Rząd chce na nowo pisać przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Nic to nie wniesie, to nic nowego – mówią nam eksperci. Projekt zawiera też kontrowersyjny zapis, że pozwana firma będzie musiała sama dostarczyć dowody swojej winy, a tego do tej pory w polskim prawie nie było.
Projekt ustawy przygotowanej przez ministerstwo sprawiedliwości zakłada, że każdy przedsiębiorca, który poniósł szkodę z powodu nieuczciwych działań prawa konkurencji, będzie miał prawo do jej pełnego naprawienia. Chodzi zarówno o straty bezpośrednie, utracone korzyści oraz odsetki od nich. To żadna nowość.
– Obecnie obowiązujące prawo już przewiduje nieważność czynności prawnych, które są przejawem praktyk ograniczających konkurencję, i przedsiębiorcy mają prawo do dochodzenia odszkodowania. Tylko że są to przypadki wręcz sporadyczne – mimo, że prawem konkurencji zajmuję się od 1987 roku – znam ich tylko kilka. Otwarcie takiego trybu postępowania będzie przede wszystkim ułatwieniem dla poszkodowanych – mówi w rozmowie z INN:Poland Elżbieta Modzelewska-Wąchal, radca prawny zajmujący się prawem konkurencji od 30 lat.
Problem leży w dwóch kwestiach. Po pierwsze – nieuczciwą konkurencję, czyli najczęściej zmowę cenową bardzo trudno udowodnić. Po drugie – nawet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów się myli. Udowodniła to choćby sprawa z Grupą Polskie Składy Budowlane, ukaranej przez UOKiK za domniemaną zmowę cenową z producentami rynien (Gamrat) i farb (Śnieżka).
– W sprawie Gamratu Grupa PSB musiała zrobić 8 mln zł rezerwy, co odbiło się na negocjacjach z bankami obsługującymi firmę. A koszty obsługi prawnej przez 8 lat postępowania wyniosły ponad 350 tys. złotych – mówi nam prezes Grupy, Bogdan Panhirsz.
Chodziło o niebagatelne kwoty – ok. 8 mln w pierwszym przypadku i 2 mln zł w drugim. W obu sprawach PSB musiał zrobić odpowiednie odpisy księgowe. I w obu skutecznie odwołał się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Sąd cofnął nałożone przez UOKiK kary. Ale Grupa PSB i tak poniosła olbrzymie koszty.
Czym jest nieuczciwa konkurencja?
Najczęstszą jej formą jest zmowa cenowa, gdy producenci czy dystrybutorzy danych towarów lub usług ustalają między sobą, że będą trzymali bardzo podobny bądź identyczny poziom cen. W praktyce oznacza to brak konkurencji między nimi. Kto traci? Konsumenci, którzy płacą wygórowaną cenę. Sytuację może zmienić jedynie wejście na rynek nowej firmy, która zaoferuje niższe ceny i w ten sposób zdobędzie przewagę.
Inny rodzaj zmowy to ustalanie cen sztywnych bądź minimalnych. Sięgnijmy po niedawną sprawę, którą zajmował się UOKiK. Chodzi o producentów wózków dziecięcych. Dwie firmy sprzedawały swoje produkty zarówno sieci dostawców, jak i przez własne kanały sprzedaży. UOKiK wszedł w posiadanie korespondencji, w której producenci żądali, aby niezależni sprzedawcy nie schodzili poniżej cen obowiązujących na stronach oficjalnych sklepów.
Jest to działanie niedozwolone – każdy sprzedawca ma prawo do dowolnego ustalania cen. Jego marża może być wyższa lub niższa, ale producent danego towaru nie może na to wpływać. Możliwe jest jedynie sugerowanie danej ceny, ale ustalenie przez sprzedawcę innej nie może wiązać się z żadnymi konsekwencjami wobec niego. Skorzystanie z ceny sugerowanej jest jedynie jego dobrą wolą.
W efekcie producenci wózków dziecięcych zapłacili kary od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Niewiele, bo to nieduże firmy o małym udziału w rynku.
