
10 minut na zaprezentowanie swojego pomysłu na biznes i 5 minut na pytania od potencjalnych inwestorów. Po wszystkim pada tylko krótkie “tak” lub “nie”, a przedsiębiorca schodzi ze sceny z nową umową i funduszami na rozwój lub z pustymi rękami. W najgorszym wypadku otrzymuje przynajmniej kilka przydatnych rad od doświadczonych przedsiębiorców. Tak wyglądał Dragon's Den dla startupów podczas konferencji Let's Start Up! Kto przekonał do siebie inwestorów?
REKLAMA
W latach 2011-2012 w Polsce mogliśmy obejrzeć trzy edycje programu, w których znani, polscy biznesmeni i inwestorzy oceniali innych, już początkujących przedsiębiorców. Podobnie było na wydarzeniu Dragon’s Den, które odbyło się w ramach Let’s Start Up! Tylko inwestorzy, oprócz jednego, byli inni niż jeszcze kilka lat temu w telewizji.
Na scenie można było zobaczyć: Marka Rusieckiego, Piotra Wilama, Bartłomieja Golę, Ronalda Binkofskiego, Marcina Zabielskiego. Studenci Szkoły Głównej Handlowej i młodzi przedsiębiorcy wypełnili niemal całą, największą salę Multikina w Złotych Tarasach w środowe popołudnie.
Move Smart
Pierwszy na scenie pokazał się zespół odpowiedzialny za platformę Move Smart. To platforma, która ma ułatwiać transport. A przynajmniej wybór odpowiedniego środka transportu.
Pierwszy na scenie pokazał się zespół odpowiedzialny za platformę Move Smart. To platforma, która ma ułatwiać transport. A przynajmniej wybór odpowiedniego środka transportu.
Twórcy Move Smart chcą bowiem połączyć wszelkiego rodzaju usługi polegające na współdzieleniu środkół transportu (carsharing, bikesharing, taxisharing) z danymi dotyczącymi transportu publicznego. Wszystko ma być przeliczane w czasie rzeczywistym na podstawie danych z oficjalnych kanałów. Użytkownik będzie mógł porównać, którym środkiem transportu dostanie się dane miejsce najszybciej, którym najtaniej, którym najciszej. Może również podać swoje preferencje, jak np. to, by aplikacja rekomendowała najbardziej ekologiczne rozwiązania.
Rekomendacje miałyby być jedną z funkcji wewnątrz płatnej wersji aplikacji. Oprócz tego wersję premium miałyby cechować: rezerwowanie środka transportu z wyprzedzeniem, opcja płacenia z poziomu aplikacji za przejazd transportem publicznym, czy też pewnego rodzaju automatyczne zachowania apki.
– Celujemy w państwa, gdzie korzystanie z rozwiązań dzielenia się środkami przejazdu jest rozpowszechnione: Niemcy, Austria, Włochy – mówili ze sceny twórcy aplikacji. – Zaawansowanych użytkowników tego typu systemów jest obecnie około 3 milionów, ale według prognoz będzie ich 16 milionów. Szersza grupa, taka, która słyszała takich rozwiązaniach, może nawet korzystałą z aplikacji, to obecnie 40 milionów, ale będzie ich nawet 150 milionów – dodawali Michał Stawski i Łukasz Zgiep.
Twórcy przeprowadzili nawet testy w Berlinie, które podobno spotkały się z bardzo dobrym odzewem. Potrzebują jednak pieniędzy na dokończenie aplikacji, wypuszczenie jej na rynek i marketing.
Smoki, czyli inwestorzy nie dowierzali jednak, że twórcy usług takich jak Uber chętnie oddadzą innej firmie cały swój kod źródłowy, niezbędny do poprawnego działania platformy. Na pytanie o sposoby zysków na platformie, jej twórcy odpowiedzieli, że wprowadzą prowizję od każdego przejazdu. Bartłomiej Gola poddawał z kolei w wątpliwość to, że ktokolwiek rano zastanawia się nad sposobem dojechania do pracy. Nikt ze smoków nie chciał zainwestować w Move Smart.
