Ponad 2 tysiące firm z całego świata zgłasza się na każdą edycję akceleratora Start-Up Chile. Wybranych zostaje około 100. Ostatnio wśród zasłużonych zwycięzców znalazł się Michał Majewski i jego projekt PublishSoSimply. Od dwóch miesięcy Polak rozwija swój biznes ze słonecznego Santiago. W Chile spędzi łącznie pół roku. INN Poland wypytał go jak prowadzi się interesy w jednym z najpopularniejszych akceleratorów na całym świecie.
Start-Up Chile prowadzony jest przez chilijski rząd jako forma promocji kraju za granicą, a także narzędzie mające na celu pobudzenie gospodarki i wzrost innowacyjności regionu. W ciągu ostatnich pięciu lat swoje firmy rozwijały tam tysiące przedsiębiorców. Każdy z nich otrzymuje grant w wysokości 20 milionów peso (ok. 35 tys. dolarów), roczną wizę, przestrzeń do pracy i dostęp do najpoważniejszych mentorów i inwestorów z całego świata.
Michał Majewski wpadł na pomysł PublishSoSimply pracując w agencji PR. – Dla jednego z klientów mieliśmy stworzyć wirtualny magazyn. To firma, która przeprowadza różnego rodzaju badania, więc poszukiwali atrakcyjnej formy tworzenia kilkunastostronowych raportów, biuletynów, magazynów. Zadanie okazało się bardzo trudne. Potrzebowaliśmy grafika, DTP-owca, programisty. Nie mieliśmy pieniędzy ani możliwości, by udźwignąć ten projekt. Stąd wziął się pomysł narzędzia, które umożliwi samodzielne stworzenie takiego magazynu – mówił Majewski w rozmowie z INN Poland.
Na jakim etapie znajduje się teraz PublishSoSimply?
PublishSoSimply dostępny jest od kilku miesięcy na rynku. Wypróbować można go za darmo na naszej stronie internetowej. Od pewnego czasu nie wprowadzaliśmy dużych zmian w produkcie, ale zaobserwowaliśmy, że użytkownicy domagają się nowych funkcji. Zmieniliśmy odrobinę wizję i za dwa, trzy miesiące powinna pojawić się wersja produktu 2.0. Poza tym ciągle zajmuje się pozyskiwaniem nowych klientów, ale usługa jest dość popularna.
Skąd mi pan o tym wszystkim mówi?
Jestem w przestrzeni coworkingowej udostępnianej dla uczestników programu. Ma ponad 100 miejsc do pracy, więc mieszczą się tu wszystkie firmy, które trafiły do Start-Up Chile. Przyznam, że to dość motywujące, gdy przedsiębiorcy z całego świata pracują obok siebie w jednym miejscu.
A ile jest tam teraz osób?
Około 20. W Chile jest w tej chwili 9 rano. Zdecydowanie więcej osób pracuje tu o godzinie 19.
Jak wygląda typowy dzień pracy w Santiago podczas Start-Up Chile?
Mamy dużą swobodę. Nikt nie narzuca nam formy pracy, ale większość dni wygląda podobnie. Spędzamy je w właśnie w coworkingu, ale średnio co tydzień odbywają się tu też różnego rodzaju warsztaty i spotkania z ekspertami. Start-Up Chile regularnie dostarcza nam najlepszych mentorów i spikerów z całego świata. W zeszłym tygodniu rozmawialiśmy o inwestowaniu. Jutro spotkamy się z prawniczką, która opowiadać będzie między innymi jak przenieść firmę do innego kraju.
Często spotykamy się też w mniejszych grupach. Firmy, które dostały się do akceleratora podzielono na mniejsze, około 8-osobowe zespoły, które pracują w tej samej branży. Dyskutujemy o tym gdzie zmierza rynek, radzimy sobie nawzajem co zmienić w produktach. Takich spotkań jest cała masa.
I każdy tak chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem?
