
Jeszcze kilka lat temu rodzice tych, którzy decydowali się studiować iberystykę, sinologię czy japonistykę, załamywali ręce i zastanawiali się nad przyszłością swoich pociech. Ale dzisiaj to właśnie oni lepiej radzą sobie na rynku pracy i jest im łatwiej znaleźć zatrudnienie niż tym, którzy mówią tylko w języku angielskim czy niemieckim. Dla odważnych coraz częściej nie ma barier i wykorzystując znajomość języka decydują się na otwarcie firmy np. w Estonii.
– Nie należy zapominać o językach krajów ościennych, z którymi prowadzi się wymianę handlową na poziomie regionalnym. Ze względu na fakt, iż stanowi ona znaczące źródło przychodu wielu firm operujących w danym regionie, firmy te stale poszukują pracowników, dzięki którym łatwiejsze będzie budowanie relacji biznesowych – twierdzi Tomasz Pietrzyk z agencji translatorskiej Skrivanek Polska.
Więcej, czyli ile?
Managerzy, którzy mówili po angielsku, niemiecku i w jeszcze jednym języku, w 2013 roku dostawali o 23 proc. większe wynagrodzenia niż osoby znające tylko angielsku. Na stanowiskach dyrektorskich jednak różnica ta wyniosła już 59 proc. Czytaj więcej
Ekspert dodaje przy tym, że angielski jest już powszechny i pracodawcy uznają go za podstawową umiejętność, taką jak np. obsługa komputera. Dlatego też znajomość innego, niepopularnego języka, wpływa bezpośrednio na wysokość wynagrodzenia.
Warto znać estoński i rozważyć tam założenie własnej firmy. Władze tego kraju w desperackiej próbie zdobycia pracowników stosują różne ułatwienia. Rząd w Tallinie zaczyna mieć bowiem problem polegający na tym, że ich firmy mają zlecenia, natomiast brakuje pracowników do realizacji.
