„Właściwy styl i dobre maniery są czynnikiem decydującym o karierze. Wygląd zewnętrzny, zachowania oraz swoboda stanowią klucz do sukcesu” - twierdzi Brigitte Nagiller, autorka bestselleru „Styl i dobre maniery”. A zatem jak wyjaśnić sukcesy twórcy Facebooka Marka Zuckerberga, który na biznesowe spotkania przychodzi w dresowej bluzie czy Richarda Bransona, który zazwyczaj wygląda jak by właśnie wrócił z surfingu? O tym kto, kiedy i w jakichś okolicznościach może sobie pozwolić na rozluźnienie krawatu, rozmawiamy z Lidią Tkaczyńską, specjalistką ds. wizerunku biznesowego, ubioru i savoir vivre, partner w firmie szkoleniowej LONGHILL Business Communication.
Dlaczego biznes uchodzi za tak sztywny? Czy faktycznie nie ma w nim miejsca na luz, czy może jest to mit bez oparcia w faktach?
Lidia Tkaczyńska: Być może faktycznie w języku polskim, słysząc „etykieta biznesowa”, od razu się usztywniamy, ale sądzę, że twierdząc, iż etykieta jest tożsama ze sztywnością, zwyczajnie jej nie rozumiemy. Aby ją zrozumieć, warto zadać sobie pytanie, po co ona jest, czemu ma służyć?
No, właśnie czemu?
Budowaniu lepszych relacji między ludźmi, wyrównaniu międzynarodowych standardów. Ma sprawić, by osoba, z którą rozmawiamy, czuła się dobrze w naszym towarzystwie. Etykieta tym właśnie różni się od protokołu dyplomatycznego, że tu ważne jest wyczucie rozmówcy, wyczucie chwili i dostosowanie stylu na tyle, by nasz współrozmówca czuł się komfortowo. Jednym słowem etykieta biznesowa jest niemal zaprzeczeniem sztywności, bo wymaga elastyczności.
Dla wielu pracowników korporacji jest to jednak "sztywność", bo wpędza się ich w podobne uniformy: garsonki, garnitury, wszędzie granat i szarość.
To też nie jest tak, że wszędzie obowiązuje ten sam dresscode. Tu też ważne jest dostosowanie do osoby, z którą się spotykamy. Jeżeli idziemy na rozmowę z brygadzistą, to nie musimy, a nawet może i nie powinniśmy być „pod krawatem”, żeby nie tworzyć niepotrzebnego dystansu. Jednak gdy idziemy na spotkanie w biurze, i na dodatek spotykamy się tam z osobą wyższą rangą, to jeśli przyjdziemy na nie w jeansach, trampkach i t-shircie, może to zostać przez naszego rozmówcę odebrane jako brak szacunku.
Mark Zuckernerg na wszystkie spotkania przychodzi w bluzie z kapturem i jakoś nikt się nie obraża...
Jest takie powiedzenie: „bogatemu wszystko wolno”, ale tak naprawdę ktoś kto osiągnął już silną pozycję w biznesie, dobrze wie i rozumie, kim jest, może sobie pozwolić na pewną dozę ekstrawagancji. Jednakże jeśli początkująca bizneswoman pyta mnie czy może na spotkanie biznesowe włożyć czerwone szpilki, to odradzam, tłumacząc, że szpilki będą odwracać uwagę od jej kompetencji. Standardowy ubiór biznesowy nie powinien rozpraszać, stąd najczęściej u pracowników biur przeważają stonowane kolory strojów.
Pewne kanony są potrzebne w biznesie właśnie po to, by nikogo nie obrazić, a jednocześnie stanowić najlepszą wizytówkę firmy, którą przecież sobą reprezentujemy. To dlatego m.in. strój biznesowy przybrał pewien uniwersalny charakter, w którym indywidualne gusta są na drugim planie. W pracy jesteśmy reprezentantami danej firmy, więc to, jakimi jesteśmy ludźmi prywatnie, nie jest najważniejsze. Strój musi być dostosowany do branży, do prestiżu, do rangi, bo to elementy marketingu firmy, a pamiętajmy, że w marketingu walka o dobre wrażenie jest jego nieodłączną częścią.
Dresscode i biznesowa uniformizacja wydaje się być produktem XXI wieku. Faktycznie tak jest, czy jakaś etykieta istniała od zawsze?
Początki sięgają daleko wstecz, a pierwowzorem etykiety były elementy protokołu dyplomatycznego. Kiedy wieki temu władcy różnych państw i różnych kultur spotykali się ze sobą, zaczęto dostrzegać różnice w upodobaniach, zwyczajach i konieczność tworzenia pewnych zasad, które służyłyby poprawie relacji i komunikacji.
