75 tys. euro lub kara pozbawienia wolności do lat dwóch grozi właścicielom dużych (powyżej 400 m kw.) marketów we Francji za marnowanie żywności. Do czerwca 2016 r. muszą oni podpisać umowy z organizacjami charytatywnymi na przekazywanie produktów, które mogłyby się w innym wypadku zmarnować. Mogą też przekazać jedzenie na kompost dla rolników czy paszę dla zwierząt, byleby żywność nie lądowała w koszu. Czy w Polsce podobne przepisy w końcu ograniczyłyby marnotrawstwo?
Jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności przez firmę Millward Brown blisko 40 proc. dorosłych Polaków przyznaje się do wyrzucania jedzenia. Rocznie daje to ponad 2 mln ton żywności, która przez to ląduje na śmietniku. Badanie Eurostatu, uplasowało Polskę na 5 miejscu w UE, po Wielkiej Brytanii, Niemcach, Francji i Holandii, pod względem marnotrawienia jedzenia. Jednak w przeciwieństwie do innych krajów to nie konsumenci ponoszą u nas największą winę za taki stan rzeczy, lecz branża spożywcza, która na straty zdaje blisko 7 mln ton produktów nadających się do konsumpcji czy przetworzenia.
Kilka lat temu, gdy Eurostat przeprowadzał te badania, w Polsce nie było jeszcze ułatwień dla przedsiębiorców, które zachęcałyby ich do dzielenia się żywnością zagrożoną zmarnowaniem się np. z organizacjami charytatywnymi. Co więcej w mediach pojawiały się przypadki przedsiębiorców, którzy byli za to karani, a nie nagradzani, patrz chociażby słynna historia piekarza z Legnicy Waldemara Gronowskiego, który oddawał niesprzedany chleb biednym i stanął za to przed sądem.
Jednakże w wyniku starań m.in. właśnie Banków Żywności, ale także dzięki rezolucji Parlamentu Europejskiego, nakłaniającej państwa członkowskie do tworzenia przyjaznych warunków dla firm, które wykazują chęć podejmowania działań na rzecz dobrego gospodarowania żywnością, Polska wprowadziła w 2013 r. zmiany w polskim prawie podatkowym, które znoszą z producentów, importerów i dystrybutorów żywności konieczność płacenia podatku VAT od żywności przekazanej na cele charytatywne. Dodatkowo darowizny takie darczyńcy mogą sobie odliczyć od dochodu.
Pomimo tej zmiany, niewiele sieci spożywczych w naszym kraju zdecydowało się na zmianę swojej polityki pod kontem nie marnowania żywności. Dlaczego?
Polityka czy zła wola
Jedna z kierowniczek dużej niemieckiej sieci marketów spożywczych w Polsce, choć nie chce mówić pod nazwiskiem, twierdzi, że marnotrawstwo, zwłaszcza mięsa jest ogromne, niestety polityka firmy nie pozwala nic z tym zrobić. Nawet pracownicy marketu w tej sieci, nie mogą dostać żywności, która traci termin ważności. Wszystko idzie na straty.
– Powiedziano nam, że chodzi o kwestie wizerunkowe – tłumaczy się nasza rozmówczyni. – Że firma nie może sobie pozwolić na to, aby ktoś, kto dostanie jej produkt z krótkim terminem ważności, później rozpuścił plotki, że się tym czymś zatruł. Druga rzecz to kwestia panowania nad niepożądanymi zachowaniami pracowników. Gdyby im pozwolić np. wziąć do domu mąkę, której opakowanie się rozdarło, to prawdopodobnie potem pracownicy specjalnie dziurawiliby je, aby móc dostać coś za darmo lub po niższej cenie. Tak więc z bólem serca, ale wyrzucamy naprawdę mnóstwo dobrego jedzenia, które mogłyby zjeść chociażby psy ze schroniska.
Próbowaliśmy się w tej sprawie skontaktować z Krajowym Związkiem Spółdzielni Spożywców, by zapytać ich o to, jak ustosunkowują się do sprawy i czy zaakceptowaliby może takie rozwiązanie jakie parę dni temu wprowadzili u siebie Francuzi, niestety nikt z zarządu KZSS nie zechciał z nami na ten temat rozmawiać.
Jak twierdzi prezes Fundacji Polskich Banków Żywności Marek Borowiecki, większość dużych sieci tłumaczy się wewnętrznymi przepisami, procedurami lub kosztami takich operacji.
– Twierdzą, że musieliby zapłacić jakiemuś pracownikowi lub nawet kilku pracownikom za dopilnowywanie wszystkich kwestii związanych z przekazywaniem jedzenia na cele charytatywne, a to generowałoby dodatkowe koszty – mówi.
