Działalność Edyty Lachowicz-Santos przyniosła jej także i inny pozafinansowy bonus. Podczas jednej z wymian międzynarodowych poznała Juna, który został jej mężem i ojcem ich dzieci - Sofii oraz Julii.
Działalność Edyty Lachowicz-Santos przyniosła jej także i inny pozafinansowy bonus. Podczas jednej z wymian międzynarodowych poznała Juna, który został jej mężem i ojcem ich dzieci - Sofii oraz Julii. FOT . DAWID CHALIMONIUK / AGENCJA GAZETA

Od 16 lat buduje most pomiędzy Uniwersytetem Ekonomicznym w Katowicach, a innymi uczelniami świata. Gdy zaczynała pracę w tym kierunku, na uczelni był zaledwie jeden student zza granicy. Dziś regularnie w Katowicach liczba zagranicznych studentów plasuje się na poziomie 200 osób. Jej działalność została doceniona przez fińskie Stowarzyszenie Edukacji Międzynarodowej (European Association for International Education – EAIE), zrzeszające osoby pracujące na uczelniach, w firmach czy instytucjach związanych ze szkolnictwem wyższym, zajmujące się ich umiędzynarodowieniem. Edyta Lachowicz-Santos - pierwsza Polka uhonorowana wyróżnieniem EAIE.

