W cieniu Panama Papers
Rafał Kinowski
06 czerwca 2016, 16:06·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 czerwca 2016, 16:06Wraz z wyciekiem dokumentów zwanych potocznie Panama Papers, pojawiło się też sporo teorii spiskowych. Jedna z bardziej popularnych - głoszona między innymi przez rosyjskie media internetowe - sugeruje, że wszystko było sprawnie przeprowadzoną akcją CIA, mającą na celu rzucenie podejrzeń na możnych z całego świata, a także zdestabilizowanie sytuacji politycznej w niektórych krajach. Poszlaką – wskazującą na zaangażowanie amerykańskich służb specjalnych – jest mała ilość polityków oraz biznesmenów ze Stanów Zjednoczonych obecna w ujawnionych materiałach.
W sprawie Mossack Fonseca, wykrytej dzięki międzynarodowemu śledztwu dziennikarskiemu, najważniejszym elementem układanki jest tajemnica handlowa. Gdy pojedyncze osoby lub firmy chcą ukryć swoje aktywa, przenoszą ją do spółek zewnętrznych, które pozwalają zatuszować tożsamość prawdziwych właścicieli, zatrudniając podstawionych menadżerów. Władze spółek-widm – co jest częstą praktyką w rajach podatkowych – nie muszą ujawniać organom podatkowym, kto jest faktycznym właścicielem. Wyciek danych z Panamy powiązał firmy z osobami, które naprawdę za nimi stały i z tego powodu był dla wielu szokiem.
W przypadku Stanów Zjednoczonych rejestracja przedsiębiorstwa odbywa się na poziomie stanowym, a wiele z nich - aby zachęcić inwestorów - już przy zakładaniu firmy oferują zapisy o poufności. Dotyczy to głównie stanów słabo zaludnionych i zindustrializowanych, które do tej pory miały kłopoty w przyciąganiu przedsiębiorców. Podobnie jak w przypadku małych państewek, specjalizujących się w świadczeniu usług finansowych, udogodnienia administracyjne dają konkretne pieniądze. Małe Delaware – zwane też wewnętrznym rajem podatkowym – osiąga 1 miliard dolarów rocznie z tytułu wprowadzania spółek do rejestru.
W 2012 roku Bank Światowy zwracał uwagę, że łatwiej jest założyć firmę wydmuszkę w takich stanach jak wspomniane wyżej Delaware czy Południowa Dakota oraz Nevada, niż w Panamie. To samo mówiły badania akademickie, które sprawdzały jak administracja poszczególnych stanów - czy państw - podchodzi do kwestii rejestracji i poufności danych zakładanych spółek. W rzeczywistości Stany Zjednoczone są jednym z największych odbiorców nielegalnych przepływów finansowych. Pieniądze są przemycane przez skorumpowanych polityków, handlarzy narkotyków czy pospolitych przestępców.
Global Witness, organizacja pozarządowa, w przygotowanym w 2014 roku raporcie o dużo mówiącej nazwie „Wielkie zdzierstwo”, odnotowała aż 22 przypadki zakładania spółek-widm na terenie Stanów Zjednoczonych, aby kryć miliardowe przekręty finansowe. Global Witness w podsumowaniu stwierdza, że w wielu przypadkach do założenia przedsiębiorstwa wystarczy mniej danych, niż do wyrobienia karty bibliotecznej.
Oto kilka przykładów przedsięwzięć, które bogaciły się na pobłażliwości amerykańskiej wolności gospodarczej:
- największy meksykański kartel narkotykowy korzystał z anonimowej spółki z Oklahomy, jako pośrednika w praniu brudnych pieniędzy,
- mołdawski gang założył w Stanach Zjednoczonych sieć powiązanych ze sobą spółek wydmuszek, aby ukryć wielomilionowe zyski z przemytu ludzi,
- najbardziej spektakularnym incydentem było posiadanie przez irański rząd - pomimo ciążących na nim międzynarodowych sankcji handlowych - wieżowca przy 5ej Alei w Nowym Jorku.
Departament Skarbu wielokrotnie próbował uruchomić programy zapobiegania praniu brudnych pieniędzy z lewych działalności, zmuszając poszczególne stany do zaostrzenia polityki rejestracji firm. Zazwyczaj bezskutecznie.
Nic w tym dziwnego. Duża część działań osławionej amerykańskiej skarbówki IRS była nakierowana na zmuszenie własnych obywateli do rezygnowania z korzystania z zagranicznych rajów podatkowych. W tym duchu w 2010 roku wprowadzono FATCA (Foreign Account Tax Compliance Act), który nakładał na instytucje finansowe konieczność ujawnienia zagranicznych kont swoich klientów, pod groźbą dotkliwej kary. Cóż więc było robić, wielkie amerykańskie pieniądze opuściły Panamę, Kajmany, Wyspy Dziewicze czy Szwajcarię i udały się do Nevady, Wyoming oraz Dakoty – sekretnych rajów podatkowych wewnątrz Stanów Zjednoczonych.
Teraz dzięki wpadce Mossack Fonseca oraz ogólnemu poruszeniu, jakie wywołało unikanie opodatkowania przez najbogatszych biznesmenów, Jennifer Shasky Calvery, szefowa służb przeciwdziałających przestępstwom finansowym (US Financial Crimes Enforcement Network), planuje zmusić sektor bankowy do wykrywania prawdziwych właścicieli firm, których rachunki obsługują. Przewiduje się, że koszt nowych regulacji – od 700 milionów do 1,5 miliarda dolarów - poniosą instytucje finansowe, które będą musiały zatrudnić więcej ludzi oraz wprowadzić nowe procedury. Jednak może się okazać, że gra jest warta świeczki. Bardzo ostrożne szacunki mówią o 300 miliardach brudnych dolarów, napływających do Stanów Zjednoczonych każdego roku.
Do rozważenia pozostaje kwestia czy otwieranie bezpiecznych przystani dla lewej gotówki w Stanach było majstersztykiem administracji federalnej i stanowej, aby łatwiej wyłapać wszystkich prowadzących niejasne interesy czy też miało doprowadzić do osuszenia zagranicznych rajów z amerykańskiej gotówki, aby łatwiej w nie uderzać - bez narażania rodzimych fortun.
Jeśli uważacie, że coś w tej sprawie brzydko pachnie, to możecie być pewni, że nie są to pieniądze. To już odkryli starożytni Rzymianie. Przykry fetor towarzyszy efektom rozkładu ryb, które jak wiadomo psują się od głowy.