
Z wizytą w konsulacie gościmy w porze przyjęć interesantów. Kolejek nie ma, ale petentów sporo. W nowym budynku w sali przyjęć, okienek dla interesantów jest sporo. Oczekujący mają też przygotowane miejsca siedzące i kącik zabaw dla dzieci. Jest czysto, schludnie, nowocześnie, choć jeszcze wszędzie w Ambasadzie trwa ogarnianie rzeczywistości po wyborach prezydenckich.
Z danych przedstawionych przez Ireneusza Truszkowskiego rocznie w Wielkiej Brytanii rodzi się średnio 20 tys. nowych Polaków. Jak łatwo obliczyć, po pięciu latach daje to już 100 tys. nowych obywateli. A do opieki nad tymi obywatelami trzeba ściągnąć rodziców z Polski, żeby samemu móc pracować i tak wciąż sprawy konsularne się nie kończą.
Od 2018 r., gdy wejdą nowe zasady ma już nie być już A-level, które dawało taką możliwość. Obawiamy się, że to sprawi, iż młodzież straci istotny argument, motywujący do uczenia się rodzimego języka. Dlatego teraz walczymy, by do tego nie doszło.
Konsul wyjaśnia jednak, że takie działania czy plany Brytyjczyków nie powstają po to, by uderzać w Polaków. – To nieprawda, że jest jakaś specjalna niechęć do Polaków – twierdzi Konsul. – Ale prawda, że jest nas tu wielu, więc jak ktoś narzeka na emigrantów, to zwykle istnieje duża szansa, że za przykład poda właśnie naszego rodaka. To jednak jeszcze nie świadczy o niechęci – zaznacza nasz rozmówca.
Ale też i zdążyliśmy zaskarbić sobie zaufanie i szacunek lokalnej społeczności, która docenia nas jako sąsiadów czy współpracowników. Przecież nawet jak kilka lat temu Polak dokonał największej na Jersey zbrodni, zabijając sześć osób, to choć media mogły to wykorzystać, do niepochlebnych komentarzy o polskiej emigracji, co mogłoby odzwierciedlać nastroje społeczne, to niczego takiego nie zrobiły. Raczej starały się zrozumieć co się stało, w życiu tego zabójcy, że doszło do takiej zbrodni, niż tworzyć nagonkę na Polaków.
– Z tym zmywakiem to też pewien mit – dodaje Truszkowski. – Na zmywaku może i pracują studenci, jak przyjeżdżają popracować podczas wakacji i pouczyć się języka, ale znaczna część żyjących tu Polaków wcale nie pracuje fizycznie, ale w biurach. Około 20 tys. zaś prowadzi własną działalność – dodaje.
Wystarczy spojrzeć jak Polacy wychodzą w niedzielę z kościołów, swoją drogą pękających w szwach, każdego weekendu. Jeśli się spojrzy jak są ubrani, jakimi samochodami jeżdżą, to naprawdę nie są to dobra, na które stać kogoś dorabiającego na zmywaku.
Mazurek podkreśla też, że mówienie "2 mln Polaków, którzy na stałe wyjechali do UK", może być uznane za lekką przesadę. – Ani masowo nie przyjeżdżamy, ani nie wyjeżdżamy – mówi. Jak wyjaśnia, nadal więcej Polaków przyjeżdża do Wielkiej Brytanii niż wyjeżdża - ok. 600 tysięcy do 300 tysięcy - ale to jest już dość stały stosunek. Gdyby chcieć oszacować realną liczbę Polaków, którzy są stale obecnie na terenie Wielkiej Brytanii, to trzeba by oscylować raczej wokół 800 tys., niż 2 mln.
Z rozmów z pracownikami Wydziału Konsularnego polskiej Ambasady w Londynie jasno wynika, że pokutuje wiele zamierzchłych już i w przeważającej mierze nieprawdziwych opinii o życiu na Wyspach. Z pewnością skoro rodzi się tyle dzieci i rodakom raczej nie spieszy się z powrotem do kraju, nie można twierdzić, że im tam źle, a ucisk, wyzysk i ksenofobia jakie ich dotykają, są tu na porządku dziennym. Zapewne też różowo nie jest, bo emigracja z ojczyzny i budowanie życia na obczyźnie, niesie za sobą pewien koszt i rozmaite niedogodności, ale widocznie cena tych niedogodności nie jest na tyle duża, by Polacy nie byli gotowi jej ponieść.
Powstaje wiele klubów, stowarzyszeń, organizacji polonijnych. Np. w działającym w Londynie od 70 lat Stowarzyszeniu Techników Polskich "rządy" przejęli młodzi. Zasłużeni członkowie Stowarzyszenia pełnią w nim honorowe funkcje, a młodzi nadają tej organizacji kierunek i charakter rozwoju, korzystając na co dzień z ich rad i doświadczenia. Dzieje się tu dziś naprawdę bardzo dużo ciekawych rzeczy. I oby tak dalej, choć to oznacza, że my będziemy mieć coraz więcej pracy.