Nie chowaj wynalazku do szuflady, wdrażaj, komercjalizuj, zarabiaj! – coraz bardziej naciska się polskich naukowców. Wszystko dlatego, że w rozmaitych rankingach nasz kraj osiąga bardzo kiepskie wyniki w obszarze innowacyjności i wdrażania nowych technologii. Łatwo powiedzieć, gorzej wykonać.
Niestety rodzime uczelnie nie przygotowują dostatecznie naukowców do przedsiębiorczego spojrzenia na wynalazczość. Pokutujący w Polsce romantyczny stosunek do pracy naukowej, niestety skutkuje tym, że wielu badaczy zwyczajnie albo nie potrafi znaleźć sposobu na skuteczne wdrożenie swojego pomysłu w życie, albo publikuje pracę o wynalazku w mniej lub bardziej prestiżowym piśmie, dzięki czemu osiąga wyższy stopień naukowy i spoczywa wraz ze swoim odkryciem w uczelnianym cieniu, żyjąc nadzieją, że ratunek przyjdzie z zewnątrz czyli ktoś ich odkryje. Rzecz w tym, że współczesna nauka również, aby żyła, musi uwzględniać prawa rynku i umieć się nimi posługiwać na swoją korzyść.
Wiedzą o tym wszyscy decydenci, którzy dofinansowując obecnie projekty naukowe, w warunkach konkursowych stawiają badaczom warunek - „współpracę przy wdrażaniu projektu z przedsiębiorcą”. W ten sposób chcą nakłonić światłe polskie umysły do złapania choć odrobiny ekonomicznego bakcyla, a w efekcie końcowym uzyskać wynik w postaci pełnowartościowych, użytkowych i konkurencyjnych wobec innych gospodarek świata, produktów, technologii, odkryć. Takiej właśnie misji – wciągania do biznesu i wyciągania z akademickich szuflad ciekawych badań polskich naukowców – podjął się Marcin Staniszewski, założyciel i prezes lubelskiej spółki SDS Optic.
W Polsce lepiej niż w USA
Marcin Staniszewski większość czasu spędził w Stanach Zjednoczonych. Tam studiował, prowadził badania, pracował. Wśród ośrodków dla których i z którymi było mu dane pracować znalazły się tak znamienne jak NASA czy Harvard. Pracując dla nich wiele się nauczył. Ale wiedza, którą uważa za najcenniejszą, to ta która mówi o tym, że w nauce i biznesie najważniejsi są ludzie, których znasz, z którymi pracujesz lub którzy znają innych, gotowych otworzyć ci właściwe drzwi, gdy będziesz tego potrzebował.
Kontakty, bo na „znajomościach” w Polsce leży cień pejoratywności, kontakty zaś świadczą o tym, że wiele rąk uścisnąłeś, wiele ścieżek wychodziłeś, udzieliłeś wielu wywiadów i wykonałeś wiele przemów. Za bazą kontaktów stoi więc ciężka praca i umiejętność ich pielęgnowania, co zresztą również jest pracą, więc w zasadzie na niej tę charakterystykę można by zakończyć.
Pracując z amerykańskimi naukowcami i biznesmenami Staniszewski zauważył też, że aby móc założyć własną firmę, trzeba znaleźć inwestora, a ten zwykle żąda w zamian 80-90 proc. udziałów czyli niby zakładasz coś swojego, ale w sumie od początku nie jest już twoje. Dlatego zresztą właśnie założyciel SDS Optic zdecydował się wrócić do Polski i tu rozwijać swój biznes.
– W Stanach proponowano mi bardzo dobre pieniądze za rzeczy, z którymi chciałem wystartować – opowiada.
Etap I - Pytania, rozmowy, poszukiwania
SDS Optic swoją siedzibę ma w Lublinie. W zakres jej działalności wchodzi tworzenie innowacyjnych produktów na pograniczu teleinformatyki, biotechnologii i fotoniki. W Polsce już zdążyła zasłynąć dzięki wynalazkowi jakim jest mikrosonda do diagnozy raka piersi, na którą firma otrzymała dofinansowanie z NCBiR i pracuje właśnie nad prototypami mikrosond do zastosowania zarówno w farmacji jak i medycynie. Zanim jednak doszło do powstania wynalazku, Staniszewski wraz z zespołem, który tworzą eksperci i badacze z polski oraz z USA, przeszli długą ścieżkę. Od badania rynku, przez liczne spotkania z potencjalnymi klientami, podróże, rozmowy, wstępne projekty, testy, etc.