Cervi
Jako drudzy na scenie pojawili się przedstawiciele firmy Cervi, która zajmuje się produkcją dronów i zastosowaniem ich w wykrywaniu zagrożeń. Jako przykład studenci z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania podali kłusownictwo w RPA oraz kradzież węgla z pociągów PKP Cargo.
Jako drudzy na scenie pojawili się przedstawiciele firmy Cervi, która zajmuje się produkcją dronów i zastosowaniem ich w wykrywaniu zagrożeń. Jako przykład studenci z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania podali kłusownictwo w RPA oraz kradzież węgla z pociągów PKP Cargo.
Nie chodzi jednak o zwykłe produkowanie dronów i sterowanie nimi. Drony Cervi mają być autonomiczne - to po pierwsze. Po drugie, młodzi przedsiębiorcy opracowali system, który na bieżąco sam analizuje obraz z kamer umieszczonych w dronach i powiadamia odpowiednie osoby o zagrożeniu. Obliczenia dokonywane są w autorskiej chmurze Ażur, a dron sam dokonuje wstępnej analizy, by przesłać jedynie potrzebne dane i oszczędzić na kosztownej przesyłce danych poprzez satelitę. Twórcy podkreślali, że chcą stworzyć system, który nie wymaga ingerencji człowieka.
Dron może wykryć kłusowników z wysokości 100 metrów i wysłać informacje strażnikom. – Na potrzeby całego systemu stworzyliśmy drona, który może wznosić się w powietrzu ok. 1,5 godziny – mówili przedsiębiorcy z Cervi. Docelowo dron ma latać nawet 2 godziny - dzięki tworzeniu hybrydy wielowirnikowca i samolotu. Będzie mógł startować pionowo ze stacji automatycznego ładowania, ale będzie mógł również wchodzić w lot ślizgowy, który oszczędza akumulatory.
Ich rozwiązanie miałoby trafić na trzy sektory: ochrony dzikiej przyrody, ochrony transportu minerałów i ochrony terenów szczególnych, które wymagają stałego nadzoru, jak np. granice, czy fabryki, w których trzeba stale mierzyć temperaturę. – Możliwości są jednak nieograniczone – przekonywali twórcy systemu. Biznes polegałby zarówno na sprzedaży sprzętu, jak i miesięcznej subskrypcji na wykorzystanie chmury i oprogramowania.
Twórcy Cervi przyznają, że z pomysłem byli już w PKP, ale linie stwierdziły, że nie są jeszcze gotowe na tak innowacyjne rozwiązanie. Poprosiły jednak o możliwość przetestowania dronów ze zwykłym, ludzkim operatorem. Część smoków wyraziła wstępne zainteresowanie pomysłem, jednak uważali, że Cervi powinni znaleźć najpierw pierwszych klientów.
Pudło nie nudno
Agnieszka Bogusławska weszła na scenę z kilkoma pudłami, które wręczyła smokom. –
Przekupywanie inwestorów, to zawsze się sprawdza! – powiedział Bartłomiej Goła. Bogusławska zaczęła opowiadać o swoim produkcie, który jest formą kreatywnego spędzania czasu ze swoim dzieckiem.
Agnieszka Bogusławska weszła na scenę z kilkoma pudłami, które wręczyła smokom. –
Przekupywanie inwestorów, to zawsze się sprawdza! – powiedział Bartłomiej Goła. Bogusławska zaczęła opowiadać o swoim produkcie, który jest formą kreatywnego spędzania czasu ze swoim dzieckiem.
– Każde pudełko stworzono wokół jednego tematu przewodniego – powiedziała. Wewnątrz pudełek znaleźć można z kolei gry i zabawy, a także pomysły na nie i instrukcje. – To czas spędzony z dzieckiem, który kupuje rodzic – stwierdziła Bogusławska i powiedziała, że jej produkt odpowiada na potrzebę dziecka do zabawy i potrzebę rodzica do rozwoju dziecka.
