7% - tylko za taką część naszej komunikacji odpowiadają słowa – ten silnie rozpowszechniony neuro-mit to bzdura. Podobnie jak dane, jakobyśmy używali tylko 10% naszego mózgu i teorie o dominacji lewej czy prawej półkuli u osób kreatywnych czy analitycznych. W te uproszczenia chcemy wierzyć, bo są właśnie proste. A mózg lubi proste historie. I informacje podane w pewien konkretny sposób.
Mitami o dominacji półkulowej i rzekomym wykorzystywaniu jedynie 1/10 swojego mózgu nie będę się zajmować. Zainteresowanych odsyłam do badań, które znajdą na samym końcu tekstu. Jednak z mitem 7% chcę się rozprawić. Ten pseudo-naukowy wątek w szkoleniach trenerów komunikacji pojawił się wskutek błędnej interpretacji badania, które przeprowadził profesor Mehrabian. On sam prosi zresztą na swojej stronie, by zaprzestać rozszerzania wniosków z jego badania na całą komunikację.
Cóż to za badanie? Profesor Mehrabian chciał sprawdzić, jaką część intencji odczytujemy z pojedynczego słowa (w jego badaniu było to słowo LOVE), a jaką z sygnałów pozawerbalnych w trakcie jego wypowiadania. Badani słuchali więc tego samego słowa wypowiadanego bardzo pogardliwym głosem przez osobę z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Albo wykrzykiwanego w wielkiej złości. Oczywistym jest, że w tej sytuacji intencję „nadawcy” odczytywali głównie z sygnałów pozawerbalnych, a nie z treści (znaczenia) zawartej w słowie. W żaden jednak sposób nie można tego przenosić na całą komunikację. Następnym razem kiedy usłyszysz, że ktoś z pełną powagą mówi, że słowa odpowiadają jedynie za 7% naszej komunikacji, poradź mu, że gdy zatrzyma go policjant, powinien powiedzieć: spier… ale z uśmiechem i czarującym głosem. Zobaczy wtedy, za jaką część komunikacji odpowiadają słowa.
Mózg lubi słowa – do ich konsumowania ma cały zestaw neuronów. Te odpowiadające za rozumienie słów i przetwarzanie języka zgromadzone są w polu Broki i polu Wernickiego. Ale w rozumieniu drugiego człowieka i komunikatów bierze udział cały mózg. A przynajmniej powinien, jeśli dobrze układamy zdania. Dobrze – czyli jak? Przede wszystkim biorąc pod uwagę… uwagę.
Uwaga to część procesów poznawczych odpowiedzialnych za koncentracje. Chcesz by ludzie koncentrowali się na twoich zdaniach, nauczy się najpierw jak skupiać ich uwagę. Słowami, historiami, przykładami, rekwizytami, obrazami itp. Nie ma jednego idealnego sposobu. Warto próbować i eksperymentować. Trzeba jednak brać pod uwagę prosty schemat – proste (simple), nieoczekiwane (unexpected), wiarygodne (credible), konkretne (concrete), emocjonalnie naładowane (emotional) historie (stories) to recepta na sukces (succes).
Schemat ten pochodzi z książki Made to stick braci Dana i Chipa Heatha. Powstał na podstawie analizy setek historii – miejskich legend, mitów i teorii spiskowych, które odniosły sukces. Czemu? Bo nasz mózg nie ma wbudowanego radaru prawdy czy nieprawdy, gdy ta pojawia się na horyzoncie lub na Facebooku.
Inaczej tak wiele osób nie udostępniałoby informacji o… śmierci Tiny Turner. Nie robili tego, bo są głupi, czy na tyle diaboliczni, że chcieli celowo rozpowszechniać bzdury. Robili to dlatego, że są ludźmi. I dlatego, że historia była:
Prosta – w końcu nie trzeba wielkiego intelektu i wysiłku poznawczego, żeby zrozumieć informacje, o tym, że piosenkarka zmarła i że znalezioną ją w hotelowym pokoju.
Nieoczekiwana – w końcu kto by się spodziewał, że teraz kostucha sieknie Tinę.
Wiarygodna – w końcu udostępniali to inni znajomi a wpis był opatrzony czarn0-białym zdjęciem (tu trochę sobie śmieszkuję, ale prawda wygląda tak, że niewiele nam czasem potrzeba przy pobieżnym skanowaniu informacji byśmy uznali ją za wiarygodną)
Konkretna – w końcu Tinę znaleziono w hotelu (konkretne miejsce) i podano prawdopodobną przyczynę śmierci. Konkretne przedmioty, miejsca i opis zdarzeń (mających choćby pozór prawdopodobieństwa) sprawiają, że mózg postrzega historię jako bardziej prawdziwą. To dlatego, że może się odnieść do czegoś, co zna. I rozumie.
Emocjonalna – w końcu śmierć (znanej) osoby wzbudza emocje. Wzbudza też u niektórych niezdrową sensację. Co ciekawe emocje modelują też nasze zachowanie. W tym wypadku emocja prowokuje mechanizm udostępniania (dzielenia się) w mediach społecznościowych – na co zresztą na pewno liczyli twórcy tej i innego pseudo-prawdy (czyli po prostu kłamstwa).
Historią – ten ostatni element wydaje się być oczywisty. Jednak trzeba pamiętać, że nie każdy ciąg zdarzeń to historia.
Nasz mózg wręcz uwielbia dietę złożoną z historii. Storytelling działa głównie dlatego, że w naszym między mózgami słuchacza i opowiadacza występuje zjawisko, które bada profesor Uri Hasson. To brain-to-brain coupling, czyli mechanizm swoistej synchronizacji mózgów. W mózgu słuchacza i nadawcy świecą się te same ośrodki korowe. Ktoś mówi o chodzeniu i u niego i słuchacza świeci się kora motoryczna. Ktoś opowiada, że w jego ogrodzie w maju pachniało intensywnie bzem – u niego i u słuchacza aktywizuje się kora śródwęchowa.
Mózg nie ma wbudowanego radaru wykrywania prawdy i nieprawdy. Po prostu pewne opowieści i informacje brzmią dla niego prawdziwie. Tylko dlatego, że złożone są z odpowiednich słów, ułożonych w smaczne historie, podlanych sosem wiadomości zgodnych z naszymi motywacjami, systemem preferencji i wartościami. Wierzymy, bo często po prostu chcemy wierzyć. Bo coś brzmi dla nas prawdziwie.
Twórcy teorii spiskowych i klikalnych fake-newsów (smutny eufemizm dla gówno-prawdy) znają te zasady. Może pora by również ci, którzy mają do przekazania prawdziwe historie i prawdziwe informacje zaczęli je wykorzystywać tak, by prawdziwe było bardziej… prawdziwe w uszach odbiorców.
Zinteresowanych badaniami nad mitem lewo- i prawo-półkulowej dominacji odsyłam tutaj.
Zinteresowanych badaniami nad mitem 10% odsyłam tutaj.