Codziennie wielu Polaków narzeka na wysokość swoich zarobków. Jednym z najczęściej obwinianych o niską pensję jest… szef. Niestety, często w praktyce mnóstwo pracowników sama pozbawia się jakichkolwiek szans na podniesienie wysokości dochodów, popełniając w rozmowach z przełożonym elementarne błędy. Na przykład im młodsi obywatele naszego kraju, tym większe kłopoty sprawia im odróżnienie wynagrodzenia netto od brutto. Do nieporozumień dochodzi jeszcze w trakcie rozmów kwalifikacyjnych, a kończy się przy wypłacie.
Przypadek Krzysztofa W. pokazuje, że lepiej unikać takich nieporozumień z naszym szefem. Oto 5 najczęstszych błędów, które pozbawiają pracowników szans na uzyskanie podwyżki.
5. Najważniejszy jest interes firmy i szefa, a nie twój
Jeden z najbardziej znanych polskich blogerów finansowych, Michał Szafrański wskazuje, że przed ubieganiem się o podwyżkę trzeba uświadomić sobie i zrozumieć najważniejszą rzecz – to nie my jesteśmy najważniejsi w tej rozmowie.
Na pierwszym miejscu znajduje się interes firmy i jej szefa. Zatrudniono nas w celu rozwiązania jakiegoś problemu – np. braku specjalisty czy po prostu braku rąk do pracy. Dlatego z największym zrozumieniem menedżera spotkają się osoby, które zdają sobie z tego sprawę oraz potrafią swoimi umiejętnościami pomóc firmie rozwiązać konkretne zagadnienia lub zrealizować projekty. Taki specjalista z pewnością posiada mocne argumenty w negocjacjach ze swoim szefem.
Drugim kluczowym elementem jest wybranie odpowiedniego czasu na rozmowę o podwyżce z szefem. Najlepiej umówić się z nim wcześniej na określony dzień i godzinę, niż np. zaskakiwać go po 17, kiedy szykuje się do opuszczenia biura – radzi autor bloga jakoszczedzacpieniadze.pl. Nienajlepszym momentem na próbę negocjacji podwyżki wynagrodzenia jest też okres, w którym firma przeżywa kłopoty finansowe i np. jest w trakcie restrukturyzacji.
4. Nieprzygotowanie do negocjacji
Dla przełożonego nie ma chyba nic gorszego, niż pracownik, który umówił się z nim na rozmowę o podwyżce i nie jest do niej przygotowany. W efekcie już na starcie w oczach szefa na nią nie zasługujemy, a do tego przez nas traci swój cenny czas. Dlatego przed przystąpieniem do negocjacji należy zastanowić się nad kilkoma podstawowymi kwestiami.
Takimi jak np. - o ile więcej chcielibyśmy zarabiać. W takim przypadku warto porównać, jakie są widełki zarobków na naszym stanowisku w tej samej branży oraz regionie. Można to zrobić np. za pomocą coraz bardziej popularnych internetowych kalkulatorów wynagrodzeń – wskazuje Szafrański. Dodatkowo trzeba sporządzić listę naszych konkretnych osiągnięć, które przyczyniły się w ostatnim okresie do rozwoju firmy. Przykładowo może to być ukończony projekt, pomysł – dzięki któremu przedsiębiorstwo zanotowało oszczędności czy zdobycie atrakcyjnego klienta.
3. Stawianie szefa pod ścianą
Nikt z nas przecież tego nie lubi. Dlatego raczej kiepską strategią w rozmowie z szefem będzie żądanie astronomicznej podwyżki, np. o 100 proc. w porównaniu do obecnego wynagrodzenia. Zwłaszcza, jeżeli od jej otrzymania uzależnimy swoją dalszą pracę w firmie. W takim przypadku po prostu może skończyć się to wypowiedzeniem umowy.
