Kochamy jak coś w dopełnieniu ma słowo: „naukowe”. To słowo nas uspokaja. Jak coś jest naukowe, to znaczy bezpieczne, przebadane, pewne. Nauka brzmi dumnie. Nauka gwarantuje, że nie mamy do czynienia z mrzonkami czy spiskowymi teoriami dziejów, lecz z faktami. Niestety, podobnie jak wszystko, co ludzkie, także i nauka nie jest doskonała. Oto kilka mitów, którym udało się przetrwać wieki lub dekady, a które stworzyli sami badacze.
To przekonanie powstało po opracowaniu, jakie ukazało się w 1982 r., a zawierało wnioski z badań na małpach autorstwa Dr Roberta G. Heatha z Uniwersytetu Tulane w Nowym Orleanie. Naukowiec dowodził w nim, że badania na rezusach, które poddawał działaniu dymu konopnego, wykazały u nich uszkodzenia mózgu. Opracowanie pt. „Marijuana and health” ukazało się drukiem i było recenzowane przez wybitnych naukowców sponsorowanych przez Institute of Medicine i National Academy of Sciences.
Badanie przeprowadzono po tym, jak Ronald Reagan spopularyzował pogląd jakoby: "najbardziej wiarygodne źródła naukowe mówiły, iż trwałe uszkodzenie mózgu jest jednym z nieuniknionych wyników stosowania marihuany”. Umocniło ono jedynie ogólnospołeczny pogląd spopularyzowany przez aktora-polityka i nie obaliły go nawet późniejsze naukowe dowody, przedstawione przez dr Williama J. Slikker z Narodowego Centrum Badań toksykologicznych oraz Charlesa Reberta i Gordona Pryora z SRI International, które po pierwsze, w żadnym razie nie potwierdziły wniosków wyciągniętych przez Heatha, a po drugie, udowodniły, że małpy w tamtym badaniu nie tylko straciły komórki nerwowe, ale także życie, bo zwyczajnie zostały przez badacza zaczadzone.
Umarły w wyniku głębokiego niedotlenienia mózgu ilością dymu, jakim je potraktowano, a nie na skutek działania marihuany jako takiej. Mit niszczenia komórek mózgowych przez konopie przetrwał jednak do dziś i ma swoich wiernych wyznawców. Trwa, pomimo iż w 2005 r. kolejne naukowe doniesienia, informowały, że syntetyczna forma THC może zwiększyć wzrost nowych komórek mózgowych (neurogeneza).
2. ADHD to choroba
ADHD (ang. Attention Deficit Hyperactivity Disorder) tłumaczy się jako zespół nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji uwagi. Współcześnie gdy dziecko wykazuje brak koncentracji i jest bardzo ruchliwe, czym doprowadza do szału rodziców i nauczycieli, zwykle trafia do specjalisty, który stwierdza u niego ADHD. Powstały już nawet zespoły badaczy, które dowodzą, iż za ADHD odpowiadają „lewe” geny. Tymczasem Leon Eisenberg, odkrywca zespołu nadpobudliwości (1968 r.), przyznał na łożu śmierci, że ADHD, to wymyślona przez niego fikcyjna choroba. Została przez niego stworzona dla chwały i pieniędzy oczywiście (wpływy ze sprzedaży leku takiego, jak Ritalin), a ponieważ miał ku temu możliwości, bo w latach 2006-2009 zasiadał w Komisji do klasyfikacji chorób DSM V i ICD XII Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, to warto było spróbować. Próba zaowocowała pełnym sukcesem. A mit ADHD jest rozpowszechniany do dziś, co więcej obudowywany kolejnymi światłymi naukowymi teoriami i odkryciami.
3. Jedzenie mięsa i picie mleka jest niezbędne dla zdrowia
Wyznaczane przez ekspertów trendy żywieniowe na przestrzeni ostatniego wieku trwale wryły się w nasze umysły. Trendy te począwszy od 1916 r. kiedy ukazało się pierwsze po wojnie światowej opracowanie norm żywieniowych Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa (USDA). Normy te niezmiennie podkreślały niezbędność w diecie mięsa oraz mleka, wskazując je jako kluczowe materiały budulcowe ludzkiego organizmu. I stawiając na piedestale wśród 6 innych grup produktów spożywczych, jakie omawiały. Tak było przez blisko 85 lat, dopóki nie znaleźli się badacze gotowi taki stan rzeczy zakwestionować i poddać dogłębnym analizom. Jedne z najobszerniejszych i najdłuższych badań, jakie w tym zagadnieniu przeprowadzono, były tzw. „China Study” prowadzone przez dr T. C. Campbella, autora słynnej na Zachodzie książki o tym samym tytule. Książka uznana za przełomową z zakresu zdrowia i dietetyki, jest efektem 40 lat badań naukowych jakie prowadzono w krajach azjatyckich, badając stan zdrowia tamtejszych ludzi i jego zależność od rodzaju diety. Badacz dowodzi, że nie jedzenie mięsa, jajek i mleka, ale właśnie dieta niskobiałkowa oparta na owocach i warzywach, jest najkorzystniejsza dla zdrowia człowieka. Niestety mit diety wysokobiałkowej pozostał do dziś i jest trudny do obalenia.
