Brexit, czyli witamy nowy wstrząs
Piotr Stefaniak
24 czerwca 2016, 14:25·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 czerwca 2016, 14:25Kiedy byłem w zeszłym tygodniu w Londynie, czuło się delikatny niepokój, ale mimo wszystko centrum finansowe Europy liczyło, że tak jak w przypadku referendum niepodległościowego Szkocji, wyniki sondaży są przesadzone. Dziś już wiemy, że jedna z największych gospodarek na świecie zdecydowała, że lepiej będzie jej poza strukturami Unii Europejskiej.
Kiedy przycichł kryzys z długiem Grecji, kiedy przystopowała fala uchodźców, Brytyjczycy zafundowali Europie, ale także całemu światu, kolejny wstrząs. Co to oznacza?
W kilkudniowym horyzoncie czeka nas masa zawirowań na rynku walutowym i giełdowym. Podobnie jak w przypadku początku kryzysu finansowego w 2008, nie wiadomo tak naprawdę co się dzieje, inwestorzy będę więc reagować paniką i uciekać z rynków, gdzie ryzyko jest choćby niewiele większe od minimalnego, czyli np. z Polski. Stracą wszyscy ci, którzy na przykład w tym momencie realizują jakieś płatności czy po prostu są na wakacjach za granicą. Całe szczęście, że już jutro weekend - będzie czas na ustabilizowanie nastrojów.
W horyzoncie kilku miesięcy czekają nas wybory w Wielkiej Brytanii, po których okaże się, jak tak naprawdę będzie wyglądał Brexit i czy nowy rząd będzie chciał za wszelką cenę utrzymać jak najwięcej przywilejów dotychczasowego członka. Na pewno wymiana handlowa będzie trudniejsza, to wszystko oczywiście wpłynie na osłabienie gospodarki, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także krajów europejskich, w tym Polski, która wysyłała za kanał La Manche dużo (i coraz więcej) swojego eksportu.
Wydaje się, że sporo straci samo miasto Londyn, które do tej pory czerpało krocie z bycia centrum finansowym Europy i centralą wielu międzynarodowych firm. Nie ulega wątpliwości, że po wyjściu z UE dużo prościej będzie prowadzić taką działalność na kontynencie (np. w Amsterdamie).
Jest też oczywiście aspekt polityczny. Zapewne Szkocja rozpisze nowe referendum o niepodległość, a pamiętajmy, że w poprzednim najważniejszym argumentem za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie, była niechęć do wychodzenia z UE.
Wielką Brytanię czeka więc bardzo dużo zamieszania, a jak wiadomo gospodarka nie lubi zamieszania. O wyjściu z UE zadecydowali raczej słabiej wykształceni i gorzej uposażeni mieszkańcy mniejszych ośrodków. I to oni raczej zapłacą za to najwyższą cenę.
Dla Europy wiadomość jest bardzo zła, ponieważ jest to kolejny problem na długiej już liście. W najbliższych miesiącach należy się spodziewać dyskusji o tym, w którą stronę UE ma pójść i bardzo możliwa jest sytuacja, że jądro UE, czyli strefa euro po prostu zrobi krok do przodu i zacieśni integrację, pozostawiając resztę krajów (w tym Polskę) na obrzeżach. Przypomnijmy, że Wielka Brytania była jedynym naprawdę liczącym się krajem, który stopował takie rozwiązanie.
Brexit może też być katalizatorem wzrostu podobnych nastrojów w innych krajach europejskich, ale miejmy nadzieję, że elity polityczne wykażą się większą wyobraźnią niż te w Zjednoczonym Królestwie.
Dla Polski wyjście Wielkiej Brytanii to sytuacja wręcz tragiczna. Stracimy dużego sojusznika w UE. Stracimy gospodarczo, nie tylko przez utrudnioną wymianę handlową, ale przede wszystkim ze względu na kolejny wzrost niestabilności na Starym Kontynencie. Nie pomoże nam również to, że od kilku miesięcy nie mamy dobrego PR na świecie.
Polska, której najbardziej powinno zależeć na powodzeniu instytucji, stabilizującej od 70 lat Stary Kontynent, musi w tym momencie przemyśleć swoją politykę i pozytywnie odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Przy okazji, dość znamienity jest fakt, jak krucha jest granica pomiędzy politycznym rajem i politycznym piekłem – David Cameron, niedawno wielki wygrany wyborów parlamentarnych, obecnie składa dymisję, a już niedługo może się okazać, że będzie winowajcą rozpadu Zjednoczonego Królestwa.