Tak SDS Optic wpadła właśnie na pomysł stworzenia mikrosondy. Rozmowy z onkologami, którzy zgodnie mówili i wciąż do tego wracali, że w przypadku leczenia nowotworów istotny jest czas, a czas czekania na wyniki laboratoryjne, to czas, w którym pacjenci tracą nerwy, a oni niekiedy nawet pacjentów, skierował ich do poszukiwania urządzenia, które przyspieszyłoby diagnozę.
Zaczęli się zastanawiać czy przy ich możliwościach mogą jakoś zobaczyć raka w czasie rzeczywistym, bez pobierania próbek, bez czekania na laboratoryjne analizy. Tak powstała koncepcja sondy chemicznej, która rozpoznaje chemicznie właśnie czy badana tkanka jest nowotworem czy nie.
Etap II – konsultacje, analizy, testy
– Gdy powstał pomysł, zrobiliśmy wstępny projekt tego jak mogłoby wyglądać urządzenie, a następnie na własny użytek stworzyliśmy taki mini prototyp sondy – wspomina Staniszewski. – Przetestowaliśmy czy to w ogóle będzie działać i okazało się, że wyniki były obiecujące. Mając więc takie podstawy do dalszych prac, rozpoczęliśmy drugi etap weryfikacji czyli kolejne spotkania i rozmowy z potencjalnymi zainteresowanymi, by dowiedzieć się co oni sądzą o takim wynalazku, i czy byliby zainteresowany nabyciem go, gdy powstanie.
Tu, jak mówi Staniszewski, bardzo przydały się wcześniejsze kontakty, jakie nawiązał w USA. To tam zresztą udał się ze swoim wstępnym projektem, by zrobić rozpoznanie rynku, a także spotykać się z ekspertami i naukowcami, którzy ewentualnie mogliby mu doradzić, jak udoskonalić urządzenie.
Kiedy okazało się, że sonda budzi ogromne zainteresowanie lekarzy i farmaceutów, lubelscy naukowcy i przedsiębiorcy zarazem zabrali się za opracowywanie właściwej wersji mikrosondy, jednocześnie poszukując dofinansowania dla swojego projektu. Musieli też zadbać o ochronę patentową i podjąć starania o pozwolenie na rozpoczęcie badań klinicznych.
Etap III – poszukiwanie dotacji
– Sprawy urzędowe nigdy nie są czymś co przedsiębiorca czy naukowiec lubi najbardziej – mówi Staniszewski. – Ale nie ma wyjścia, trzeba się do tego przyłożyć i przez to przejść.
SDS Optic złożyła wniosek do NCBiR o dofinansowanie i czekała na wynik. Po paru miesiącach uzyskała informację, że ten jest pozytywny i dostaną fundusze na kontynuowanie procesu udoskonalania sondy i komercjalizację pomysłu.
I jak dla SDS Optic, która działa w branży, gdzie proces wdrażania rozciąga się na lata, to jak mówi Staniszewski, już dla innej firmy np. z branży IT takie czekanie przedłużające się choćby i o dwa miesiące, oznaczać może dla firmy być albo nie być. Na szczęście NCBiR oraz inne instytucje pracują nad przyspieszeniem procedur administracyjnych, tak więc istnieje duża szansa, że kolejne instytucje i przedsiębiorcy, nie będą musieli na fundusze tak długo czekać.
Etap IV – badania, testy
Po otrzymaniu wsparcia finansowego firma mogła ruszyć z dalszymi pracami. Ponieważ w międzyczasie dostała wszelkie pozwolenia na prowadzenie badań – również tych na ludziach i na żywych tkankach. Dzięki temu mogła bez przeszkód podążać do przodu. Na realizację ostatecznej wersji prototypu SDS Optic dała sobie rok.
Po przejściu testów z wynikiem pozytywnym, produkt mógłby już trafić do zainteresowanych jego zakupem firm farmaceutycznych. Tych zresztą już czekających w kolejce jest kilka. Podobnie w przypadku szpitali – one także czekają – zarówno te w Polsce jak i w Stanach Zjednoczonych. Ale tu ze względu na konieczne, wieloetapowe badania na różnych organizmach czas oczekiwania wzrasta do 3 lat. Potem jednak, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie można zająć się sprzedażą urządzenia.
Etap V - sprzedaż
To, że już znacznie wcześniej SDS Optic znalazła klientów na swój produkt dobrze mu wróży. Jeśli okaże się skuteczny z pewnością znajdzie wielu nabywców, choć oczywiście jak mówi Staniszewski, nie można zapominać o sprawach marketingowych i przy każdej możliwej sposobności na reklamę, wykorzystywać ją.
– Im więcej ludzi usłyszy o produkcie, tym większe są szanse na to, że znajdzie się na dany produkt zainteresowany nim klient – mówi.
