Jeszcze kilka lat temu rodzice tych, którzy decydowali się studiować iberystykę, sinologię czy japonistykę, załamywali ręce i zastanawiali się nad przyszłością swoich pociech. Ale dzisiaj to właśnie oni lepiej radzą sobie na rynku pracy i jest im łatwiej znaleźć zatrudnienie niż tym, którzy mówią tylko w języku angielskim czy niemieckim. Dla odważnych coraz częściej nie ma barier i wykorzystując znajomość języka decydują się na otwarcie firmy np. w Estonii.
Gdyby wierzyć badaniom przeprowadzonym przez OECD, to do roku 2030 wśród sześciu największych gospodarek świata znajdą się Chiny, USA, Indie, Japonia, Brazylia oraz Rosja. Z kolei komisja Europejska dwa lata temu sporządziła raport, opracowany na podstawie rozmów z pracodawcami „Languages for Jobs”. Na liście życzeń znaleźli się pracownicy posługujący się niemieckim, francuskim, rosyjskim i hiszpańskim. To w pewnym sensie żadne zaskoczenie, ale ułatwia jednak wybór języka, jakiego warto się uczyć w tej chwili.
Badania i gospodarka
– Nie należy zapominać o językach krajów ościennych, z którymi prowadzi się wymianę handlową na poziomie regionalnym. Ze względu na fakt, iż stanowi ona znaczące źródło przychodu wielu firm operujących w danym regionie, firmy te stale poszukują pracowników, dzięki którym łatwiejsze będzie budowanie relacji biznesowych – twierdzi Tomasz Pietrzyk z agencji translatorskiej Skrivanek Polska.
Więcej, czyli ile?
Managerzy, którzy mówili po angielsku, niemiecku i w jeszcze jednym języku, w 2013 roku dostawali o 23 proc. większe wynagrodzenia niż osoby znające tylko angielsku. Na stanowiskach dyrektorskich jednak różnica ta wyniosła już 59 proc. Czytaj więcej
Jak wyjaśnia, stąd mnóstwo ofert, między innymi w obsłudze klienta, sprzedaży, marketingu i reklamie, gdzie wymogiem podstawowym jest znajomość języka czeskiego, słowackiego, węgierskiego, a także litewskiego. - Europejscy pracodawcy są skłonni oferować takim pracownikom znacznie wyższe wynagrodzenie - podkreśla Pietrzyk.
Mocny atut
Ekspert dodaje przy tym, że angielski jest już powszechny i pracodawcy uznają go za podstawową umiejętność, taką jak np. obsługa komputera. Dlatego też znajomość innego, niepopularnego języka, wpływa bezpośrednio na wysokość wynagrodzenia.
Z kolei Anna Szwed w publikacji „Niedopasowanie na polskim rynku pracy” twierdzi, że kompetencje językowe miały największe znaczenie w zawodach specjalistycznych, gdzie 71 proc. pracodawców wymagało takich umiejętności od potencjalnego pracownika. Znajomość języka była najmniej potrzebna robotnikom wykwalifikowanym (14 proc wskazań pracodawców) i niewykwalifikowanym (6 proc. wskazań pracodawców).
W naszym kraju coraz więcej pracowników poszukują firmy z Chin. To ich inwestycje nakręcają popyt na pracowników i tłumaczy. Zapotrzebowanie na chiński, mimo, że przez niektórych uważany on jest za najtrudniejszy język świata, stale rośnie na całym świecie, także w naszym kraju.
Estonia i Skandynawia
Warto znać estoński i rozważyć tam założenie własnej firmy. Władze tego kraju w desperackiej próbie zdobycia pracowników stosują różne ułatwienia. Rząd w Tallinie zaczyna mieć bowiem problem polegający na tym, że ich firmy mają zlecenia, natomiast brakuje pracowników do realizacji.
Jako obywatel UE przez 90 dni można mieszkać w Estonii bez załatwiania jakichkolwiek formalności. Kartę potwierdzającą prawo pobytu (ID Karta) trzeba zdobyć dopiero wówczas, gdy podejmuje się pracę, zakłada firmę (160 euro) lub rozpoczyna studia. W przypadku podjęcia zatrudnienia na złożenie wniosku masz pięć dni. Opłata wynosi 100 euro, a gdy zakładasz firmę - 160 euro.
Na polskim rynku widać też ekspansję firm skandynawskich. Z tym, że te chcą zatrudniać najchętniej Polaków w swojej ojczyźnie. Kogo szukają? Najczęściej pracowników branży stoczniowej i montażowej. Polują też na programistów, ale ci znajdą pracę w ojczyźnie.
Przykładowo w Gdańsku i Krakowie Polacy tworzą aplikacje m.in. dla popularnej szwedzkiej bulwarówki "Aftonbladet", poważniejszej "Svenska Dagbladet", największego norweskiego dziennika "Aftenposten”. W Toruniu, gdzie zatrudnia fińska OpusCapita, obsługują firmy w Finlandii, Danii czy Szwecji.
Ale rynek pracy jest nieprzewidywalny. Dlatego nie ma się co dziwić, że z kolei w Gdańsku centrum usług biznesowych fińskiej Kemiry szukało do pracy w Polsce... specjalistów z Finlandii. Złośliwy zapytałby: znali język?