4. Ludzie dzielą się na tych, u których dominuje prawa lub lewa półkula
Kto nie słyszał takiego tłumaczenia: „jestem kiepski z matmy, bo moja lewa półkula mózgowa, jest zupełnie zdominowana przez prawą” albo „nie, ja kompletnie nie mam zdolności artystycznych, jestem typowym lewopółkulowcem”. Badania dotyczące lateralizacji mózgu sięgają jeszcze XIX wieku. Wówczas to dominował pogląd o całkowitej dominacji lewej półkuli mózgowej. W wieku XX skłaniano się już raczej do względnej dominacji, ale dokonywano wyraźnego podziału na prawą i lewą półkulę i jej określony wpływ na życie i zdolności człowieka. Dopiero niedawno odkryto, że summa summarum nigdy nie jest tak, że u kogoś działa jedna lub druga półkula lub też ma iście dominującą przewagę nad drugą, ale że obie raczej stale się uzupełniają, a przewodzą jedynie w pewnych aspektach, nie zaś globalnie, determinując możliwości człowieka. Niemniej przywiązanie do pierwszych doniesień naukowych zostało, a mit podziału ludzi na prawo i lewopółkulowców wciąż żyje.
5. Piwo dobre na nerki, a szkodliwe dla mózgu
Nawet od lekarza można usłyszeć, że przy zapaleniu czy chorobach nerek, warto pić więcej piwa. Jednak prawda jest taka, że nie piwo ma tu dobroczynne działanie, ale związki zawarte w chmielu. Dzisiejsze piwa chmielu zawierają jednak znikome ilości i z pewnością o wiele skuteczniejsza w leczeniu nerek będzie herbatka ziołowa z chmielu lub chmielowe tabletki kupione w aptece, niż piwo, które ma wręcz odwrotny skutek niż powszechnie się uznaje i niż błędnie twierdzą lekarze.
Alkohol zawarty w piwie obciąża wątrobę i nerki, które traktują go jako toksynę i intensyfikują pracę, aby pozbyć się go z organizmu. To dlatego wzmaga się chęć uzupełniania płynów po spożyciu alkoholu, i dlatego też konieczne stają się częstsze wizyty w toalecie. Twierdzenie jednak że to pomaga nerkom, jest kompletnie nieprawdziwe. Tymczasem odwrotnie sądziło się dotychczas o wpływie alkoholu na mózg. Poza tym że mąci umysł, wiele badań wskazywało na to, że każda dawka alkoholu w organizmie niszczy komórki mózgowe.
Ale eksperci z chińskiego Uniwersytetu w Lanzhou dowodzą, że picie piwa pomaga zapobiegać chorobom niszczącym mózg, takim jak demencja, Alzheimer czy Parkinson. Niestety podobnie jak w przypadku nerek i tu jest pewne przekłamanie wynikające z uogólnienia. Tak naprawdę bowiem dobroczynne działanie na mózg nie bierze się z piwa jako takiego, ale z ksantohumolu związku chemicznego znajdującego się w chmielu.
Badacze odkryli, że ksantohumoldziała jako przeciwutleniacz, chroniąc mózg przed negatywnymi czynnikami, takimi choćby jak stres. Niestety, aby osiągnąć dawkę terapeutyczną, trzeba by wypić hektolitry piwa i to o dużej zawartości chmielu. Wygląda więc na to, że raczej warto poczekać na opracowanie przez badaczy stężonej dawki wyciągu z chmielu w postaci tabletki.
6. Ilość zjadanych jaj, wpływa na poziom cholesterolu
O tym także zapewne nie jeden pacjent z wysokim poziomem cholesterolu i zagrożony miażdżycą słyszał od swojego lekarza: „należy ograniczyć do minimum spożycie jaj, a jeśli już, to jeść jajko, odrzucając żółtko”. Nie od dziś jajka posądzano o zgubny wpływ dla naszych tętnic i dowodzili tego sami naukowcy. Tymczasem niedawno brytyjscy naukowcy z University of Surrey, dowiedli, że ilość zjadanych jaj nie wpływa na poziom cholesterolu.
Zalecenie jedzenia najwyżej trzech jajek w tygodniu uznali za zupełnie nieuzasadnione, bo jak stwierdzili znajdujący się w jajkach cholesterol występuje w dawkach śladowych, zbyt małych by miały jakikolwiek wpływ na poziom cholesterolu w ludzkim organizmie. (Źródło: BBC News)
7. Sól jest niezdrowa i należy ograniczyć jej spożycie
Bolą cię nerki, nie jedz tyle soli! Masz problem z metabolizmem, na pewno jesz zbyt wiele słonych potraw! Szkodliwość soli. Ile razy o tym nam mówiono, ile razy lekarze i dietetycy kazali ją niemal wyeliminować z diety? Tymczasem w tym roku na łamach „Journal of American Medical Association” (JAMA) naukowcy obalili ten mit, twierdząc, że jeśli zarówno osoby chore jak i zdrowe będą miały zalecane unikanie spożycia soli, może dla tych zdrowych skończyć się to źle. Paradoksalnie zmniejszenie soli w organizmie może u nich doprowadzić do wzrostu ryzyka chorób sercowo-naczyniowych a nawet śmierci. Badanie ukazało, że osoby konsumujące najmniej soli na dobę miały o 56 proc. wyższe ryzyko zgonu w porównaniu z największymi jej amatorami.