Jeśli szczepionka jest „niedoskonała”, np. potrafi uchronić jednostki przed zachorowaniem, ale nie zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa, to jak dowodzą naukowcy z Penn State University (USA) i The Pirbright Institute (Wielka Brytania) - może sprzyjać powstawaniu bardziej zjadliwych wirusów, niż te, na które pierwotnie miała oddziaływać. I choć inni badacze uspokajają, że większość szczepionek nie jest „dziurawa”, to jednak mówią także, że tych dziurawych będzie coraz więcej.
Informacje o wynikach badania, które amerykańsko-brytyjski zespół badaczy prowadził na kurach zakażonych groźną i zwykle śmiertelną, bo wywołująca chłoniaka z limfocytów T, chorobą Mareka, pojawiły się na łamach PLOS Biology i od razu wywołały dyskusję w innych naukowych mediach, m.in. w serwisie „Science”.
Najtęższe mózgi o szczepionkach
Berliński korespondent „Science” przytacza w artykule poświęconym eksperymentom z herpeswirusem MDV (generator choroby Mareka), podobne uzyskanym właśnie wnioskom, wyniki badań naukowców z The University of Edinburgh, sprzed 14 lat, które również wskazywały na możliwość ewoluowania wirusa do groźniejszych wersji. Jednocześnie jednak wyniki tamte wskazywały na dobroczynność szczepionek „niedoskonałych” w ratowaniu ludzkiego życia. Temu zresztą nie zaprzeczają i najnowsze badania.
Naukowcy wyraźnie podkreślają, że regularnie szczepione przez hodowców przeciw chorobie Mareka kury owszem, nie zapadają na nią, ale mogą stanowić swoistą bombę zegarową dla innych osobników w pobliżu, które zaszczepione nie zostały. Co więcej, nie tylko mogą rozprzestrzeniać dany wirus, ale zakażać jego bardziej zjadliwą, zmutowaną wersją.
Niestety, jak twierdzą naukowcy, obecnie weszliśmy w erę, kiedy na rynek będzie trafiać coraz więcej szczepionek „niedoskonałych”. Prawnie bowiem nie są one już niedozwolone, gdyż mają zatrzymywać śmiertelność osób, zakażonych groźnymi wirusami, takimi jak Ebola czy wirus malarii.
Oczywiście, w obliczu takich doniesień rodzi się pytanie czy szczepionki niedoskonałe w ogóle powinny być dopuszczane na rynek. Z drugiej strony czekanie na szczepionkę doskonałą oznacza kolejne ofiary. Ale czy poradzimy sobie z wirusem gorączki krwotocznej, który stanie się jeszcze groźniejszy niż ten, który zabija dziś całe wioski?
Szczepić nie szczepić?
Prof. Andrew Read z Pennsylvania State University, University Park, obawia się teraz właśnie takiego rodzaju pytań, podważających zasadność szczepień, z powodu kolejnej kontrowersji związanej ze szczepionkami. Dlatego zapewnia, że "kiedy szczepionka działa perfekcyjnie - jak w przypadku szczepionek przeciwko ospie, polio, śwince, różyczce i odrze, stosowanych powszechnie u dzieci - nie tylko chroni zaszczepione jednostki przed zachorowaniem, ale także uniemożliwia przenoszenie wirusa na innych".
Zależność przedstawia się tak: skoro niedoskonałe szczepionki chronią zaszczepionych przed zachorowaniem, jednak nie zapobiegają przenoszeniu się wirusa na inne osoby, to im więcej będzie zaszczepionych, tym ryzyko zachorowania mniejsze.
– Jeśli w rezultacie stosowania szczepionek „niedoskonałych” wyewoluują bardziej zjadliwe szczepy wirusów, to najbardziej zagrożone będą osoby niezaszczepione. Niezaszczepieni bez żadnej ochrony będą wystawieni na kontakt z najbardziej niebezpiecznymi szczepami – mówi Read, który uważa szczepienia za najtańszy i najskuteczniejszy sposób zapobiegania epidemiom wirusowym.
Popiera go „Science”, argumentując że „szczepionki ratują miliony istnień ludzkich rocznie, ucząc nasz system odpornościowy jak ma zwalczać niektóre wirusy lub bakterie”.
Bez paniki, bez przesady
Jednak jak zauważa prestiżowy magazyn, nie tylko organizm ludzki czy kurzy uczy się zwalczania wirusów - paradoksalnie, szczepionki mogą posłużyć samym wirusom na stawanie się doskonalszymi najeźdźcami. Tak właśnie było w przypadku wspomnianej choroby Mareka, która w ciągu ostatnich kilku dekad stała się dużo bardziej zjadliwa - co według niektórych badaczy stało się właśnie przez szczepionki.
