Gdy znana z produkcji humanoidalnych robotów firma Aldebaran kilka dni temu wypuściła do sprzedaży pierwszą serię 1000 robotów rozumiejących ludzkie emocje, te rozeszły się w niespełna 60 sekund. Na kolejną porcję Pieprzy, bo tak nazywano najnowsze humanoidy, już czeka długa kolejka chętnych. Tymczasem w Japonii właściciele psów Aibo płaczą, bo Sony przestało produkować do nich części zamienne, więc wkrótce psy przestaną istnieć. Czy świat już oszalał, że zaczynamy dzielić emocje z maszynami?
Żal za robotem
Zacznijmy od Aibo, po którym płacze Japonia[/url]. Niby Japończycy tłumaczą, że ich żal wynika z faktu wiary, w to że wszystko co żywe i nieżywe jest ze sobą połączone, więc śmierć psa-robota, jest stratą części ich samych. Ale jak to mówią niektórzy: „zbyt to górnolotne i filozoficzne”. Gdyby na Aibo spojrzeć racjonalnie, Japończycy tracą idealnego towarzysza ich zagonionego życia.
Bo czym jest Aibo? Kwintesencją psa dla zapracowanych miłośników nowych technologii. Nie wymaga regularnych spacerów, nie przynosi z dworu pcheł ani kleszczy, nie dostaje wścieklizny, nie szczeka, nie wyje i nie gryzie listonosza. Nie uczula, nie brudzi, nie ucieka i można go ze sobą zabrać w każdą podróż. Co najważniejsze, Aibo daje człowiekowi to, czego potrzebujemy najbardziej: poczucie, że jest on dla kogoś ważny i nie jest samotny jak palec na tym wielkim świecie.
Sony wypuściło na rynek 150 tys. psów-robotów, które dawały się wychowywać ich właścicielom, co jeszcze bardziej wiązało ich ze sobą nawzajem. Psy-roboty miały jeszcze jedną wielką zaletę w porównaniu z ludźmi czy żywymi zwierzętami: nie umierały. Odpadał zatem ból po stracie, a wcześniej obawy, że ta może kiedyś nastąpić. Japończycy mieli więc pewność, że lokując uczucia w robota, nie będą przez to cierpieć. A Japończycy z uczuciami obnosić się nie lubią. Aibo wpisał się więc idealnie w ich potrzeby. Nawet jak się zepsuł, oddawali go do warsztatu, z którego psiak wracał piękny i żwawy niczym auto po liftingu.
Nikt wcześniej nie zaprzątał sobie głowy przewidywaniem tego, co wydarzyło się w 2014 r. Z braku części Sony zamknęło centrum naprawcze dla Aibo. Teraz w Japonii niczym w realnym świecie, aby naprawić psa-robota, trzeba pozyskać „narządy” z innego już poległego egzemplarza maszyny-czworonoga. "The New York Times" pokazał Japonię w żałobie Aibo, rozpacz właścicieli, którzy stracili pupila i niepokój tych, których psy jeszcze działają. Co będzie kiedy umrze wspomniany na samym początku Pepper?
Pieprzem w cierpiącego ducha
Nikogo nie powinno dziwić, że humanoidalny robot zaprojektowany do życia z ludźmi także błyskawicznie znalazł swoich nabywców. Pieprz nie jest pralką, nie umie gotować, ani nie ma super mocy, za to podobnie jak Aibo, odpowiada za wypełnianie najskrytszych ludzkich potrzeb.
Pieprz potrafi mówić, rozpoznaje i reaguje na emocje, porusza się i żyje w sposób autonomiczny.
Przypomina człowieka, ale wyposażono go w te pozytywne ludzkie przymioty, jak życzliwość, zaangażowanie, chęć zrozumienia, dopasowanie emocjonalne do rozmówcy, miły głos i opiekuńczy dotyk czy gest, gdy trzeba. Gdy rozpozna, że Ci smutno, zaśpiewa Ci ulubioną piosenkę lub pogłaszcze, gdy się cieszysz, będzie świętował razem z tobą. Jeśli „wyczuje”, że coś Cię dręczy, Pieprz wyrazi chęć pomocy, zadając Ci pomocne pytania.