Zabawka ma integrować opiekuna z dzieckiem, bo zabawy wewnątrz wymagają wspólnego spędzania czasu. – To tak zwane momenty wspólnego zaangażowania, które determinują na jakiego człowieka wyrośnie dziecko – powiedziała Bogusławska. Jej produkt skierowany jest do dzieci, rodziców, opiekunów, ale również do instytucji publicznych, przede wszystkim do przedszkoli. Oprócz zwykłych zestawów konsumenckich – dostępnych w trzech rozmiarach – Pudło Nie Nudno przygotowuje również zestawy specjalne dla placówek edukacyjnych. Twórczyni nawiązała już współpracę z siecią placówek Ala ma Kota.
– Polski rynek zabawek wart jest około 2 miliardy złotych. Przyrasta w tempie 3 proc. rocznie. Grupa docelowa to półtora miliona dzieci, a także 21,5 tys. placowek – mówiła Bogusławska. W ciągu dwóch lat działalności, bez nakładów na marketing, firmie udało się sprzedać 2000 sztuk pudełek. Średnia cena to około 83 złote, uśredniona marża to z kolei 38 proc.
Na pytania inwestorów o to, po co Pudło Nie Nudno potrzebuje ich pieniędzy, Bogusławska powiedziała, że chce w ten sposób skalować swój biznes. Wyłożyć część środków na marketing i dotarcie do sieci handlowych. Zainteresowanie inwestycją zgłosił jedynie Marek Rosiecki.
Rodie
Zespół Rodie pokazał z kolei interaktywnego, małego robota, sterowanego za pomocą dowolnego urządzenia z systemem Android. Obecnie obudowa wykonana jest w technologii druku 3D. Dzięki Rodiemu toczyć można bitwy z rzeczywistymi znajomymi. – Tryby gry można dowolnie konfigurować – mówili twórcy.
Zespół Rodie pokazał z kolei interaktywnego, małego robota, sterowanego za pomocą dowolnego urządzenia z systemem Android. Obecnie obudowa wykonana jest w technologii druku 3D. Dzięki Rodiemu toczyć można bitwy z rzeczywistymi znajomymi. – Tryby gry można dowolnie konfigurować – mówili twórcy.
Zaplanowany jest m.in. tryb strzelania, wyścigu, wykradania flagi. Twórcy z jednej strony zapowiadają personalizację każdego robota, co umożliwia druk 3D, z drugiej mówią, że pierwszy robot, który trafi do sprzedaży będzie już z przygotowanych wcześniej części.
Koszt produkcji jednego urządzenia to obecnie 60 zł. W internetowym sklepie kosztować ma 200 zł. Oprócz robota, firma sprzedawać chce dodatki rozszerzające zabawę. Zespół potrzebował pieniędzy przede wszystkim na zdobycie potrzebnych certyfikatów. Inwestorzy stwierdzili, że poczuli się lekko oszukani, bo na początku prezentowano im gotowy produkt, ale z czasem wyszło na to, że to dopiero wczesny prototyp. Zabrakło im również historii, która miałaby sprzedać jakoś produkt. Tylko jeden ze smoków był ostrożnie pozytywny.
Carbon Workshop
Czwarty zespół zaprezentował... portfel z włókna węglowego. Carbon Workshop to zespół ludzi, którzy poznali się jeszcze podczas studiów. Pracowali tam między innymi nad projektem najoszczędniejszego pojazdu w Polsce, czyli nad Kropelką. Startowali również w wyścigach studenckich bolidów Formula SAE. Jeden z nich jest nawet specjalistą od grafenu.
Czwarty zespół zaprezentował... portfel z włókna węglowego. Carbon Workshop to zespół ludzi, którzy poznali się jeszcze podczas studiów. Pracowali tam między innymi nad projektem najoszczędniejszego pojazdu w Polsce, czyli nad Kropelką. Startowali również w wyścigach studenckich bolidów Formula SAE. Jeden z nich jest nawet specjalistą od grafenu.
Ich zCARBONka, czyli portfel z włókna węglowego, odniósł już sukces na polskiej plartformie crowdfundingowej OdpalProjekt. Sprzedali kilkaset portfeli, część wysyłali nawet do Stanów. Po pieniądze zgłosili się, bo chcą wystartować z kampanią portfela na Kickstarterze i w ten sposób wejść na zagraniczne rynki.