Każdy z nas jest w podobnej sytuacji. Dopiero co stworzył swój produkt i zaczyna pracę nad jego rozwojem. Poza tym wyjazd do Chile jest egzotycznym przeżyciem zarówno dla osób z Europy Środkowo-Wschodniej, jak i kogoś ze Stanów czy Wielkiej Brytanii. Trochę to nas wszystkich zbliża.
Zaobserwował pan znaczące różnice między prowadzeniem biznesu w Chile, a w Polsce?
Ciężko mi powiedzieć, jak wyglądało to wcześniej tutaj na miejscu, ale na pewno Start-Up Chile bardzo wpłynęło na samo postrzeganie prowadzenia innowacyjnego biznesu. To ważny ośrodek biznesowy na mapie świata, skupiający się na technologii. Każdy startupowiec znajdzie tu jakieś zajęcie przynajmniej raz w tygodniu.
Najważniejsza różnica to chyba podejście do tego o jakim rynku myślimy. A wszystko za sprawą języka. W Europie na myśl o ekspansji bardzo wpływają granice. Tutaj o wiele łatwiej jest wyjść z produktem na kilka rynków latynoamerykańskich jednocześnie. Większość państw posługuje się tu językiem hiszpańskim.
A pan uczy się języka?
Hiszpańskiego uczyłem się już w Polsce, ale nie mogę powiedzieć, żebym biegle się nim posługiwał. Uczę się tutaj i staram się jak najwięcej nadrobić. Z sześciomiesięcznego programu akceleracyjnego wyjdę z dodatkową umiejętnością. Chociaż muszę przyznać, że chilijski jest bardzo trudnym dialektem. Wszyscy mówią naprawdę szybko.
Myślał pan o prowadzeniu biznesu za granicą?
Jak najbardziej. Właśnie z myślą o międzynarodowym biznesie budowaliśmy nasze narzędzie. Mogą z niego korzystać pracownicy marketingu czy działów PR na całym świecie.
Samo Start-Up Chile oferuje teraz nowe narzędzie inwestycyjne – SCALE. Wszystkie firmy, które brały udział w programie mogą starać się o większy grant, około 100 tysięcy dolarów, i kolejną, roczna wizę. Trzeba jednak spełnić kilka warunków, m.in. mieć założoną firmę w Chile. Na razie nie wiemy czy chcemy się na to decydować. Powoli wgryzam się w system prawny, który tu obowiązuje.
Zauważyłem z kolei, że dużo łatwiej prowadzi się tu firmę jednoosobową. Większość formalności można załatwić przez internet i tam prowadzić też własne rachunki. Wynika to chyba z historii Chile, które było bardzo liberalne gospodarczo.
Gdzie jest haczyk? Dostajecie od Chile pieniądze, zakwaterowanie i miejsce do pracy. A nie bierze za to udziałów w firmie.
Udział w Start-Up Chile wiąże się z czymś co w regulaminie nazywa się Return Value Agenda. Każdy z uczestników zobowiązany jest, by zwrócić krajowi chilijskiemu trochę z własnej pracy. W jaki sposób? Każdy startup musi przeprowadzić kilka warsztatów lub szkoleń na terenie kraju dostępnych dla wszystkich Chilijczyków.
Przez to w kraju ma miejsce naprawdę mnóstwo wydarzeń dotyczących przedsiębiorczości i innowacyjności. Proszę wyobrazić sobie, że każda ze 100 firm, które dostały się tu na pół roku musi odbyć kilka spotkań. Ja sam będę prowadził cztery zajęcia z content marketingu dla grupy chilijskich marketingowców.
Inne firmy działają też w grupach. W ten sposób zorganizowano na przykład Startup Weekend. A firmy z poprzedniej edycji urządziły w Santiago ostatnio Robotics Day, na które przyjechały nawet osoby z NASA. Okazało się, że to największe do tej pory wydarzenie dotyczące robotyki w całej Ameryce Południowej.
Ludzie się angażują, przekazują wiedzę lokalnej społeczności i sami chcą być jej częścią. Chile tworzy swoich ambasadorów. Istnieją nawet grupy na Facebooku zrzeszające byłych uczestników programu Start-Up Chile. To o wiele lepsza promocja kraju od rozwieszania plakatów i reklamowania się widokami.