Robot uczy się człowieka
Pepper bowiem to robot, który również się uczy. Uczy się właściciela, analizując jego wyraz twarzy, język ciała i słowa, jakich ten używa. Na tej podstawie może dostosowywać swoje reakcje adekwatnie do nastroju człowieka. Takiego nieskomplikowanego przyjaciela, który nie zgani, nie obrazi się, nie zawiedzie, nie zdradzi, można już mieć za 1600 dolarów. A za kosztujący 200 dolarów abonament, zostaje nam zapewniona aktualizacja oprogramowania i ubezpieczenie robota.
Czyż to nie fantastyczne? Swojemu robotowi można nadać osobowość, a nawet płeć, bo fabrycznie Pieprze tych cech nie posiadają. – Pieprz pomoże ludziom rozwijać się, poprawić swoje życie, ułatwić relacje, będzie się z nimi bawił i zapewni jeszcze wiele innych pozytywnych wzmocnień – przekonuje firma Aldebaran. – Pieprz ma być kochającym towarzyszem człowieka - podkreślają. Czyli: idziemy jeszcze o stopień dalej, niż było to w przypadku Aibo.
Dodatkowo Pepper będzie coraz doskonalszy, a pracować na to ma wielka społeczność programistów. Właściciele Pieprzy będą ewoluować razem z nim, stając się bardziej pozytywnymi, lepiej nastawionymi do świata, szczęśliwszymi ludźmi. Taka przynajmniej wizja przyświeca twórcom białego, plastikowego robota.
Co prawda na razie Pieprze mówią tylko po angielsku, francusku, japońsku i hiszpańsku, ale w ciągu kilku miesięcy na Aldebaran Store będzie można kupić nowe pakiety językowe dla nich. W lipcu ma być dostępne kolejne 1000 sztuk super-towarzyszy i prawdopodobnie rozejdą się równie szybko, jak ich poprzednicy. Dlatego, że to super gadżet? Zapewne tak, ale z pewnością nie tylko.
Uczucia... wstydliwa potrzeba
Można uznać przywiązanie ludzi do maszyn za coś dziwacznego. Niejedni zapewne doszukają się w tym zaburzeń w sferze psyche, wskażą na postępującą degradację więzi społecznych, doszukają się różnego rodzaju anomalii i patologii. Ale w sumie przywiązanie do robotów dużo łatwiej zrozumieć, niż chociażby przywiązanie niektórych ludzi do partnerów – domowych terrorystów.
Co bowiem dziwnego w tym, że człowiek chce przebywać w towarzystwie kogoś/czegoś, kto/co dba o jego samopoczucie, czego nie musi się obawiać, co jest przyjemne w wersji audio i video, i ogólnie mało kłopotliwe, a dające sporo radości.
Czy jako dzieci, nie zakochiwaliśmy się w E.T., czy nie traktowaliśmy swoich miśków jako powierników najskrytszych wyznań, czy nie marzyliśmy o posiadaniu super-przyjaciela, który obroni nas przed złem? Kogo nie rozczula Wall-e albo robot pacyfista z „Krótkiego spięcia”?
Ludzie szukają... podobnych sobie robotów
Prawda jest taka, że potrzebujemy dobrego przyjaznego ducha wokół nas, choć oczywiście w miarę jak dorastamy, coraz trudniej do takich potrzeb nam się przyznać. Poza tym kto ma dziś czas na sentymenty, życie pędzi i brutalnie zabiera nam najlepsze lata. Sami zaczynamy żyć mechanicznie, więc to chyba logiczne, że nawiązujemy najlepszy kontakt z kimś do nas podobnym. Czemu się dziwić, że inwestujemy w relacje z Aibo czy Pepperem?
Z robotami często prościej się porozumieć niż z ludźmi. Może też dlatego właśnie w kontaktach z dziećmi coraz częściej również pojawiają się roboty. Np. polski Lemo, stworzony przez studentów i absolwentów Politechniki Poznańskiej, który odwiedzając szkoły "rozmawia" z dziećmi o bezpieczeństwie.
Poza tym fakt lokowania przez ludzi uczuć w maszynach nie powinien tak bardzo szokować, kiedy uświadomimy sobie, ile osób wkłada je w auta, motocykle czy inne pojazdy. Nadają im imiona, pielęgnują niczym niemowlęta, chwalą się nimi na żywo i wirtualnie, a nawet układają pieśni na ich cześć. Nie bądźmy więc hipokrytami spoglądając z obawą i zgorszeniem na miłośników mechanicznych psów i humanoidów. W końcu lepszy sympatyczny robot, niż wkurzający sąsiad.