Inwestorzy dziwili się, że zespół z takim potencjałem i doświadczeniem tworzy coś tak małego. – Czemu góra urodziła mysz? – pytał jeden z nich. – Od studiów naszym marzeniem jest tworzenie inteligentnych samochodow z włókna węglowego. Zaczynamy od portfela, potem przyjdzie kolej na portfel 2.0 z wbudowaną elektroniką – tłumaczył zespół.
Z czasem chcą stworzyć projekt elektrycznej deskorolki z włókna węglowego, ekonomiczny motor do transportu publicznego, a dopiero gdy rozwiną już firmę i zdobędą odpowiednią grupę pracowników, wezmą się za projektowanie samochodu. Produkcja i sprzedaż portfela ma nauczyć ich poruszania się w biznesowym świecie. Smoki nie były jednak zainteresowane inwestowaniem w designerski portfel.
Protein Machine
Zespół Protein Machine przyszedł na Dragon's Den z pomysłem na typowy biznes handlowy, choć dość unikalny w polskich realiach. Chcą dystrybuować w siłowniach maszyny sprzedające koktajle proteinowe.
Zespół Protein Machine przyszedł na Dragon's Den z pomysłem na typowy biznes handlowy, choć dość unikalny w polskich realiach. Chcą dystrybuować w siłowniach maszyny sprzedające koktajle proteinowe.
– Mamy wyłączne przedstawicielstwo na rynek polski – mówili. Przygotowali nawet trzy modele biznesowe. W pierwszym sami wstawiają i obsługują maszyny, w drugim dzierżawią je, a w trzecim sprzedają. Zyski pochodzą ze sprzedaży poszczególnych koktajli, suplementów, a także reklam na maszynie. Mają już nawet wstępne umowy z niektórymi siłowniami i producentami odżywek.
Inwestorzy szybko odrzucili jednak propozycję wejścia w interes. – To zwykły biznes resellerski. Powinniście po prostu pójść po pożyczkę – sugerowali jurorzy. Jeden ze smoków zaoferował jednak swoją prywatną pomoc.
Kinetise
Na samym końcu zaprezentowała się firma Kinetise, o której pisaliśmy już w INN Poland. Piotr Pawlak i Maciej Opalko w ciągu kilku minut stworzyli na scenie aplikację, w której zawarli między innymi narzędzie do robienia zdjęć. Ściągnęli ją na swój telefon, cyknęli fotkę inwestorom, a ta po chwili pojawiła się w skrzynce odbiorczej.
Na samym końcu zaprezentowała się firma Kinetise, o której pisaliśmy już w INN Poland. Piotr Pawlak i Maciej Opalko w ciągu kilku minut stworzyli na scenie aplikację, w której zawarli między innymi narzędzie do robienia zdjęć. Ściągnęli ją na swój telefon, cyknęli fotkę inwestorom, a ta po chwili pojawiła się w skrzynce odbiorczej.
Tworzenie aplikacji mobilnych jest zdaniem Pawlaka bardzo kosztowne. Oni chcą to ułatwić. W Kinetise „wyklikana” została nawet aplikacja samego wydarzenia Let's Start Up!
Znają się na biznesie i tworzeniu aplikacji, bo Pawlak od 9 lat prowadzi software house, czyli firmę tworzącą aplikacje i programy dla innych firm.
Od czasu, gdy pisaliśmy o nich kilka miesięcy temu, zmienił się model biznesowy. Wtedy za publikację w sklepie stworzonej przez Kinetise aplikacji trzeba było zapłacić jednorazowo 999 dolarów. Obecnie płaci się miesięczny abonament. Zespół ciekaw jest jak sprawdzi się taki model. Kinetise ma trafiać nie tylko do dużych korporacji, ale również małych firm. W ten sposób niektóre agencje będą mogły też wprowadzić do swojego portfolio usługę tworzenia aplikacji mobilnych.
Pawlak nie przyszedł jednak do smoków po pieniądze. – Jest za wcześnie na inwestycję – powiedział i dodał, że firma musi zdobyć na razie większą bazę klientów i sprawdzić się za granicą. Zaciekawił inwestorów na tyle, że jeszcze po całym wydarzeniu chętnie z nim rozmawiali i doradzali w sprawach potencjalnej ekspansji.
Napisz do autora: adam.turek@innpoland.pl
