Od kilku dni głośno jest o wieluńskiej firmie Wielton, producencie naczep i przyczep dla transportu ciężkiego i rolnictwa. W świat poszła wieść, że Wielton chce przejąć włoskiego potentata w produkcji naczep – spółkę Compagnia Italiana Rimorchi S.r.l., której produkty znane były pod markami Cardi, Merker i Viberti.
Na razie nie chcemy zapeszać i zbyt nagłaśniać tej sprawy, dopóki wszystkiego nie dopniemy. To prawda złożyliśmy ofertę zakupu, włoskiej spółce, ale dopóki faktycznie nie podpiszemy wiążących dokumentów, nie chcemy niczego prognozować.
– Staliśmy się gospodarką dojrzałą, która musi się mierzyć ze wzrostem konkurencji – mówi Renata Kozłowska, ekspertka w zakresie zarządzania, sprzedaży, komunikacji i obsługi klienta Quest Change Managers. – W związku z tym nie dziwmy się, że wiele firm będzie musiało szukać sposobów bądź na bycie bardziej konkurencyjnymi na rodzimym rynku, bądź właśnie poprzez szukanie innych klientów poza granicami.
Jest to logiczna tendencja wpisująca się w ogólnie rosnący stopień globalizacji – zmuszająca do poszukiwania partnerów w innych krajach. Przejęcie międzynarodowe jest niewątpliwie trudniejsze od przejęcia dokonywanego we własnym kraju – począwszy od trudności w identyfikacji odpowiedniej firmy do przejęcia lub nabywcy, przez zwiększone koszty obsługi transakcyjnej, po utrudnioną integrację potransakcyjną. Jest to jednakże krok umożliwiający znalezienie dużo bardziej interesującego partnera niż na rynku krajowym, a to może skutkować lepszymi efektami połączenia albo uzyskaniem wyższej ceny przez sprzedającego.
Nie powinno więc dziwić, że Wielton po latach ekspansji na rodzimym rynku, po tym jak wszedł na giełdę, otrzymał od Ministerstwa Gospodarki Status Centrum Badawczo-Rozwojowego i podpisał z Politechniką Śląską porozumienie w sprawie utworzenia wspólnie nowej specjalności studiów, chce czegoś więcej i po więcej sięga właśnie do zagranicznego potentata w tożsamej branży.
Podobnych ruchów ostatnimi laty mieliśmy w kraju całkiem sporo. Do największych graczy z pewnością należy zaliczyć takie spółki jak PZU, KGHM, PKN Orlen, ASSECO POLAND, Boryszew, MASPEX czy Selena FM.
1. PZU
W 2014 r. za 180 mln euro PZU przejęła Lietuvos Draudimas AB. Za 48 mln euro kupiła AAS Balta, a 30 zapłaciła za Codan Forsikring A/S. Z najświeższych doniesień w 2015 r. PZU chce także kupić Link4 (którego koszt szacuje się na 90 mln euro), a także Alior Bank, Raiffeisen Polbank i Bank BPH.
2.KGHM
Trzy lata temu KGHM za 9,5 mld zł kupił kanadyjską spółkę wydobywczą - Quadrę. Rok później zainwestował w prace związane z budową kopalni odkrywkowej w Sierra Gorda, w północnej części Chile.
3. PKN Orlen
Przejmuje zagraniczne spółki od lat. 13 lat temu, przejął blisko 500 stacji benzynowych w Niemczech. W roku 2005 r. kupił pakiet czeskiego holdingu Unipetrol, a rok później litewską rafinerię w Możejkach. Niedawno za bagatela 550 mln zł PKN Orlen dokonał przejęcia kanadyjskiej spółki TriOil Resources Ltd., uczestniczącej w poszukiwaniach i wydobyciu surowców, głównie ropy naftowej i gazu zimnego.
4. Boryszew
Począwszy od 2010 r. firma sukcesywnie przejmowała następujące spółki: Maflow z Włoch, największego w Europie producenta przewodów samochodowych, niemieckie przedsiębioprstwa AKT i Theysohn, a także Grupę YMOS.
6. ASSECO Poland
Ta firma przejęła już w sumie prawie 20 zagranicznych spółek. Wśród których znalazły się m.in. słowacka Asset Soft. Izraelska firma IT Formula System, rosyjska R-Style Softlab, a także firmy węgierskie, czeskie i brytyjskie, o podobnym profilu.
7. MASPEX
Marki Kubuś i Tymbark chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Należą właśnie do MASPEX’u. Ale kto wie, że Plussz było firmą węgierską, a Queen's bułgarską? Teraz w każdym bądź razie należą do polskiego giganta, podobnie jak czeski Walmark i rumuński Arnos.
8. Selena FM
Specjalizująca się w produkcji chemii budowlanej firma z Wrocławia, w ilości podbijanych rynków zagranicznych chyba nie ma sobie równych. Swoje zakłady ma chyba już na każdym kontynencie. I w Ameryce Południowej, i w Europie, ale także w Chinach, Rosji, Turcji i w USA.
W nowych technologiach nie możemy konkurować z takimi graczami jak USA czy Japonia. Nawet jeśli organizacyjnie czy operacyjnie bylibyśmy gotowi na taki ruch, to nadal dysponujemy jeszcze zbyt małym kapitałem, aby móc zaszaleć. Z kolei z sektorem produkcyjnym jest taki problem, że jako podwykonawca zwykle jest on zależny od jednego lub dwóch partnerów. Wchodząc więc na rynek partnera, może stanowić dla niego zagrożenie, a tym samym ryzykować utratę głównego dostawcy materiałów, co oznacza dla niego być, albo nie być. To dlatego niewiele zakładów produkcyjnych decyduje się na radykalne ruchy.