Jan Wedel przewraca się w grobie. Najbardziej szanowana, tradycyjna, luksusowa i jedna z najstarszych polskich firm reklamuje się rogatym stworem z kosmosu. I zaczęła się gorąca dyskusja.
Najnowsza kampania czekolad Wedla zbiera już hejt w internecie. Część klientów nie rozumie o co chodzi. „Powariowaliście!?, „Ktoś się najarał”, „Najgorsza reklama jaką ostatnio widziałem, chyba jej twórca miał niezłą depresje w trakcie jej tworzenia”. Odlecieliście Nie wiem jeszcze na jaką planetę ale może tam są kumaci klienci. To sztandarowy przykład jak reklama może zbłądzić i rozsadzić dotychczasowy dorobek marki” – to komentarze pod filmami na YouTube.com oraz w serwisie Wirtualnemedia.pl
Z komentarzy wynika, że miejscem dla czekolad Wedla jest najwyższa półka luksusowych produktów. Nie miejsce przy czekoladzie Milka i innych masowych produktach, ale obok szwajcarskiego Toblerone w pozłacanym opakowaniu. A to, co robi dziś właściciel – japońska Grupa Lotte, to degradacja jednej z najbardziej szanowanych marek czekolady.
Twórca reklamy, Jacek Wlazło z agencji Grandes Kochonos, opowiada jak marketingowcy wpadli na trop rogartego Wargorra: - Tak, część klientów sądzi, że Wedlowi wypada tylko zapiąć surdut i siedzieć na secesyjnym foteliku. Ta lejąca się czekolada, uniesienia po smakowaniu kawałka tabliczki to już jest zgrane do bólu. I po takich reklamach ludzie jakoś nie przekonują się do kupowania czekolady - opowiada. Tłumaczy że Wargorr uosabia kogoś z zewnątrz, kto smakując czekoladę odnajduje dziecięcą radość. – Chcieliśmy w zabawny sposób pokazać, że Wedel to nie tylko tradycja, ale też nowe produkty – dodaje Wlazło.
Historia milionerów
Firmy, które nieprzerwanie działają w Polsce od ponad 150 lat można policzyć na placach. To jubiler W.Kruk, cukiernia Blikle działająca od 1869 roku i prowadzona już przez piąte pokolenie rodziny. Szlachectwo i tradycja zobowiązuje nawet w browarach. Na każdej butelce podkreślają od kiedy warzą piwo, choć współczesne giełdowe korporacje niewiele mają wspólnego z ”książęcymi browarami”. Może ci Japończycy nie wiedzą, że w 2010 roku w roku kupili firmę, która dla większości Polaków jest czymś więcej niż tylko producentem czekolady.
– Przed wojną Wedel był najbardziej luksusową polską marką i nowoczesną firmą, na której wzorowali się wszyscy przedsiębiorcy. Do reklam Jan Wedel zatrudniał najlepszych grafików, opracował nowoczesny system franczyzowy, miał automaty ze słodyczami, sprzedawał produkty w Paryżu, dowożąc często własnym samolotem. Komuniści choć go wydziedziczyli i zmienili nazwę zakładu na 22 Lipca nie byli w stanie zniweczyć tego dorobku - wspominał Wedla w swojej książce Kordian Tarasiewicz, przedwojenny przedsiębiorca.
Z rąk do rąk
Trzeba przyznać że E.Wedel nie miał szczęścia do współczesnych właścicieli. W rękach Japończyków firma znalazła się dość przypadkowo, gdy 2010 roku doszło do wielkiej fuzji koncernów Kraft Foods i Cadbury - ówczesnego właściciela Wedla. Ponieważ Kraft był właścicielem Milki Komisja Europejska obawiając, że na polskim rynku połączone firmy zmonopolizują handel czekoladą nakazała sprzedaż warszawskiej fabryki, pijalni czekolady i sieci sklepów. Tygodnik Newsweek pisał jak Lotte nie potrafiło się odnaleźć na naszym rynku. Gdy konkurenci inwestowali oni rezygnowali z budowy nowej fabryki, zwalniali pracowników i zmniejszali gramaturę w „Ptasim Mleczku.” Dopiero od niedawna Lotte Group zapowiada inwestycje.
Wedel był jedną pierwszych spółek jakie w 1991 roku wprowadzono na Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie. Wówczas firma była o wiele większa, produkowała także słynne Delicje Szampańskie, ciastka, słone przekąski i została przejęta przez PepsiCo. Po kilku latach koncern zmienił strategię i zdecydował, że zatrzyma sobie tylko dział z przekąskami - fabrykę chipsów Frito Lay. Delicje sprzedał Danonowi, a zakłady E.Wedel trafiły do Cadbury.
W ten sposób pozbyliśmy się jednaj z najciekawszych polskich marek. - Mam gdzieś Wedla. To już nie jest polska marka, więc nie kupuję jej produktów – powiedziała kiedyś w wywiadzie znana warszawska restauratorka Magda Gessler. Ostatnio w modzie stały się dyskusje o patriotyzmie zakupowym, na dziale z czekoladą nie ma już o czym gadać.
Odczytuję z tej reklamy niezbyt dla mnie pomyślny przekaz. Oto czekolada mojego dzieciństwa mówi mi, że nie jest już moja. Porzuca mnie dla pokolenia miłośników cyklu Star Wars i innych tego typu klimatów. Jako doradca do spraw komunikacji marketingowej wiem, że podobnie jak trudno zajść w ciążę zachowując dziewictwo. Tak jeśli się coś kiedyś sprzedało to trudno wtrącać się do zarządzania. Rozumiem, że nowy właściciel zamierza nie tylko uwieść młodsze pokolenie ale także zglobalizować a nawet zuniwersalizować swoją własność. I ma do tego pełne prawo.