REKLAMA
Ta nagroda, to chyba odpowiedni sposób podkreślenia 16 lat pracy, jakie poświęciła Pani internacjonalizacji na UE w Katowicach?
Edyta Lachowicz-Santos: Matko, to już 16 lat?! No, tak... faktycznie. Ależ ten czas leci. A ja się kompletnie nie czuję starsza. Ale to chyba efekt tego, że wciąż pracuje się z młodymi ludźmi i wciąż podejmuje nowe wyzwania, realizuje ciekawe projekty. Ale odnosząc się do Pani pytania, to oczywiście bardzo budujące, gdy taka organizacja jak EAIE Cię docenia, zwłaszcza, że w jej gronie eksperckim jest stosunkowo niewielu ekspertów z tej części Europy. Mnie to wyróżnienie dało ogromny zastrzyk energii i motywację do dalszych działań w obszarze, którym się zajmuję. Zwłaszcza dla osoby pracującej w sferze budżetowej, gdzie pracę wykonuje się z pasji, przekonania, a nie dla sukcesów finansowych, to duży bonus.
Dużo się dziś mówi o konieczności internalizacji szkolnictwa wyższego, dlaczego to tak ważne współcześnie?
Umiędzynarodowienie szkół wyższych oznacza wymianę studentów i naukowej kadry akademickiej, ale także daje szansę na badania naukowe prowadzone ponad granicami państw i uczelni, na pozyskanie grantów, dostęp do informacji, które mogą okazać się kluczowe dla danego projektu badawczego. To w końcu również większa szansa dla absolwentów na otrzymanie lepszej pracy, na lepsze dostosowanie do zmieniającego się nieustannie rynku pracy. Dzięki wymianom międzynarodowym studenci poszerzają horyzonty, stają się bardziej zaradni i nabywają więcej umiejętności komunikacyjnych, tak dziś potrzebnych w karierze zawodowej.
A nie jest to przede wszystkim szansa przeżycia dla uczelni? W końcu niż demograficzny rodzi obawy chyba wszystkich szkół w Polsce.
Oczywiście to także sposób na powiększenie liczby studentów, niemniej dla nas jako uczelni państwowej nie jest to główny powód związany z działalnością internacjonalizacyjną naszego Uniwersytetu.
Spotkałam się z opinią ekspertki oświatowej, która twierdziła, że nasze polskie umiędzynarodawianie to tak naprawdę tylko ilościowe zapychanie luki związanej ze wspomnianym niżem. Większość uczelni przyjmuje kogo się da, nie zabiegając zupełnie o naprawdę wartościowe, utalentowane jednostki.
To prawda, że część uczelni w Polsce tak robi. Ale to kwestia wyboru, ewentualnie konieczności. Jeśli priorytetem dla danej szkoły jest przetrwanie, a to ma zapewnić jej ilość, to pewnie, ta ilość będzie najważniejsza. U nas jednak właśnie dlatego, że nie jesteśmy uczelnią prywatną, musimy i chcemy trzymać standardy jakościowe. Dlatego właśnie powstał u nas specjalny system stypendialny dla utalentowanych studentów ze Wschodu, którego założeniem jest przyciąganie wyjątkowo wartościowych dla nauki jednostek.
Ale też nie ograniczamy się tylko do tych najlepszych, bo chcemy wyważyć między przyciąganiem najlepszych, a dawaniem szansy tym, którzy być może na starcie nie mają imponujących wyników, ale rokują na przyszłość. Nie każdy bowiem w jednakowy sposób potrafi się odnaleźć na zagranicznej uczelni, nie każdy zna równie dobrze język. Ale te braki można wyrównać i często studentom z innych krajów, którzy przybywają na naszą uczelnię się to udaje.
Co się zmieniło na uczelni, w Polsce w kwestii wymiany międzynarodowej studentów i kadry, od chwili, gdy zajęła się pani tą działką na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach?
Przede wszystkim, gdy zaczynałam w 1999 r. to na uczelni w październiku był tylko jeden zagraniczny student. Ja miałam przyciągnąć rzeszę takich studentów i to co musiałam zrobić najpierw, to przekonać samą siebie, żeby móc później przekonać innych, do tego, że warto studiować w Katowicach.
Pamiętam, że miałam z tym trudność, bo wówczas Katowice to było szare, brzydkie, ciemne, industrialne miasto. Dziś gdy jadę za granicę promować naszą uczelnię często już nawet nie muszę tłumaczyć, że Katowice to takie miasto w Polsce położone 100 km od Krakowa, bo młodzież sama kojarzy: „o, to tam, gdzie ostatnio odbywał się fajny festiwal jazzowy” albo „aha, to tam gdzie były ostatnie międzynarodowe rozgrywki siatkarzy”. Dziś czuję dumę z tego miasta, które wypiękniało, nabrało kolorów i stało się naprawdę przyjemnym miejscem do mieszkania, studiowania i do pracy.
Można więc powiedzieć, że dziś jest łatwiej zachęcić obcokrajowców do studiowania u nas?
Z jednej strony, na pewno tak, a z drugiej mamy obecnie ogromną konkurencję również na rynku szkolnictwa wyższego. Musimy więc non stop myśleć o nowych sposobach pozyskiwania ich i o czynieniu oferty naszej uczelni coraz bardziej atrakcyjną, tak by wyróżniała się na tle innych w kraju czy w Europie.
Czyli studenci mają lepiej, bo rzesza ludzi wciąż myśli, jak uatrakcyjnić im pobyt...
Osobiście myślę, że studenci przed laty byli bardziej przez nas dopieszczeni niż dzisiaj. W końcu jak były to wtedy pojedyncze jednostki, to stanowiły dla nas coś szczególnego. Mogliśmy się nimi zajmować i poświęcać im naprawdę wiele czasu. W efekcie między nami, a studentami zawiązywały się nawet wykraczające poza studia przyjaźnie. Bywaliśmy nawet na swoich ślubach, utrzymywaliśmy kontakt już po zakończeniu przez nich nauki. Dziś już na śluby studentów nie chodzę (śmiech).
Ale za to stała się pani ekspertką w swojej dziedzinie. Uwaga, czytam: „zaangażowana w powstanie Konsorcjum Śląskich Uczelni Publicznych SUN (Silesian Universities Network), jako pełnomocnik rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach zasiada w Radzie Konsorcjum”, od 2002 roku działaczka w sieci EAIE, członkini Zespołu Organizacyjnego II Forum dla Pracodawców (2nd University Employer Forum) w Stambule oraz współorganizatorka III edycji Forum, która odbędzie się w przyszłym roku w podczas konferencji EAIE”, wiceprzewodniczącą grupy eksperckiej EMPLOI (Employability skills, graduate careers and international internships) i uczestniczka działań promocyjnych polskich uczelni na stoisku targowym MNiSW „Ready, Study, Go Poland”. Dużo tego.
Tak jakoś się tego nazbierało. Ale mam fantastyczny zespół współpracowników, dzięki któremu mogę się angażować w wiele przedsięwzięć związanych z umiędzynaradawianiem w edukacji. I o czym muszę wspomnieć, na początku mojej pracy tu zostałam zarażona miłością do niej przez byłą szefową działu wymiany międzynarodowej, Śp. Barbarę Cenkowską. Jak się ma dobry start, to często później wiele rzeczy się udaje.
To co jeszcze może pani osiągnąć w tej działce, skoro już tyle udało się pani zrobić?
Mam nadzieję, że bardzo wiele, bo bardzo wiele jest na tym polu jeszcze do zrobienia. Wystarczy spojrzeć na prognozy. Teraz na świecie 4 mln studentów studiuje poza swoim rodzimym krajem, ale do 2020 r. ma to już być liczba 7 mln studentów. Jeśli mamy budować gospodarkę opartą na wiedzy, być konkurencyjni na mapie Europy, to musimy stanąć na wysokości zadania i poważnie potraktować kwestie internalizacji w edukacji.
U nas na uczelni o wadze jaką się do tej kwestii przykłada świadczy chociażby fakt, że nasze biuro (Biuro Promocji Zagranicznej i Biuro Internalizacji) podlega pod osobny prorektorat (Prorektorat ds. Promocji i Umiędzynarodowienia).
Po tylu latach pracy, choć sama nie zajmuję się już bezpośrednio rekrutacją studentów, nadal są oni moim konikiem. W związku z tym to, co w najbliższym czasie planuję zrobić, to założyć na naszej uczelni interaktywną mapę naszych absolwentów. Ponieważ to właśnie absolwenci są naszymi najlepszymi naturalnymi ambasadorami za granicą, chciałaby, żeby każdy zagraniczny student, który wejdzie na stronę naszej uczelni i chciałby się o niej czegoś więcej dowiedzieć, mógł sprawdzić czy w swoim kraju, być może blisko siebie mają kogoś, kto u nas studiował i z kim mogą się skontaktować, by z pierwszej ręki zdobyć opinię i móc ewentualnie rozważyć przyjazd do nas.
To świetny pomysł. Choć mam wrażenie, że absolwenci to „narzędzie” dość mało wykorzystywane przez uczelnie.
Przez polskie uczelnie, bo na Zachodzie wiele szkół wyższych od dawna dostrzega wagę absolwentów i powstają osobne uczelniane ciała odpowiedzialne tylko za podtrzymywanie kontaktu z absolwentami, organizację spotkań tychże i śledzenie ich historii po opuszczeniu szkoły.
Przed panią odbiór nagrody. Kiedy odbędzie się oficjalne jej wręczenie?
18 września podczas tegorocznej 27. konferencji EAIE w Glasgow.
Sądzi pani, że ona coś zmieni w pani pracy?
Szczerze mówiąc nie wiem. Na razie czuję, że naładowała mi ona baterie, a czy coś wniesie poza tym? Czas pokaże.

Napisz do autorki: izabela.marczak@innpoland.pl