Zabetonowanie wadliwej administracji, brak istotnych reform gospodarczych – to, zdaniem Rafała Ziemkiewicza, są główne efekty otrzymania przez Polskę pieniędzy z Unii Europejskiej. Publicysta, choć ekspertem od gospodarki nie jest, swoje wie – i widzi, jak unijne fundusze jeszcze bardziej zepsuły nasze, i tak już kulawe, państwo.
W Polsce koronnym argumentem zamykającym usta eurosceptykom od zawsze były fundusze unijne – miliardy euro na rozwój innowacji, nauki, na nowe inwestycje czy na wsparcie dla firm. W nowej perspektywie finansowej na lata 2014-2020 UE przeznaczyła dla naszego kraju ponad 82 mld euro – o ok. 10 mld więcej niż poprzednio.
Unijny beton
Rafał Ziemkiewicz twierdzi w rozmowie z Newserią, że środki te... zaszkodziły Polsce. Jego zdaniem, przez fundusze "zniknęły zachęty" do tego, by jak najlepiej wydawać publiczne pieniądze. Jak tłumaczy publicysta w rozmowie z Newserią, ogromne kwoty z Unii były w stanie po prostu ukryć nieefektywność systemu gospodarczego – wszak cały czas notowaliśmy i notujemy wzrost gospodarczy.
Jako główne wady systemu Ziemkiewicz wskazuje przy tym uznaniowość decyzji urzędników i "niemożność wszystkiego".
"Ministerstwo nie jest w stanie napisać projektu ustawy, piszą ją lobbyści. Potem się okazuje, że w samym rządzie ten projekt nie może przejść przez ustalenia międzyresortowe. Jak już przejdzie, to nie może przejść przez parlament. Jak już przejdzie przez parlament, to Trybunał Konstytucyjny zobaczy, że to jest sprzeczne, bo tyle żeśmy nabudowali idiotyzmów" – krytykuje publicysta.
Jednocześnie Ziemkiewicz przyznaje, że faktycznie pieniądze z UE pozwoliły na budowanie infrastruktury np. w biedniejszych rejonach kraju, ale nie rekompensuje to "zakonserwowania nieracjonalnej struktury państwowej". Publicysta krytykuje też wolne tempo reform.
Trzeba patrzeć szerzej
To spojrzenie co najmniej wąskie, by nie powiedzieć – ignoranckie. Unijne fundusze, kojarzone powszechnie z mostami, basenami, parkami i wszelkimi innymi elementami infrastruktury, to o wiele większe spektrum możliwości dla Polski.
W latach 2007-2013 Polska wykorzystała 68 miliardów euro. Według danych MIiR powstało dzięki temu 378 tysięcy miejsc pracy, wybudowano prawie 2,8 tysięcy kilometrów dróg krajowych, w tym 860 km autostrad, zmodernizowano 5,4 tys. km torów, wyremontowano 89 dworców.
Przede wszystkim wartość dodaną unijnych środków dla Polski trudno ocenić w perspektywie nawet 5 czy 10 lat, z prostego powodu: firmy, które dziś dostały dotacje, są często na wczesnych etapach rozwoju. Specjalizują się w innowacyjnych rozwiązaniach, eksperymentują, prowadzą badania. Tworzą nie tylko miejsca pracy, lecz także produkty eksportowe wysokiej jakości i innowacje krajowe, które znacznie podnoszą konkurencyjność polskiego biznesu na świecie.
Fundusze UE to także rozmaite innowacje społeczne – czyli rozwiązujące powszechne problemy społeczne, rozwiązania ekologiczne i medyczne. Dla przykładu – centrum PAN w Lublinie, które powstało przy udziale unijnych środków za 26 mln złotych, będzie pracować nad paliwem z alg morskich. W USA już uważa się je za paliwo przyszłości.
Z kolei NCBR finansuje m.in. takie projekty jak pszczoła-robot, która ma być remedium na lawinowo spadającą liczbę pszczół na świecie. Gdyby Polakom udało się rozwiązać ten problem – a ich projekt jest już w naprawdę zaawansowanej fazie – byłby to sukces na skalę światową. Co więcej, o znaczeniu znacznie większym, niż postawienie kilku autostrad czy mostów. Bez unijnych pieniędzy wiele takich projektów nawet nie ujrzałoby światła dziennego.
Przyszłość budujemy dziś
Korzyści płynących z powstawania innowacyjnej gospodarki opartej na wiedzy i nauce nie da się tak po prostu określić w procencie PKB czy złotówkach. To inwestycja długofalowa na kilkadziesiąt lat, z której korzystać będą nasze dzieci, nijak mająca się do tego, co dzisiaj robią urzędnicy.
Oczywiście, nie wszystko, co finansowane z funduszy unijnych, będzie przydatne, odniesie sukces, nie każda firma przetrwa, nie każda innowacja się przyjmie. Tylko to żaden argument przeciwko temu, że przestawić polską gospodarkę na wiedzę i innowacje trzeba próbować – a fundusze UE wybitnie się do tego przyczyniają. W 2015 roku polska gospodarka, jak informuje Bloomberg, ma być jedną z 20. najszybciej rozwijających się na świecie. Jesteśmy jednym z dwóch krajów Unii Europejskiej - drugim jest irlandia - które trafiły do tego szacownego grona.
Przede wszystkim jednak Rafał Ziemkiewicz zakłada, że gdyby nie pieniądze z Unii, to urzędnicy czy politycy bardziej by się starali, efektywniej wydawali publiczne pieniądze i szybciej reformowali kraj, bo bardziej byłoby widać kiepską sytuację gospodarczą. Być może w gdybologii takie stwierdzenie ma sens – ale tylko tam.
Nie wiemy bowiem co by było, gdyby Polska pieniędzy z UE nie otrzymała. Publicysta zakłada, że byłoby lepiej, ja zakładam, że byłoby gorzej. Urzędnicy i politycy bowiem, jeśli nie chce im się pracować, znaleźliby inny sposób na pudrowanie swojej nieudolności. Na pewno jednak nie znaleźliby innego źródła kilkuset miliardów złotych.
Reklama.
Rafał Ziemkiewicz
Pomoc unijna, z której tak bardzo się w oficjalnym dyskursie wszyscy cieszą, wyrządziła nam więcej szkody niż pożytku. Parę kawałków autostrad i rozmaite infrastrukturalne rzeczy nie były warte tego, że ogromne pieniądze, które wpłynęły do Polski, posłużyły zakonserwowaniu zupełnie nieracjonalnej struktury państwowej, a nawet jej rozrostowi.