
Pomysł na biznes był banalny. Urodził się nad kieliszkiem ulubionego trunku pomiędzy fachowcem od marketingu a konsultantem branży spożywczej, gdzieś między stolikami w Londynie. Na ten sam pomysł wpadli mniej więcej w tym samym czasie, podczas wizyty w Normandii, prawnik i człowiek mający doświadczenie w branży winiarskiej, a konkretniej córka z ojcem. Jedni go kochają, inni krzywią się z niesmakiem i wypominają mu niemal plebejskie pochodzenie i moc. Proces fermentacji cydru, bo o nim mowa, jest identyczny jak w przypadku wina, ale pod względem mocy przypomina raczej piwo. Paradoksalnie, to Rosjanie poprzez swoje embargo, doprowadzili do produkcji w Polsce tego trunku.
Tak naprawdę, nikt nie wie, jak powinien smakować polski cydr. Smakować musi inaczej, chociażby dlatego, że krajowa odmiana jabłek z których jest produkowany, różni się od tych francuskich, angielskich, hiszpańskich czy kanadyjskich. Nie mówiąc o tradycji. Na Wyspach Brytyjskich produkuje się go od stu lat. I właśnie tam a konkretnie w Londynie, przy kieliszku tego trunku, dwóch przyjaciół Kamil Mazuruk i Paweł Jurga rozmyślali nad swoja przyszłością.
Traf chciał, że prawie w tym samym czasie na identyczny pomysł wpadał ojciec z córką, Dariusz i Dominika Koroś. Ona prawniczka, on mający niewielki doświadczenie w branży winiarskiej. – Dominika jest prawnikiem specjalizującym się w prawie żywnościowym, co łączy się również z jej codziennymi zainteresowaniami kulinarnymi. To właśnie nasze pasje, zainteresowania i doświadczenia zawodowe zaowocowały rozpoczęciem produkcji cydru. Ja hobbystycznie wcześniej zajmowałem się produkcją nalewek i miodów. Teraz mam szkółkę roślin ozdobnych – mówi w rozmowie z INNPoland Dariusz Koroś.
Traf chciał, że koniunktura na rynku była niemal wymarzona. Rosja wprowadziła embargo na eksport polskich jabłek i te zalegały tonami w magazynach. Paradoksalnie, to właśnie przyczyniło się do produkcji tego trunku w naszym kraju. W 2014 roku sprzedaż cydru w Polsce, według różnych szacunków, mogła wynieść od 8,4 do nawet 10 mln litrów. W 2013 roku – kiedy lekki alkohol z jabłek zaczął zalewać nasz rynek – sięgała 2 mln litrów. Impulsem do wzrostu była obniżka akcyzy na cydry o zawartości do 5 proc. alkoholu.
Rodzina Korosiów obiera inny kierunek. Marzą o produkcji trunku, który będzie mógł konkurować z winem, a nie z piwem. Walczą z przepisami, urzędnikami. Ot, zwykła biurokracja, która wstrzymuje ich plany na parę miesięcy. Wszystko dlatego, że przepisy które weszły w życie w 2011 roku i umożliwiają niewielką produkcję cydru są niejasne. Gdyby nie ich determinacja, prawdopodobnie nigdy nie zarejestrowaliby swojego produktu. – Odwiedziliśmy 12 małych producentów w Normandii wytwarzających „cidre bouche”, czyli naturalny cydr fermentujący w butelkach szampańskich i podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu produkcji cydru na niewielką skalę – piszą na swojej stronie. – Od lipca do października 2014 r. dopełniliśmy wszystkich niezbędnych formalności związanych z rozpoczęciem produkcji cydru i zaszczepiliśmy drożdżami pierwsze pojemniki ze świeżo wyciśniętym sokiem jabłkowym. W grudniu rozpoczęliśmy butelkowanie cydru i efekty naszej pracy można już oceniać – chwalą się.
Cydr Chyliczki, czyli produkt sprzedawany przez Korosiów, jest półmusującym napojem alkoholowym wyprodukowanym z mazowieckich jabłek. Nie jest pasteryzowany ani filtrowany, dlatego na dnie butelki może pojawić się delikatny osad. Można go kupić w blisko 30 punktach na terenie całej Polski. Chyliczka zapewnia, że najlepiej smakuje schłodzony w temp. 10 – 12 st. C. – Markę trunku buduje się całymi latami. Ja jestem na początku drogi – mówi Dariusz Koroś, gdy pytam go o to czy biznes jest opłacalny. Większymi optymistami są właściciele marki Dzik Polski Cydr, Kamil Mazuruk i Paweł Jurga. Do końca 2015 roku chcą dostarczać cydr do 400 miejsc w kraju.
Napisz do autora: dariusz.rembelski@innpoland.pl