Niedawno pisaliśmy o tym, że w Zakopanem są wyjątkowo wysokie ceny paliw, na wszystkich stacjach prawie takie same. Mówiąc językiem prawniczym, mogłoby to nosić znamiona zmowy cenowej. Ale jest to w tym przypadku niemożliwe do udowodnienia. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów musiałby dysponować na przykład mailami bądź nagraniami rozmów między właścicielami tych stacji.
W tym przypadku nie można mówić o zmowie, nie tylko dlatego, że takich dowodów nie ma. Normalną praktyką wielu przedsiębiorców jest dostosowywanie własnych cen do poziomu konkurencji. Gdyby w rzeczonym Zakopanem otworzyła się nowa stacja z niższymi cenami albo któraś z dotychczasowych znacząco obniżyłaby marżę, to inne poszłyby jej śladem, bo klienci wybieraliby tę tańszą.
Nowe prawo niewiele zmieni
Pozytywnym efektem proponowanej ustawy może być zwiększenie liczby spraw o odszkodowanie. Zaskakującym pomysłem jest to, że powództwa na rzecz przedsiębiorców poszkodowanych przez naruszenie prawa konkurencji będą mogły wytaczać organizacje zrzeszające przedsiębiorców a nie oni sami.
– Jest kwestią dyskusyjną jest to, czy przedsiębiorca jako profesjonalista powinien być zastępowany przez organizację, ale taka formuła nie jest oczywiście zła. Jeśli zaś chodzi o kwestie roszczeń odszkodowawczych, to praktyki „antykonkurencyjne” – oprócz tego, że zniekształcają rynek, powodują w wielu przypadkach uszczerbek ekonomiczny – mówi Elżbieta Modzelewska-Wąchal.
– Dochodzenie roszczeń, zwłaszcza w przypadku pewnego rozproszenia kontrahentów, którzy są dotknięci takimi praktykami, jest dość uciążliwe. Nasz system sądowniczy wymaga czasu i cierpliwości, co w wielu przypadkach dodatkowo ich zniechęca – dodaje. Jej zdaniem nowe prawo może zwiększyć liczbę spraw o odszkodowanie.
Donieś dowód na siebie
Dużo bardziej kontrowersyjny jest pomysł wprowadzenia nieznanego w polskiej procedurze wniosku o wyjawienie środka dowodowego, czyli obowiązku doniesienia na samego siebie.
Centrum Informacyjne Rządu opisuje go tak: "Zgodnie z proponowanym przepisem sąd – na wniosek powoda, który uprawdopodobni swoje roszczenie i który zobowiąże się do tego, że uzyskany w ten sposób dowód wykorzysta jedynie w toczącym się postępowaniu – będzie mógł nakazać pozwanemu lub osobie trzeciej wyjawienie środka dowodowego, znajdującego się w ich dyspozycji (chodzi tu m.in. o dokumenty). Wniosek o wyjawienie, na podobnych warunkach, będzie mógł złożyć również pozwany".
– To zdecydowanie jest novum, dotychczasowa procedura cywilna przewiduje możliwość wnoszenia przez stronę prośby o zobowiązanie drugiej strony przedłożenia określonych dowodów, które są w posiadaniu tego podmiotu. Natomiast nie ma żadnych sankcji za ich nieprzedłożenie. Można do tego podchodzić z pewnym dystansem, bo jest generalna zasada – nawet w prawie karnym – że można odmawiać zeznań, które mogłyby nam szkodzić – mówi Modzelewska-Wąchal
– Jeśli więc dowód w takiej sprawie miałby nam szkodzić, to zobowiązanie do przedłożenia go, będzie sprzeczne z tą generalną zasadą. Ale jeśli takie prawo zostanie uchwalone, to takie będzie obowiązywać – podsumowuje Modzelewska-Wąchal. Dodaje, że skuteczność nowej regulacji dotyczącej dowodów będzie uzależniona od ustanowionych środków jej egzekwowania.