Rok wyborczy to chyba jedyna szansa dla przedsiębiorców, by prawo w końcu zaczęło się zmieniać na ich korzyść. Politycy dwoją się i troją, by zdobyć elektorat, a ponieważ wielu Polaków już obietnice nie wystarczają, muszę też słowa wprowadzać w czyn. Rząd własnie ogłosił przyjęcie "Konstytucji dla firm". Eksperci wskazują, że jest to powrót do dobrych zasad ze słynnej ustawy Mieczysława Wilczka i cieszą się, że politycy zrobili wreszcie chociaż tyle.
Jakie jutro po „konstytucji”
Co dziś obiecują politycy „nową” ustawą resortu gospodarki? Wiadomo już, że nie obniżą z 15 do 3 tys. euro progu obowiązkowego rozliczania się bezgotówkowego przez przedsiębiorców, o co postulowało Ministerstwo Finansów.
Wiadomo też, że zmienić ma się stosunek administracji publicznej do przedsiębiorców, z – obecnie skrajnie nieufnego – do zakładającego, iż jednak znacząca większość podmiotów gospodarczych nie stara się nikogo oszukać. Jak podało Centrum Informacji Rządowej po wczorajszym posiedzeniu: „Efektem proponowanych regulacji ma być m.in. zagwarantowanie, że załatwiając indywidualne sprawy organy administracji będą stosować naczelne zasady prawa gospodarczego”.
Dodatkowo zbiór regulacji ma się opierać o zasadę "co nie jest prawem zabronione - jest dozwolone”, zasadę równości w prowadzeniu działalności gospodarczej, zasadę rozstrzygania wątpliwości prawnych w urzędach na korzyść przedsiębiorców.
Piękne słowa, a co z praktyką?
"Konstytucja" dla firm pełna jest pięknych słów i określeń, pytanie tylko - czy dla przedsiębiorców faktycznie coś z tego wyniknie? – Przede wszystkim mogą odzyskać wolność – mówi nam Andrzej Sadowski, ekspert gospodarczy z Centrum im. Adama Smitha. – I świadomie mówię odzyskać, nie zyskać, bo tę wolność już kiedyś przedsiębiorcy dostali, a potem im ją odebrano, wprowadzając niewolniczą ustawę o swobodzie działalności gospodarczej - podkreśla.
Przypomnijmy, że ustawa Wilczka, jak nazywa się potoczne dokument rządowy z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej, to zbiór 55 zasad opracowany według projektu ministra przemysłu Mieczysława Wilczka i premiera Mieczysława Rakowskiego, uchwalony przez Sejm PRL IX kadencji.
Ustawa, która obowiązywała od początku 1989 do końca 2000 roku, uznawana jest przez wielu ekspertów gospodarczych za najbardziej liberalną, jeśli chodzi o sposób rozumienia działalności gospodarczej. Andrzej Sadowski uważa nawet, iż jest ona wzorem ustawy o przedsiębiorczości, bo daje polskiemu biznesowi najwięcej wolności i co więcej - jest zgodna z polskimi zobowiązaniami wobec UE.
Można było szybciej?
Zdaniem Sadowskiego, gdyby polskie władze naprawdę chciały wprowadzenia nowych zasad w życie, można by dokonać tego niemalże na dniach. – Proszę zauważyć, że wprowadzenie w życie ustawy hazardowej, zajęło naszym rządzącym zaledwie dwa tygodnie – dodaje ekspert. Nie wspominając o ustawie reformującej OFE, która została dosłownie przepchnięta przez parlament w raptem kilka dni.
– Tymczasem o „konstytucji dla firm” słyszałem już dawno temu, od naszego byłego premiera, będąc zapraszanym do niego w roli eksperta. Kilka lat minęło i znów temat powraca. Pytanie kiedy skończy się mówienie, a zacznie działanie? – pyta Sadowski.
Powtórka z Wilczka
I faktycznie, analizując ustawę Wilczka i postulaty obecnej „konstytucji dla firm” nie sposób nie dostrzec wyraźnych podobieństw. W ustawie z 1988 roku czytamy m.in. o tym, że „podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa.”(Art. 1 ). A także: „Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności i działań, które nie są przez prawo zabronione” (Art. 4 ).