Tak więc najpierw należy zastanowić się, jak dużego podniesienia zarobków oczekujemy, oczywiście w granicach rozsądku — radzi Mateusz Ciesielski, doradca personalny. Po ustaleniu wysokości kwoty optymalnej, możemy przystąpić do negocjacji. Nigdy nie należy ich rozpoczynać od kwoty docelowej - chyba, że jesteśmy bardzo pewni swojej mocnej pozycji w firmie. Ale zazwyczaj lepiej jest zachować dużą elastyczność. Z reguły przełożony nie zaakceptuje naszej pierwszej propozycji. Dlatego, aby osiągnąć sukces, warto też zastanowić się, jaka jest minimalna kwota podwyżki, która nas usatysfakcjonuje.
2. Postawa roszczeniowa
Wielu pracowników uważa, że ze względu na duży staż pracy w firmie podwyżka zwyczajnie się im należy. Jednak podając taki argument w rozmowie z szefem, mogą strzelić sobie samobójczego gola, ponieważ pracodawcy tak naprawdę niewiele to interesuje. W jego oczach najważniejsze jest, jakie nasza praca przynosi efekty dla przedsiębiorstwa. Danie nam podwyżki to dla niego swojego rodzaju inwestycja.
Innym fatalnym pomysłem jest użycie jako argumentu podwyżki kolegi z pracy na równorzędnym stanowisku. W trakcie negocjacji pracodawca ocenia konkretnie nas, a nie pracę naszego współpracownika z firmy. Ponadto uzasadnianie potrzeby większej pensji koniecznością spłaty kredytu hipotecznego, remontu mieszkania czy narodzinami dziecka to również kiepskie rozwiązanie. To prywatna sprawa pracownika, która niewiele interesuje naszego szefa i nie ma nic wspólnego z interesem przedsiębiorstwa. Dodatkowo nie opłaca się grozić odejściem do konkurencji - choć może to zadziałać w sytuacji, gdy bardzo trudno nas zastąpić. Ale nawet wtedy nadszarpuje to zaufanie szefa.
1. Brak podstawowej wiedzy matematycznej
Przed przystąpieniem do negocjacji o podwyżkę warto przypomnieć sobie, czym różni się wynagrodzenie netto od brutto. Z przytoczonego wyżej raportu „Stan wiedzy ekonomicznej Polaków – Raport Instytutu Wolności i Raiffeisen Polbank” wynika, że bez względu na wiek - co szósta osoba z wykształceniem podstawowym i co dziesiąta z zasadniczym zawodowym i ze średnim myli te dwie wartości. Wśród magistrów pomyłki zdarzają się wśród 4 proc. Ale najbardziej niepokojący jest fakt, że co piąty Polak poniżej 24. roku życia nie odróżnia pensji brutto od netto.
Tymczasem szef może rozpocząć rozmowę zarówno od podania propozycji podwyżki w kwocie netto, jak i brutto. Często też może posługiwać się procentami w odniesieniu do obecnych zarobków pracownika — wskazuje Barbara Burdalaska z portalu wynagrodzenia.pl. Lepiej więc uniknąć nerwowego analizowania w głowie, jaką dokładnie kwotę podwyżki oferuje nam pracodawca.
Aleksandra Fandrejewska w serwisie obserwatorfinansowy.pl
Zrobił awanturę pracodawcy, szefowi warsztatu przy pierwszej wypłacie. – Przecież się umawialiśmy na 1800 złotych, specjalnie zostawałem po godzinach, a pan mi daje nieco ponad 1300 złotych – wykrzykiwał. Szef też się oburzył. Chłopak po pierwsze dostał pracę, po drugie legalnie, po trzecie zarabia więcej niż minimalne wynagrodzenie. Więc o co awantura? Okazało się, że gdy omawiali warunki pracy, to pracownik mówił o tym co chce dostać do kieszeni, a szef o wynagrodzeniu brutto, czyli tym, jakie jest zapisane w umowie.