Adrian Hill, badacz szczepionek na Uniwersytecie w Oxfordzie, sceptycznie podchodzi jednak do najnowszych badań naukowców z USA i UK. Uważa, że na zjadliwość wirusa choroby kur mogło mieć wpływ wiele innych czynników, niż sama szczepionka.
Poza tym badacz dodaje, że jednak większość obecnych, a przeznaczonych do użycia przez człowieka szczepionek, jest „szczelna”. Tzn. zarówno zatrzymuje rozwój choroby, chroni przed jej rozwojem, jak również uniemożliwia dalsze rozprzestrzenianie się patogenu.
– Nie dajmy się ponieść histerii – apeluje Hill. – Miliony ludzi na całym świecie szczepią się i jak na razie nie ma dowodów na to, że kogoś to zabiło.
Śmiertelny strzał, choć całkowicie legalny
W tym ostatnim jednak Hill niekoniecznie ma rację. W listopadzie 2014 r. media donosiły o 11 śmiertelnych ofiarach szczepionki przeciwko grypie we Włoszech. Firma Novartis - producent szczepionek - zapewniała, że te spełniają wszelkie najwyższe standardy farmaceutyczne i potwierdziły to stosowne badania kontrolne. Niemniej 11 osób, które szczepionkę otrzymały, nie żyje.
Z kolei w czerwcu tego roku "The Independent" napisał, iż rząd UK przyznał, że tysiące dziewcząt zostało trwale okaleczonych szczepionkami HPV. Podobnie dziewczęta w USA i Japonii, które poddano masowym szczepieniom przeciwwirusowym, które miały je chronić przed ryzykiem zachorowania na raka szyjki macicy. Tymczasem niektóre z dziewcząt po szczepieniach zmarły, a inne doświadczają przewlekłych skutków ubocznych tj. problemów z oddychaniem, krążeniem, skokami ciśnienia, bólami stawów i innymi.
W USA odnotowano przypadki zgonów po szczepieniach przeciw HPV, a w Japonii rząd postanowił wycofać publiczne wsparcie dla szczepień z racji wielu informacji zwrotnych od pacjentek, które skarżyły się na skutki uboczne, choć nie zabronił ich przyjmować prywatnie i... na własne ryzyko.
Producent szczepionki kwituje całe zamieszanie stwierdzeniem, że wszystkie zgłaszane przez klientki objawy, są tymi, przed którymi przecież ten ostrzega w ulotce informacyjnej, więc w sumie nie jego wina, jeśli lek komuś nie posłużył. Tymczasem w społeczeństwie nieufność wobec szczepionek rośnie.
W USA i na YouTubie furorę robi występ dziennikarki z CBS Sharyl Attkisson, która ujawnia manipulacje, jakim poddaje społeczeństwo lobby farmaceutyczne stosując tzw. astroturf – wynajętych ekspertów.
Jeśli do tego dodać debaty „szczepić czy nie szczepić” w związku z podejrzeniami, że szczepienie dzieci może wywoływać autyzm, to słowa Attkisson dają do myślenia.
Z drugiej strony, fakty dowodzą tego, że jednak szczepionki więcej żyć uratowały, niż odebrały, a że nie są doskonałe? Z pewnością jednej dobrej odpowiedzi na pytanie „szczepić, nie szczepić” nie ma. Ryzyko powikłań bowiem istnieje zawsze. A w obliczu wciąż nowych niepokojących doniesień o szczepieniach, mogą one wywoływać uzasadnione społeczne obawy.
Z kolei, gdy na rynek nie są wypuszczane szczepionki w fazie testów, np. anty-HIV, mówi się, że lobby farmaceutyczne zataja przed światem prawdę o istniejącym leku, co działa niczym lep na wszelkich demagogów i zwolenników spiskowych teorii dziejów. Jedno jest jednak pewne: od kiedy istnieją szczepionki, wiele chorób przestało być dla nas groźnych. O tym, niezależnie od różnych badań i opinii, nie należy zapominać.
Właśnie dlatego należy szczepić, by uniknąć przedostania się groźnych organizmów chorobotwórczych do naszego organizmu, który w żaden sposób nie będzie na ten atak przygotowany i dlatego sobie z zakażeniem nie poradzi.
Adrian Hill, Oxford
Gdyby faktycznie to tak działało, że wirusy stają się coraz groźniejsze i ewoluują, przenosząc się z osobnika na osobnika, to już dawno mielibyśmy mega złośliwe wirusy ptasiej grypy, przed którą przecież hodowcy stale, od lat szczepią drób.