Można załamywać ręce nad faktem, że Polacy sięgają po książki coraz rzadziej. Można też wziąć sprawy w swoje ręce, kupić samochód i zrobić nim objazd po całym Gdańsku, budząc żywe zainteresowanie przechodniów. W ten drugi sposób postanowił zadziałać właściciel Wydawnictwa Wiatr od Morza, Michał Alenowicz.
Statystyki czytelnictwa są w Polsce opłakane. Z badań Biblioteki Narodowej wynika, że w 2016 roku tylko co trzeci Polak przeczytał jakąkolwiek książkę. Ba, ponad połowa naszych rodaków nie przebrnęła przez materiały, który były dłuższe niż 3 strony. – Jak żyć? – skarży się cały polski rynek księgarski. Właściciel jednego z trójmiejskich wydawnictw znalazł odpowiedź. Zamiast czekać aż klienci przyjdą do niego, postanowił sam pojawić się z książkami w najpopularniejszych punktach Gdańska.
Jak dotrzeć do fanów literatury?
Michał Alenowicz stworzył Wydawnictwo Wiatr od Morza w 2012 roku. Pomysł nietypowy biorąc pod uwagę, że z wykształcenia jest inżynierem budownictwa lądowego. Od początku jego zamierzeniem było jednak promowanie ambitnej literatury, głównie zagranicznej beletrystyki. – Ale nie zbyt ambitnej – zastrzega. – Nie interesują nas pozycje, które zdobywają uznanie krytyków, a przeciętny czytelnik nie jest w stanie dobrnąć do końca pierwszego rozdziału. Szukamy złotego środka – dorzuca.
W grudniu ubiegłego roku przedsiębiorca zdobył się na mały eksperyment. Od dłuższego czasu chodziło mu po głowie, by skorzystać z popularności food-trucków i również zaoferować mieszkańcom Trójmiasta strawę – tyle że duchową.
– W zasadzie nasze biznesy świetnie się uzupełniają. Mam świadomość, że głodni klienci nie będą myśleli o kupowaniu książek, gdy będzie burczało im w brzuchach. Najedzeni zaczynają szukać możliwości realizacji wyższych potrzeb – opowiada Alenowicz.
Mężczyzna przyznaje zresztą, że zdarza mu się korzystać na podobieństwie jego Buktraka do food-trucków. – Bywa, że klienci podchodzą, rozglądają się zdezorientowani i przyznają: „chcieliśmy po prostu coś zjeść”. Zaczynam wtedy dyskusję o literaturze, niektórzy z nich się w nią wciągają – śmieje się gdańszczanin.
Kolejki chętnych do Buktraka
Po raz pierwszy z Buktrakiem Alenowicz stanął na ulicy w grudniu ubiegłego roku. – Entuzjazm czytelników przerósł moje oczekiwania. W ciągu dnia zdarzały się chwile, że nie nadążaliśmy z obsługiwaniem klientów. Choć oczywiście, szczególnie w porach lunchowych, bywało i tak, że nie zaglądało do nas zbyt wiele osób – opowiada. W styczniu gdańszczanin zdecydował się na przerwę techniczną, kolejny objazd zamierza rozpocząć już niebawem – 6 lutego. Chce ustawiać się pod popularnymi centrami handlowymi i na festiwalach, licząc, że zagarnie uwagę często przypadkowych przechodniów.
W ubiegłym roku najczęściej można go było spotkać pod Centrum Handlowym „Oliwa” w Gdańsku. – Wiele osób kierowało się do niej w poszukiwaniu świątecznych prezentów. Pomyślałem – czemu nie spróbować zainteresować ludzi ambitną literaturą – wspomina przedsiębiorca.
Do jego pojazdu nie trafiają jednak tylko przypadkowi ludzie, część klientów ma już bardzo sprecyzowane preferencje czytelnicze i przychodzi po poradę. – Czasami słyszę: "Wie pan, żona lubi taką i taką książkę. Co mam kupić, żeby trafić w jej gust?” Siła mojego przedsięwzięcia polega na tym, że świetnie orientuję się w segmencie literatury, który sprzedaję. Czasami toczę z klientami długie dysputy – podkreśla Alenowicz.
Mężczyzna podkreśla jednak, że nie zamierza w ten sposób stawać w szranki z sieciówkami. – Sam sprzedaje im swoje książki i chwalę sobie taką współpracę – zauważa. Nie da się jednak ukryć, że np. w Empiku z roku na rok zmniejsza się liczba półek przeznaczonych na ambitną literaturę, a zwiększa przestrzeń zarezerwowana na bestsellery. A te, jak wiemy, bywają bardzo różnej jakości.
– Mam wrażenie, że spadek czytelnictwa w Polsce wynika nie tyle z tego, że nasi rodacy nie chcą czytać książek, co jest raczej wynikiem zniechęcenia kiepską prozą. Ludzie otoczeni są billboardami, które proponują im czytadła w rodzaju „50 twarzy Greya”, sięgają po nie i stwierdzają: „nigdy więcej”. Ja chcę im pokazać inną twarz literatury, taką, która wciąga dzięki jakości. Dlatego wychodzę na ulicę, pokazuję dobre książki w miejscu, w którym ludzie się tego nie spodziewają – poza witrynami księgarni – puentuje Alenowicz.