Konieczność wprowadzenia etykiety stała się priorytetem w dobie globalizacji, kiedy liczba międzykulturowych, międzynarodowych kontaktów biznesowych zwiększyła się. Aby zmniejszyć dystans związany z różnicami kulturowymi, wprowadzono pewne zasady, pozwalające rozmówcom poruszać się w relacjach w bezpieczny, nienaruszający niczyich granic sposób.
A jak ktoś nie zna tego uniwersalnego zestawu reguł zachowania się, to co ma zrobić?
Zastosować zasadę dostosowania się do kraju, w którym gości, do osoby, u której gości.
A jeśli ta druga strona nie stosuje się do zasad i narusza nasze poczucie godności?
To wszystko zależy od sytuacji, od relacji jakie nas łączą lub jakie chcemy nawiązać z danym rozmówcą czy rozmówcami. Jeśli czujemy się obrażeni, a nie zależy nam aż tak bardzo na kontynuowaniu znajomości, to możemy kulturalnie zakończyć spotkanie, a jeśli jednak oczekujemy długofalowej współpracy, to też kulturalnie warto zakomunikować wprost, że jakoś nas dane zachowanie dotyka i starać się uzgodnić pewne reguły.
Co by się stało, gdyby poważna firma zrezygnowała z pewnego kanonu w strojach swoich pracowników i pozwoliła im przychodzić do pracy ubranym jak chcą? Pani zdaniem ma to w ogóle sens?
Obserwowałam niejednokrotnie co się dzieje w firmach, gdy ktoś wpada na pomysł rozluźnienia w kwestii ubioru: rozluźnia się potem wszystko i wymyka się z ram. Okazało się, że klient wchodząc do takiej firmy czuje się zagubiony, bo ma problem z identyfikacją. Nie wie czy trafił do poważnej firmy doradczej czy może zabłądził. Zagubił się, ponieważ wszyscy ubrani byli bardzo swobodnie, a on oczekiwał pewnego standardu.
Niektóre branże są bardziej sformalizowane niż inne, jeśli chodzi o styl - prawnicy na przykład. Skąd się to wzięło?
Gdy kształtowała się pewna etykieta biznesowa, zawody takie jak prawnik czy lekarz uchodziły za niezwykle prestiżowe. Prestiż był podkreślany przez wykonujących dany zawód strojem, zwykle garniturem, dobrze skrojonym płaszczem i ten wizerunek prestiżu przetrwał do dziś. Podobnie jak spódniczka mini w biznesie, która od razu podważa kompetencje kobiety, ale w mediach jest już dużo lepiej odbierana.
Dodatkowo jeszcze doszły badania, które pokazały, że określone kolory są przez ludzi odbierane jako godne zaufania, a inne nie. Wśród nich znalazł się m.in. kolor granatowy, co może tłumaczyć, dlaczego mamy tyle granatowych mundurów u różnych służb. Pamiętajmy, że dresscode ma służyć właśnie budowaniu zaufania u rozmówców, którzy nie lubią się mylić, lubią przewidywalność. Jeśli więc oczekują jakiegoś wizerunku u swojego rozmówcy, to napotykając na inny będą się czuli niekomfortowo. A to może z kolei negatywnie wpłynąć na dalsze relacje z nami.
Czyli w etykiecie biznesowej nie możemy sobie pozwolić na szaleństwo i własną inwencję?
Na pewno są one mocno ograniczone. Ale jak już wspominałam, jeśli nasz rozmówca stosuje pewien luźny styl lub gdy relacje z nim osiągnęły taki pułap zaufania, że nie musimy być aż tak bardzo ostrożni, to możemy też dodać luzu i inwencji własnej naszym spotkaniom.
No tak, tylko kto ma zacząć? Przecież wychodząc pierwsza z inicjatywą rozluźnienia atmosfery, mogę popełnić faux pas?
Tu obowiązuje precedencja pierwszeństwa - czyli zaczyna ta strona, która jest wyższa rangą.
A propos faux pas, czy może Pani wymienić, jakie błędy najczęściej popełniają Polacy podczas spotkań biznesowych?
Przede wszystkim nie znają swojego miejsca w hierarchii. W wyniku czego np. taki handlowiec zaczyna dominować nad klientem, nie rozumiejąc, że to nie on jest tu stroną rozdającą karty. Poza tym często obserwuję u młodych ludzi dużą sztywność w relacjach, szablonowość (na każdym spotkaniu tak samo się zachowują), nieumiejętność dostosowania się do rozmówcy. Warto też wspomnieć o błędach wizerunkowych. Mężczyźni często noszą się zbyt nonszalancko, a panie nie rozumieją, że zbyt duży dekolt, zbyt prześwitujący materiał, zbyt krótka spódniczka wcale nie działają na ich korzyść.