Walter Röhrl
Walter Röhrl mat. prasowe
Reklama.
W tym gościu wszystko jest fascynujące. Nie wyróżniałby się z tłumu na polskiej ulicy, chyba, że wzrostem. Chodzi w rozciągniętych dżinsach i swetrze, nie lubi szumu wokół siebie. Uśmiecha się, ale rzadko. Kiedy jeździ prototypem nowego Porsche po torze i pokonuje bokiem kolejne zakręty nie wygląda co prawda na cierpiętnika, ale nie ma w nim euforii.
Walter Röhrl od 1993 r. pełni funkcję ambasadora i kierowcy testowego producenta z Zuffenhausen. Mieliśmy okazję spotkać się z nim w Warszawie podczas otwarcia nowego salonu Porsche Centrum Okęcie. To kolejne miejsce, w którym Polacy mogą kupować te ekskluzywne samochody. A statystyki mówią, że robią to wyjątkowo chętnie. W gigantycznym kompleksie znalazło się także miejsce dla salonu Audi i Volkswagena. Z okazji otwarcia można było zobaczyć Porsche 911 Turbo S Exclusive Series, limitowany model stworzony jedynie w 500 egzemplarzach na całym świecie. 100 km/h w 2,9s? Żaden problem. Ciekawostka – do samochodu zaprojektowano specjalny zegarek o wartości – bagatela – 10 tys. euro.
Ale wróćmy do naszego bohatera. Zapytaliśmy Waltera Röhrla, na czym de facto polega jego praca.
– Cóż, ta praca jest przede wszystkim olbrzymią przyjemnością. Ale nie jest tak, że jestem jedynym kierowcą testowym Porsche. Mamy wielu ludzi, którzy zajmują się konkretnymi działaniami, moim zadaniem jest testowanie wykonania samochodu, wrażenia jakie zrobi. To jest wręcz fantastyczna robota, jestem dumny z tego, że objeżdżam wszystkie prototypy wychodzące z fabryki. Ale oczywiście proponuję czasem poprawki, by uczynić auta jeszcze lepszymi. Robię to od 25 lat i nie umiem dokładnie zliczyć modeli, które testowałem – odpowiada Röhrl na pytanie INN:Poland.
logo
Walter Röhrl mat. prasowe
To doskonały przykład jego legendarnej skromności. Samo Porsche twierdzi, że sporo pracował nad rozwojem takich aut jak Porsche 959, Carrera GT czy najnowocześniejsze dzieło inżynierów Porsche – model 918 Spyder. Postawę Röhrla tłumaczy nieco jego wcześniejsze podejście do samochodów i rajdów. Jako 18-latek pracował jako kierowca niemieckiego urzędnika, później woził bawarskiego biskupa.
Długo nie wierzył w swoje umiejętności, w karierę młodego Waltera zainwestował jego przyjaciel. Już po kilku rajdach pokazał się z dobrej strony, zyskał sponsora i zaczął seryjnie wygrywać. Dopiero wtedy zrezygnował z pracy w administracji kościelnej w Ratyzbonie.
Kiedy pytamy go o nowoczesne technologie w samochodach, okazuje się, że Röhrl jest ich fanem.
– Kiedy 20 lat temu kiedy siedziałem w Porsche i jechałem szybko, to było zupełnie inne wrażenie, niż dziś. Szybka jazda była niebezpieczna. To były świetne auta, ale wybaczały niewiele błędów. Dziś samochody są wręcz pomocne, łatwe w prowadzeniu. Możesz zapytać, czy nie są przez to zbyt perfekcyjne. A ja odpowiem, że nie! Bo szybka jazda ma się wiązać z przyjemnością, a nie poczuciem zagrożenia – mówi nam.
Dodaje, że olbrzymią ewolucję przeszły choćby skrzynie biegów, zmieniające przełożenia w ułamku sekundy czy systemy wspomagania jazdy i kontroli trakcji.
logo
Walter Röhrl
– Technologia poszła bardzo naprzód. Kiedyś systemy wspomagające jazdę bardzo spowalniały samochód i kierowcę, sam dobrze to pamiętam. Dziś mogę zrobić z samochodem niemal wszystko, a system dba o moje bezpieczeństwo. Przykład – jadę w zakręcie 170 km/h, a elektronika dba o resztę. Nic mnie nie hamuje, jedynym co wskazuje na jej działanie jest migająca lampka na tablicy rozdzielczej. Więc moim zdaniem, dziś auta pozwalają na mnóstwo zabawy, czerpanie radości, a jednocześnie bardzo dużo wybaczają. A to jest naszym celem i nad tym pracujemy. Na przykład to auto ma ponad 600 koni, a każdy może nim jeździć i czerpać z tego „fun” – mówi wskazując stojące obok Porsche 911 Turbo S Exclusive Series za 1,3 mln złotych.
Röhrl przez innych kierowców i znawców motoryzacji i sportów motorowych został już dawno uznany najlepszym kierowcą wszech czasów. W swojej karierze w latach 1973–1987 zdobył dwa mistrzostwa świata FIA (1980 i 1984 r.) i mistrzostwo Europy (1974 r.), wygrał czternaście wyścigów w ramach mistrzostw świata i czterokrotnie Rajd Monte Carlo.
Mimo sukcesów pozostał skromny i sam siebie nazywa „prostym, bawarskim chłopem”. „Nie potrzebuję śmigłowca, jachtu ani domu na Florydzie. Do szczęścia wystarczy mi mój wyścigowy rower, wycieczka po Lesie Bawarskim i dziesięć euro na coś do jedzenia” – mówi.