiaturą. Bo sam tablet to oczywiście super sprawa, ale jeśli jeszcze da się na nim pisać. I to bez większego bólu serca i tęsknoty za pełnowymiarową klawiaturą to petarda. Tu jeszcze jest gładzik, który może totalnie precyzyjny nie jest, ale… zawsze to lepsze niż klawiatura bez touchpada. Zwłaszcza, jeśli ktoś jak ja, często właśnie tak korzysta z komputera.
Jeśli chodzi o moją robotę, to już wiem, że z Surface mogę być i Pro i Eko i… nie martwić się o flipcharty i folie adhezyjne. Mogę spokojnie odpalić aplikację Drawboard PDF albo szkicownik i na tym samym rzutniku, na którym wyświetlam slajdy czy filmy, wyświetlać schematy czy mapy myśli tworzone na bieżąco. Do tej pory zawsze było to mnóstwo kartek lub foli adhezyjnych. Teraz jest jeden komputer, jeden rzutnik, jeden rysik. No i jedna klawiatura.
Na koniec – podobało mi się to, że po powrocie do hotelu mogę odpalić Netflixa i oglądać go na tablecie… bez trzymania go i bez ustawiania piramidy z książek czy innych podstawek. Bez klawiatury Surface daje radę i bardzo stabilnie się trzyma. A rozdzielczość jest cudna i szczerze mówiąc trochę nie mogłem patrzeć już potem z powrotem na mojego MacBooka Air.
Co mi się nieco mniej podobało
Żeby nie było tak idealnie. Windows to nadal nie do końca moja bajka, chociaż sądzę, że to też kwestia przyzwyczajenia. Smuci mnie mała liczba aplikacji. Ale najpotrzebniejszą mi, czyli Todoist znalazłem. Czasem miałem problemy z połączeniem z sieciami bezprzewodowymi, ale to znów (jak mi powiedziano), kwestia systemu operacyjnego, a nie samego sprzętu. Jeśli chodzi zaś o korzystanie z klawiatury, to było prawie super. Poza wspomnianym gładzikiem, który trochę jednak lagował i przy skrolowaniu dwoma palcami czasem kląłem, czasem trochę trudno się pisało trzymając całość (klawiatura z przypiętym tabletem) na kolanach. Tu zdecydowanie polecam twarde powierzchnie. Da się bez nich, ale przy dłuższym pisaniu może być frustrująco.
Dla kogo taki Surface PRO
Surface Pro 4 nie jest urządzeniem doskonałym. Szczególnie dla osób bardzo zaangażowanych w cyfrowe życie również poza pracą. Jego czas pracy na akumulatorze jest trochę rozczarowujący, a zarządzający nim Windows 10 wymaga dalszych szlifów. Jest to jednak piękne, dobrze zrobione, potężne i bardzo użyteczne narzędzie. Jeśli szkolisz, wyjeżdżasz często i chce robić show podczas konferencyjnych wystąpień to polecam. Ten tekst nie jest stricte recenzją sprzętu, bo takich kompetencji nie mam. Jest opisem pewnego badania. Pacjent przeżył i ma się dobrze. I bardzo polubił na nowo rysowanie. Na tablecie :)