Zgodnie z projektem przedstawionym przez Fundację Kaleckiego Polacy mieliby dostawać emerytury obywatelskie w wysokości 1470 złotych. Tym, którzy takiego świadczenia się nie dorobią, do emerytury dokładaliby najmajętniejsi emeryci, którzy przekazywaliby na ten cel średnio około 10 proc. swojej emerytury. Co ciekawe, projekt przedstawiono na spotkaniu w ZUS, na które nie zaproszono części ekspertów. Słuchając ich opinii o tym pomyśle, trudno się dziwić.
IV Forum Współpracy zostało zorganizowane przez ZUS pod koniec lutego. Podczas spotkania własną koncepcję emerytur obywatelskich przedstawił dr Dariusz Standerski z Fundacji Kaleckiego. Szczegóły projektu zawarto też w analizie „Jak uniknąć katastrofy? Perspektywy polskiego systemu emerytalnego”.
Pomysł Fundacji jest prosty: na emeryturę powinny się składać podstawowa emerytura obywatelska (powiązana z minimalnym wynagrodzeniem) oraz indywidualny plan emerytalny powstały w oparciu o ofertę podmiotów publicznych i prywatnych, wspieranych instytucjonalnie przez państwo – streszcza „Dziennik Gazeta Prawna”. – Kwotą graniczną dla emerytury obywatelskiej może być 1470 zł, czyli 70 proc. wysokości obecnego minimalnego wynagrodzenia za pracę – cytuje gazeta dr Standerskiego.
Spotkanie w ZUS dla wybranych
– Do nowego systemu z automatu powinny trafić osoby, które nie uzbierały kapitału pozwalającego na wypłatę wyższych świadczeń. Natomiast ci, którzy mają większe oszczędności, powinni się nimi podzielić. Z moich wyliczeń wynika, że ta grupa osób powinna oddać 10 proc. swojej emerytury – twierdzi Standerski. Taki system może częściowo niwelować pogłębiający się kryzys demograficzny, brak składek od służb mundurowych i wyjątki takie jak emerytury górnicze.
Tu jednak zaczynają się przysłowiowe schody. Wizji Fundacji Kaleckiego mieli okazję wysłuchać wyłącznie niektórzy z zainteresowanych przyszłością systemu emerytalnego partnerów społecznych, niektórzy dowiedzieli się o sprawie od dziennikarzy. – Nikt nas nie zaprosił do ZUS – kwitowała Bogusława Nowak-Turowiecka ze Związku Rzemiosła Polskiego.
Ale nieobecność na spotkaniu w Zakładzie to jeszcze nic – ZUS zastrzega, że nie rekomenduje żadnej z krążących koncepcji, chce być raczej czymś na kształt forum dyskusji. Największy ból głowy ekspertów wywołuje sam pomysł Fundacji. Przede wszystkim jest on pod prąd idei, że do oszczędzania na emeryturę ma skłaniać ludzi swoisty „bat” – wizja głodowej emerytury na stare lata. W sytuacji, w której wypłacano by emerytury obywatelskie w takim wymiarze, jak ten opisany wyżej, ta motywacja nie wchodziłaby w rachubę.
10 proc., 20 proc., 30 proc. zabranych składek
Ale i to nie koniec. – Wprowadzenie takiego systemu to byłaby niegodziwość. Nie dość, że istnieje niebezpieczeństwo, że z 10 proc. zrobi się 20 czy 30 proc., to jeszcze zostanie osłabiona motywacja do pracy. Obecnie połowa Polaków nie ma aspiracji zawodowych. Jeśli będą mieć zagwarantowaną emeryturę obywatelską, to nie będą pracować – dowodzi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
– Polacy stracili zaufanie do systemu emerytalnego – komentował też dla „DGP” Bogdan Grzybowski z wydziału polityki społecznej OPZZ, członek Rady Nadzorczej ZUS. – Teraz nikt się nie zgodzi na odbieranie mu ciężko wypracowanych środków. Zresztą najpierw ZUS będzie chciał zabrać 10 proc. wypracowanej emerytury, ale po kilku latach okaże się, że to za mało. I ubezpieczeni stracą 30 proc. swoich oszczędności – ucinał.