Pierwsze sprzedane egzemplarze, pierwsi klienci i pierwsze informacje zwrotne. One też są bardzo cenne dla twórców. Dzięki nim bowiem mogą oni udoskonalać dane urządzenie lub poprawiać ewentualne błędy, jakich nie udało się wyłapać w trakcie prób oraz testów.
Oczywiście w tym czasie, gdy SDS Optic przechodziła przez kolejne etapy od pomysłu do wdrożenia gotowego produktu, ten sam proces na różnych etapach odbywał się w związku z innymi pomysłami i potencjalnymi nowymi, innowacyjnymi produktami firmy. Nie jest więc tak, że firma skupia się na jednym tworze i jemu poświęca całą energię, bo co jeśli ten okaże się jednak nietrafiony, jeśli nie zadziała na tyle dobrze i skutecznie, jak pierwotnie zakładano lub okaże się mieć jakieś trudne do przewidzenia skutki uboczne?
– Trzeba działać wielotorowo, wielopoziomowo i wieloetapowo – mówi Marcin Staniszewski. – Tego się nauczyłem w Ameryce i tego też chcę uczyć polskich naukowców. Bo mamy ich w naszym kraju naprawdę znakomitych, tylko trzeba ich namówić, by wyciągnęli swoje wynalazki z szuflady i pomóc im uczynić z nich użyteczne narzędzia. Mam nadzieję, że to mi się uda.
Od pomysłu do produktu
1. Dbaj o kontakty, spotykaj się z ludźmi, nawiązuj znajomości, współpracuj. Nigdy nie wiesz, kiedy jaki kontakt okaże się użyteczny. Sięgaj jak najwyżej, ale nie pogardzaj żadnym z nich. One są najważniejszym czynnikiem, często decydującym o sukcesie.
2. Pracuj nad wynalazkami dostosowanymi do aktualnych potrzeb rynku, wówczas masz większe szanse na pozyskanie inwestorów na realizację swojej koncepcji, a później na sprzedaż gotowego produktu.
3. Stale badaj i analizuj potrzeby rynkowe w swojej branży. Rozmawiaj o potrzebach z potencjalnymi nabywcami swoich wynalazków.
4. Bądź na bieżąco z innowacjami, zwłaszcza w swojej branży oraz w branżach pokrewnych.
5. Szukaj inspiracji wśród międzynarodowych ekspertów, to pozwoli ci nie tylko poszerzać krąg znajomości, ale także spojrzeć na swoje pomysły z nowej perspektywy.
6. Nie zapomnij o ochronie patentowej swojego wynalazku.
7. Bierz udział w konkursach o dofinansowanie.
8. Nie bój się spraw urzędowych, które towarzyszom każdej procedurze ubiegania się o dotacje czy granty. Uzbrój się w cierpliwość.
9. Działaj wielotorowo, wieloetapowo, wielopoziomowo. Nigdy nie poprzestawaj na jednym projekcie czy pomyśle. Nie czekaj aż skończysz pracę z jednym produktem, by brać się za nowy. Działaj równolegle.
10. Współpracuj. Dziś w pojedynkę wiele nie osiągniesz. Szukaj partnerów. Nie poddawaj się.
Ale robiąc bilans korzyści i strat, Polska okazała się znacznie lepszym do tego miejscem. Tu na mnóstwo pomysłów możesz dostać dofinansowanie, bez konieczności dzielenia firmy i rozdawania jej tym, którzy wkładają w nią swoje pieniądze. Z gruntu więc jesteś na lepszej pozycji. Jeśli masz pomysł, kontakty, zespół i chęci do pracy, moim zdaniem, masz w Polsce naprawdę spore szanse na sukces.
Marcin Staniszewski
Najpierw spotykaliśmy się z wieloma ludźmi z branży medycznej i farmaceutycznej i rozmawialiśmy, z czym mają problemy, czego im brakuje. Zbieraliśmy wszyscy te informacje, a potem spotykaliśmy się w firmie i dzieliliśmy informacjami, zastanawiając się jak to czym się zajmujemy, możemy wykorzystać, żeby coś zrobić dla tych ludzi, wytwarzając jednocześnie produkt rynkowy – użyteczny, do szerokiego zastosowania. Godziny rozmów, burz mózgów, wiele odrzuconych pomysłów i w końcu trafialiśmy na coś, co okazało się być tym, czego szukamy.
Marcin Staniszewski
Niestety od chwili ogłoszenia wyników do chwili, gdy mogliśmy rozpocząć prace minęło aż sześć miesięcy. My na rozpoczęcie prac byliśmy już gotowi 1 marca, ale niestety cała urzędowa procedura, która towarzyszyła przekazaniu dofinansowania, trwała bardzo długo i mogliśmy wystartować dopiero z początkiem czerwca.