Dzień kwalifikacji podczas takich imprez startupowych jak Wolves Summit jest jak pierwsze castingi do talent show. Cały przekrój osobowości, podejść do prezentowania, predyspozycji i… galeria osobliwości. Są też oczywiście perły. I te perły znajdą się pewnie w finale. Jak zwykle sprawdza się moje powiedzenie: „dobra prezentacja nie uratuje złego projektu, ale zła prezentacja może pogrzebać bardzo dobry pomysł”. Po prostu nikt go nie zrozumie. I w konkursie nie przejdziesz dalej.
Na punkcie projektowania komunikacji mam obsesję. Trudno mi już oglądać słabe występy. Jednak kwalifikacje w konkursach śledzę z masochistyczną przyjemnością. Szukam inspiracji, analizuję i czasem daję informację zwrotną tym, którzy o to proszą. Muszą się tylko liczyć z tym, że powiem co naprawdę myślę. A po każdym konkursie i Demo Day’u myśle, że może nie jest już najgorzej, ale nadal jest dużo do poprawy. Oto 7 grzechów głównych.
3 minuty to za mało by powiedzieć wszystko
Częsty argument, z którym się spotykam: „Mój projekt jest tak zajebiście skomplikowany, że nie da się o nim opowiedzieć w 3 minuty”. Dobra, to o nim nie opowiadaj. Konkurs, czy Demo Day ma takie zasady, a nie inne. Nie potrafisz w 3 minuty, to tego nie rób. Najpierw jednak zastanów się, skąd się bierze przekonanie, że trzeba powiedzieć wszystko. Masz 3 główne zadania. Skupić uwagę słuchaczy. Ułatwić zrozumienie o co chodzi i uznali, że to warte dalszej uwagi. Sprawić by zapamiętali i mówili o twoim pomyśle dalej. Jeśli kierujesz się empatią i panujesz nad tzw. klątwą wiedzy, to będzie ci łatwiej. I pamiętaj, że inwestor skanuje twoją prezentację szukając: zwrotu na inwestycji i ryzyk związanych z produktem, rynkiem i zespołem.
Czy mogę czytać z kartki?
Możesz. Możesz nawet czytać z iPada, czy telefonu. Wszyscy potem będą mówili o Tobie. Niekoniecznie to, co chciałbyś usłyszeć.
Nie znam angielskiego. I co z tego
Nie musisz mówić, jak królowa Elżbieta. Ale jeśli decydujesz się na start w konkursie międzynarodowym, to nie licz na to, że polski będzie językiem obowiązującym. Jeśli w całym zespole nie masz nikogo, kto zna angielski, to poczekaj aż ktoś taki się znajdzie i wtedy startuj. Podczas Wolves jeden z prezentujących całość przeczytał po angielsku z kartki głosem robota. Po prezentacji zapadła martwa cisza. I nie była to cisza wypełniona podziwem.
Nie rozumiesz mojego pomysłu. Jesteś debilem
Najgorszy scenariusz po prezentacji? Ktoś z jury lub inwestor pyta: „Więc co tak naprawdę robicie?”. Odpowiedzialność za to, by nasz projekt był zrozumiały spada na nas. Obrażanie się na to, że ktoś nie zrozumiał jest mało produktywne. Tak samo jak kłócenie się, czy wymiana uszczypliwości. Jest takie dobre angielskie powiedzenie: „to win an argument is to lose a sale” (wygrać dyskusję, to przegrać sprzedaż). Dokładnie tak jest podczas rundy pytań po prezentacji startupowej. Odpowiadaj: Tak i, a nie Tak, ale! Słuchaj uważnie, nie przerywaj.
Coś wiem, to coś powiem
Przy trzy- lub pięciominutowych zawsze polecam przygotowanie sobie skryptu. Spisanie tego, co chcę powiedzieć. Są oczywiście mistrzowie improwizacji. Myślą, że coś wiedzą na temat swojego pomysłu to coś o nim powiedzą. I zazwyczaj kończy się na tym, że COŚ mówią. A to niekoniecznie coś co odpowiada na najważniejsze pytania inwestora czy sędziego w konkursie. Ci z giętkim językiem, często też nie mieszczą się w czasie. A 3 minuty, to 3 minuty, a nie 15.
Czy można puścić film? TERAZ!
Najgorszemu wrogowi (choć w sumie nie mam) nie radziłbym odpalać tzw. live demo podczas prezentacji. Zwłaszcza trzyminutowej. Bo jeśli coś ma pójść źle, to pójdzie źle. Podobnie zresztą jest z prezentacjami, których nie sprawdzimy technicznie przed godziną W. Nie wiem na przykład dlaczego niektórzy nie decydują, by zagnieździć film w prezentacji tylko proszą obsługę techniczną, by przełączała programy w trakcie krótkiego pitchu. Nerwowe Can we play the movie now usłyszałem nie raz. Prezentację trzeba sprawdzić, plik z filmem zagnieździć, fonty zweryfikować i liczyć na siebie, a nie na to, że facet, który tego dnia musi obsłużyć 70 prezentacji idealnie zsynchronizuje wszystko być Ty mógł błyszczeć na scenie jak Beyoncé.
Poczytaj mi mamo (ze slajdów)
Jeśli slajdy i Ty mówicie dokładnie to samo, to naprawdę spokojnie jedno z dwojga może iść do domu. Mogłoby się wydawać, że takie rzeczy się już nie zdarzają. A jednak. Na Wolves się zdarzyło. I to w formie ekstremalnej. Facet odwrócony tyłem do sędziów czytał. Słowo w słowo. Dla wszystkich, którzy uważają, że dublowanie przekazu wizualnego i mówionego działa mam złe wieści. Prof. Mayer przebadał i NIE DZIAŁA. Slajd może być świetną puentą naszego komunikatu. Może obrazować to, co inaczej trudniej przekazać (np. schemat działania). Może też aktywować emocje – jeśli na slajdzie mamy tzw. element emotogenny. Slajd możesz omówić, ale błagam nie czytaj. My i tak w ostateczności przeczytamy go szybciej.
Wszystkie dobre prezentacje są takie same. Każda zła jest zła na swój sposób. Te bardzo dobre można obejrzeć w finałach. Te złe podczas kwalifikacji. Warto jednak pamiętać, że bardzo dobra prezentacja (pitch) nie uratuje słabego pomysłu. Ale słaba prezentacja może pogrzebać dobry pomysł. Nikt go nie zrozumie. Nikt go nie doceni. Nikt nie powie zostań.