Nawet jednak jeśli nowy dokument rządowy powielałby starą ustawę pod inną nazwą, przedsiębiorcy z pewnością do nikogo nie mieliby pretensji. Prof. Andrzej Blikle, który dobrze pamięta czasy obowiązywania ustawy Wilczka, twierdzi:
Szansę na wyraźną poprawę sytuacji polskich przedsiębiorców Blikle dostrzega natomiast w innej regulacji, a mianowicie w projekcie nowej ordynacji podatkowej, dzięki której urzędy mają wspierać podatników w rozwoju ich przedsiębiorstw.
Nadzieje na lepsze jutro
Ordynacja to jednak zupełnie oddzielna sprawa. Tylko czy bez niej "konstytucja dla firm" faktycznie pomoże, jeśli wejdzie w życie? Zdaniem Andrzeja Sadowskiego, jeśli faktycznie tak się stanie, to przedsiębiorcy rozwiną skrzydła. - Przede wszystkim jednak zyskają rocznie dwa miesiące życia, tyle bowiem do tej pory zajmowało im każdego roku rozstrzyganie spraw urzędowych - podkreśla specjalista z Centrum im. Adama Smitha.
Z kolei prof. Andrzej Blikle wierzy, że dopiero ordynacja podatkowa na tyle odmieni polskie urzędy skarbowe, że te zaczną działać na wzór największego brytyjskiego urzędu skarbowego z Cumbernauld, który w 1989 r. dostał prestiżową Europejską Nagrodę Jakości.
Niewątpliwie zmiany są konieczne i to już. Nasi rodacy ostatnimi czasy jako miejsce na rozwój przedsiębiorczości chętniej niż Polskę, wybierają Słowację - obok Wielkiej Brytanii i Niemiec.
Teraz to, co robią politycy, to próba wmówienia nam, że ustawy Wilczka nie było, i że wprowadzają coś nowego. Prawda jest jednak taka, że starają się powrócić do obowiązującego do 2000 r. zapisu, tylko tak w nim mącąc, aby nikt się nie zorientował, że w sumie to mają już gotowy produkt.
Andrzej Sadowski, Centrum im. Adama Smitha
Nie trzeba wprowadzać żadnej konstytucji dla firm, lecz wystarczy przywrócić starą ustawę. Kiedy w 25 rocznicę wprowadzenia dokumentu Wilczka w życie, zaprosiliśmy do konsultacji przedstawiciela Komisji Europejskiej okazało się, że praktycznie w całości jest ona z godna z obowiązującym obecnie prawem unijnym. Jedynie należałoby z niej usunąć punkt, który dyskryminuje firmy zagraniczne, co wówczas było do przyjęcia zważywszy na tamte czasy i ustrój, a dziś już nie. Poza tym jednak nie ma co zmieniać.
Prof. Andrzej Blikle
Chyba nie spotkałem żadnego przedsiębiorcy, który nie doceniałby tamtej ustawy. Unieważniała całe stare prawo i w kilku prostych punktach wprowadzała nowe, które daje przedsiębiorcom mnóstwo swobody w prowadzeniu biznesu. Niemniej zasada „co nie jest zabronione jest dozwolone” dawniej, gdy tego co zabronione było niewiele, naprawdę dawała przedsiębiorcom pole do kreatywności. Dziś jednak, gdy zakazów i ograniczeń jest znacznie więcej, wcale nie musi ona dawać przedsiębiorcy, aż takich profitów.
Andrzej Blikle
Urząd ten został nagrodzony za jakość, bo przyjął, że jego produktem, do którego owa jakość musi zostać zastosowana jest doradztwo podatkowe, a klientem dla którego ma być owy produkt skierowany, jest nie państwo, ale podatnik. W związku z tym urząd tak dostosował swój produkt, aby był on i owszem zgodny z obowiązującymi w państwie regulacjami, ale też interpretowany w sposób najlepszy dla podatnika. Mam więc nadzieję, że zmiany, o dla których w końcu zaczyna być widoczne zielone światło, doprowadzą do podobnego działania urzędów także i w Polsce.