Polska Grupa Zbrojeniowa wyprodukuje 30 podwozi Rosomaka do nowej wersji kołowego transportera opancerzonego dla słowackiej armii. Koszt całej operacji dla Słowaków to ok. 120 milionów złotych, podczas gdy my za jedną maszynę płacimy 10 milionów. Przepłacamy?
W myśl podpisanego rządowego porozumienia, na Słowację trafi 30 podwozi Rosomaka. W zamian do kasy firmy Rosomak SA ulokowanej w Siemianowicach Śląskich ma wpłynąć 120 milionów złotych, co po prostym rachunku daje 4 miliony złotych za sztukę podwozia.
Polska armia płaci za swoją wersje Rosomaka około 10 milionów - czy to oznacza, że nasi podatnicy przepłacają? Niezupełnie. – Rosomak w wersji standardowej faktycznie tyle kosztuje, ale połowa tego to koszt wieży – mówi w rozmowie z INNpoland Michał Likowski, redaktor naczelny branżowego pisma WTO Raport.
Drożej, ale taniej?
Słowacy kupują bowiem samo podwozie. Jest to tzw. projekt „Scipio”, który stanowi połączenie polskiego Rosomaka 8x8 w wersji bazowej ze słowacką wieżą Turra 30. – Wydaje się jednak, że cena dla Słowaków jest niższa ale zbliżona do tej, którą płaci nasze wojsko – nadmienia Likowski.
Różnica wynikać może też z zamontowania innych systemów pokładowych. – Może to być również kwestia ceny silnika, nie wiadomo na co się zdecydowali Słowacy w naszych Rosomakach – dodaje Likowski. Istotne jest również to, że słowaccy partnerzy są zainteresowani ewentualnym kolejnym zakupem Rosomaków. Integracja wieży z podwoziem ma się odbywać na Słowacji, w grę wchodzi ewentualny eksport do innych krajów.
Współpraca warta miliony
Jak twierdzi prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Wojciech Dąbrowski, dzięki współpracy ze Słowakami zapowiada się "największy i najbardziej spektakularny kontrakt eksportowy polskiego przemysłu zbrojeniowego od lat".
Zdaniem prezesa PGZ, taki model współpracy jest skuteczny jako droga do wzrostu eksportu rodzimej zbrojeniówki.
Zielony Diabeł
Obecnie w polskim wojsku służy ok. 670 Rosomaków w różnych wersjach. Talibowie nazywali go „Zielonym Diabłem”, a nasi żołnierze pieszczotliwie mówią o nim „Rosiek”. W rzeczywistości to KTO Rosomak, jeden z najbardziej udanych produktów polskiej zbrojeniówki, którego droga na świat była jednak wyboista. Najpierw kupiono licencję od fińskiej Patria Vehicle Oy, gdzie transporter został stworzony. Później nasi wojskowi i decydenci tak zaczęli mieszać z offsetem, specyfikacją wozu, harmonogramem dostaw, że niewiele brakowało, a transakcja nie doszłaby do skutku. Więcej na ten temat pisaliśmy tutaj.
Dopiero po latach okazało się, że zakup licencji i produkcja KTO Rosomak w kraju, to jedna z najbardziej udanych technologicznie inwestycji naszej zbrojeniówki. Ale do tego potrzebna była wojna w Afganistanie, gdzie pojazd pokazał swoje właściwości, a dzięki dobremu opancerzeniu wielu żołnierzy zawdzięcza mu życie.
Dzięki temu Rosomak ma szansę stać się hitem eksportowym PGZ. Mam nadzieję, że to zapowiedź kolejnych zagranicznych zamówień. Prowadzimy rozmowy z innymi krajami europejskimi, ale także afrykańskimi, na temat sprzedaży Rosomaków.