Jednakże trudno uwierzyć, że byłyby to koszty większe, niż zyski z odpisania tych darowizn od podatku czy zwolnienia z płacenia VAT za darowane produkty. Dużo bardziej przekonująca wydaje się więc argumentacja związana z dbaniem o wizerunek, ale i ta nie jest wystarczająco przekonująca tym, bardziej gdy ma się wiedzę, iż większość producentów żywności zapobiegawczo skraca datę jej przydatności do spożycia. Co oznacza, że w rzeczywistości wiele produktów można zjeść bez obaw także po terminie ważności i nic się nikomu nie stanie.
– W Belgii tę samą żywność, którą producenci wstawiają do marketów z datą np. maj 2015, wydając dla organizacji charytatywnych stemplują z terminem wydłużonym o rok – mówi Borowski. – Co doskonale pokazuje, że jak bardzo zapobiegawczo działa część firm produkujących jedzenie.
Powyższe argumenty wybija zresztą innym firmom w Polsce sieć marketów TESCO, która w swojej strategii ma wpisane zapobieganie marnowaniu się żywności i od lat przekazuje produkty spożywcze z krótkim terminem przydatności do spożycia oraz te rozparcelowane, pozbawione oryginalnych opakowań, lecz pełnowartościowe i posegregowane, Bankom Żywności. Podobnie, choć na mniejszą skalę, robią także Selgros, Auchan, Makro oraz Carrefour. Niestety inne już nie. Polityka czy zła wola?
Marchewka czy kijek
Wydaje się, że najlepszym sposobem do „zachęcenia” największych marnotrawców jedzenia w kraju, byłaby metoda, którą wprowadzili Francuzi. Jak się bowiem okazuje, system wysokich mandatów i grzywien wielokrotnie już się sprawdzał tam, gdzie marchewka nie zadziałała. Francuzi myśląc o nie marnowaniu jedzenia, nie mówią tylko o wydawanie żywności w celu jej spożycia przez ludzi, dopuszczają także przekazanie jej np. na kompost lub jako karmę dla zwierząt. Biorąc chociażby pod uwagę liczbę bezdomych czworonogów, jakie żyją w polskich schroniskach, a raporty Głównego Lekarza Weterynarii oscylują wokół liczby 100 tys. stworzeń, jest prawdziwa armia do wyżywienia.
Z innych danych, tym razem światowych (FAO) wynika, że w krajach najbogatszych do kosza wyrzuca się 1,3 mld ton żywności, co stanowi 1/3 żywności na świecie. W Polsce gdy 40 proc. ludzi marnotrawi jedzenie, niemal tyle samo nie ma dostępu do odżywczego posiłku, a 2 mln ludzi żyje w skrajnym ubóstwie. Wielu konsumentów nie zdaje sobie sprawy także z tego, że marnowanie jedzenia, to również marnowanie energii, surowców i to nie tylko spożywczych, ale i np. opakowaniowych, a także koszta transportu czy składowania odpadów.
Kusząco wygląda więc metoda zastosowana przez Francuzów, bowiem pozwala im zapanować jednocześnie zarówno nad problemem marnotrawienia jedzenia, jak i innymi problemami związanymi z ochroną środowiska chociażby. Jednakże prezes FPBŻ skłania się ku zachętach niż metodzie kija.
– Z pewnością powinniśmy uregulować sprawy terminów zdatności produktów do spożycia, bo te są zaniżane – mówi Marek Borowski. – Z pewnością także musimy wprowadzić system zachęt i nagród dla tych, którzy z unijnego zalecenia niemarnowania żywności przestrzegają. To opłaci się nam wszystkim. A oprócz branży spożywczej, także i każdy z nas powinien zadbać o rozsądek w kupowaniu żywności i gospodarowaniu nią. Jak to zrobić? Można zacząć od wejścia na stronę www.niemarnuje.pl, zapoznać się z naszymi poradami i po prostu krok, po kroku starać się wprowadzać je w życie.
Z danych BŻ wynika, że główną przyczyną marnowania przez Polaków jedzenia są: przegapienie terminu przydatności do spożycia, niewłaściwe przechowywanie, zakup złego jakościowo posiłku, zbyt duże porcje posiłków, zbyt duże zakupy, brak pomysłów na wykorzystanie składników do różnych dań. Robimy to wszystko mimo, iż większość z nas, bo aż 85 proc. ma świadomość, że wyrzucanie żywności dużo kosztuje, 71 proc. uważa, że ma to szkodliwy wpływ na środowisko naturalne, 66 proc. stwierdza, że zmarnowana żywność ma istotny wpływ na wzrost cen żywności, a 83 proc. badanych przyznaje, że marnowanie żywności jest problemem społecznym. Co więcej jak podaje CBOS wyrzucanie żywności częściej zdarza się ludziom młodym, dobrze wykształconym, mieszkającym w wielkich miastach. Wyraźnie też powiązane jest z poziomem wysokości dochodów i oceną własnych warunków materialnych - im one lepsze, tym częstsze są przypadki marnowania jedzenia.
Jeżeli jesteśmy zatem świadomi, jeśli możemy nie marnować, a marnujemy, to jaka jest tego konkluzja? Polityka czy zła wola? Marchewka czy może jednak kij?