Mieliśmy szansę, aby naocznie doświadczyć amerykańskiego folkloru, jakim jest Donald Trump. Miał być Stadion Narodowy, wykład, splendor i tysiące słuchaczy. Polacy wysłali mu nawet zaproszenie w pozłacanej kopercie, ale ego miliardera okazało się jeszcze większe.
- O Trumpa zabiegliśmy kilka lat. Wszędzie, gdzie bywał, na wykładach, konferencjach biznesowych, zostawiałem wiadomości z prośbą o kontakt i omówienie warunków wizyty w Polsce - opowiada Łukasz Milewski, organizator znanych imprez motywacyjnych, podczas których z wykładami wystąpił Tony Robbins czy Nick Vujicic. Kalkulował, że wykład charyzmatycznego miliardera działającego na rynku nieruchomości mógłby przyciągnąć tysiące przedsiębiorców. Kto wie, gdyby Trumpowi towarzyszyło kilka polskich gwiazd biznesu, można by zapełnić stadion.
Złota przynęta
- Wreszcie ktoś znający Trumpa doradził mi, aby napisać list, nie e-mail, ale papierowy, tradycyjny list - wspomina Milewski. Polacy zastanawiali się jak przyciągnąć uwagę miliardera. Wymyślili, że odręcznie napisane pismo umieszczą w pokrytej listkami złota kopercie. Znalazł się na niej także dopisek - cytat z Trumpa o pieniądzach. Okazało się, że list dotarł do rąk adresata. Współpracownik Trumpa skontaktował się z Milewskim i przedstawił warunki.
Trump zgadzał się, tyle, że okazało się, że jego rozbuchane ego mierzone jest milionach dolarów.
Okrągły milion to honorarium dla samego gwiazdora. Kolejne warunki zdruzgotały organizatorów. Nagłośnienie i światła miały być wynajęte u jednej z wiodących i najdroższych firm na świecie. Organizator miał też pokryć kosztu lotu jego prywatnego odrzutowca , wraz z kosztami pracy w dniach imprezy współpracowników oraz ochrony biznesmena. Listę życzeń zamykał warunek o wykupieniu ubezpieczenia imprezy na kwotę 40 mln dolarów w jednej z amerykańskich firm ubezpieczeniowych.
Koszt imprezy wynosił 4-5 mln dolarów, czyli porównywalnie z występem Madonny na Stadionie Narodowym. A może Trump specjalnie postawił tak zaporowe warunki, aby z uprzejmości nie odmawiać? Milewski zorientował się, że nie znajdzie aż tak szczodrych sponsorów. Gdyby koszty mieli sfinansować tylko uczestnicy wykładu, bilety byłyby zbyt drogie. W ten sposób wykład Trumpa nie doszedł do skutku.
Nie taki guru jak się maluje
Szkoda, bo byłoby na co popatrzeć. Słynący z niewyparzonego języka biznesmen kandyduje na prezydenta USA. Pod hasłem „Uczynić Amerykę znowu wielką” obraził już chyba wszystkich. O meksykańskich imigrantach powiedział, że wielu z nich to dobrzy ludzie, ale część to gwałciciele. - Nasi rządzący są głupi. Nasi politycy są głupi. Mamy ludzi w Waszyngtonie, którzy nie wiedzą co robią - to cytat z tyrady Trumpa.
Ostatnio coraz częściej prowokowany jest przez dziennikarzy do kompromitujących siebie wypowiedzi. Powiedział, że Heidi Klum to pod względem urody już nie „dziesiątka”, jak kiedyś. Fakt, modelka ma 42 lata, a Trump słynął z tego, że swoim żonom wręczał pozew rozwodowy na 30. urodziny. Inna sprawa, że zwykli konserwatywni Amerykanie kochają go, bo używając języka internetu, „masakruje i mówi jak jest”. Dla innych to bufon, żerujący na podsycaniu kompleksów.
Teraz, gdy popularność Donalda Trumpa bije rekordy, jego działalność biznesową wzięli pod lupę dziennikarze. Trump deklarował, że nigdy nie przydarzyło mu się bankructwo. Tymczasem okazuje się, że poniósł szereg biznesowych porażek. Biznesmen sprytnie unikał odpowiedzialności za kłopoty własnych firm. Doprowadził do upadku hotel i kasyno w Atlantc City, po czym ledwo spłacił kredyty. Inna z jego spółek nie wykupiła 53 mln dolarów obligacji.
Trudno obiektywnie oszacować majątek Donalda Trumpa. Okazuje się, że na użytek rankigu magazynu "Forbes" Trump wycenia się sam, a kontaktując się z redakcją negocjuje swoją pozycję na liście bogaczy. Potem na jaw wychodzą takie kwiatki, że przedsięwzięcie o nazwie Trump Resort wyceniane jest na mniej niż 1 proc. deklarowanej wartości. Teraz możemy się tylko domyślać, kogo obraziłby występujący w Polsce Donald Trump: ruskich, środowiska LGBT, samego papieża?