
W środę spółka Bioelektra, zajmująca się przetwarzaniem odpadów, wydała oficjalny komunikat, w którym poinformowała, że Michał Sołowow został jednym z głównych akcjonariuszy firmy. Dlaczego niewielkie przedsiębiorstwo zainteresowało miliardera? Wszystko z powodu RotoSTERILu – autorskiego rozwiązania Bioelektry pozwalającego na odzyskiwanie ponad 90 procent śmieci. To nie pierwsza inwestycja kieleckiego biznesmena w nowego technologie.
REKLAMA
Wcześniej Sołowow włożył ogromne pieniądze w Synthos, firmę zajmującą się produkcją „superkauczuku”, z którego powstają opony nowej generacji – bardziej wytrzymałe i przyczepne. Licencje na jego wykorzystanie wykupił już amerykański Goodyear.
Kim właściwie jest biznesmen, który tak chętnie inwestuje w innowacje?
Gastarbeiter
Pierwsze kroki w biznesie stawiał jeszcze w liceum prowadząc sklepik szkolny. Nie odpuszczał jednak nauki – był laureatem olimpiad z matematyki i fizyki. W nagrodę dostał indeks na Politechnikę Świętokrzyską. Wybrał studia na Wydziale Mechanicznym. Wszystko z powodu pasji – od zawsze bowiem Sołowowa fascynowała motoryzacja. Będąc dzieckiem dorabiał na stacji benzynowej czyszczący szyby w samochodach, później uczył się je naprawiać w niewielkim, kieleckim warsztacie, a mając 17 lat wystartował w pierwszym rajdzie – ścigał się pożyczonym od mamy „maluchem”. Poważniejsze pieniądze także zaczął zarabiać dzięki samochodom.
Pierwsze kroki w biznesie stawiał jeszcze w liceum prowadząc sklepik szkolny. Nie odpuszczał jednak nauki – był laureatem olimpiad z matematyki i fizyki. W nagrodę dostał indeks na Politechnikę Świętokrzyską. Wybrał studia na Wydziale Mechanicznym. Wszystko z powodu pasji – od zawsze bowiem Sołowowa fascynowała motoryzacja. Będąc dzieckiem dorabiał na stacji benzynowej czyszczący szyby w samochodach, później uczył się je naprawiać w niewielkim, kieleckim warsztacie, a mając 17 lat wystartował w pierwszym rajdzie – ścigał się pożyczonym od mamy „maluchem”. Poważniejsze pieniądze także zaczął zarabiać dzięki samochodom.
- Na piątym roku studiów pojechałem na osiem miesięcy do Niemiec - do pracy w warsztacie samochodowym. Pracę magisterską miałem gotową w lutym, ale obroniłem ją po powrocie, w listopadzie. W Niemczech pracowałem po 10-12 godzin dziennie, zazwyczaj siedem dni w tygodniu. Zarabiałem 12 marek za godzinę. To było mnóstwo pieniędzy. Policzyłem, że moja mama, wtedy wizytatorka w kuratorium, zarabiała miesięcznie 42-43 marki. Tyle, ile cztery godziny mojej pracy. – opowiada w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Wracając z Niemiec miał 10 tysięcy dolarów w kieszeni. Był rok 1988. W Polsce właśnie uchwalano ustawę o wolności gospodarczej tzw. reformę Wilczka. Sołowow postanowił wykorzystać zmiany w prawie i wszystkie zarobione na saksach pieniądze zainwestował w firmę budowlaną Mitex.
Budowlaniec
Po kilku tygodniach dostał pierwsze poważne zlecenie – remont pałacu i budowa hotelu Gromada w Ostrowcu Świętokrzyskim. Był straszliwie podekscytowany. Na spotkaniu z inwestorem obiecał załatwić wszystkie potrzebne materiały – cement, cegły, zaprawę. Zapomniał jednak, że żyje w gospodarce niedoboru.
Po kilku tygodniach dostał pierwsze poważne zlecenie – remont pałacu i budowa hotelu Gromada w Ostrowcu Świętokrzyskim. Był straszliwie podekscytowany. Na spotkaniu z inwestorem obiecał załatwić wszystkie potrzebne materiały – cement, cegły, zaprawę. Zapomniał jednak, że żyje w gospodarce niedoboru.
- W cementowni Małogoszcz siedziałem na korytarzu i czekałem przez cały dzień, aż mnie umówią z dyrektorem. Kilka razy przechodził jakiś facet. W końcu zapytał, co tu robię. "Czekam na dyrektora" - odparłem. A to on był dyrektorem. Powiedziałem, że wziąłem zlecenie i nie mam szansy go wykonać bez cementu. On na to: "Jak wybuduje mi pan w Małogoszczy osiedle mieszkaniowe, będzie pan mógł kupić tyle cementu, ile pan chce" – wspomina Sołowow.
I tak interes zaczął się kręcić. Z czasem przychodziło coraz więcej zleceń, a z nimi coraz większe pieniądze. Mitex skupił się głównie na budownictwie mieszkaniowym - rynek wydawał się bowiem nienasycony, a rentowność sięgała nawet 50 procent. Sołowow szybko się wzbogacił, a zarobione pieniądze zainwestował w kolejną spółkę – Polish Life Improvment. W ramach PLI zaczął tworzyć dwie sieci: marketów budowlanych OBI i sklepów spożywczych MAX. Po kilku latach sprzedał i OBI, i MAXA. Pierwsza wpadła w ręce niemieckiej grupie kapitałowej Tengelmann, druga holenderskiego koncernu Ahold & Allkauf. Resztę akcji spółki skupił brytyjski Kingfischer.
Makler
Zanim jednak pozbył się wszystkich udziałów w PLI, to wprowadził spółkę na giełdę. Od czasów powstania warszawskiej GPW Sołowow był bowiem bardzo aktywnym graczem. Przez lata zyskał opinie cierpliwego, acz bezwzględnego. Niektórzy nazywają go nawet polskim Gordonem Geko. Według danych z 2013 roku Sołowow posiadał akcje warte prawie 7 miliardów złotych. Wszystko zawdzięczał doskonałej intuicji. Eksperci uważają , że nikt na polskiej giełdzie nie wyczuwa tak doskonale nastrojów panujących na rynku – wie co kiedy sprzedać, co kupić, a co połączyć.
Zanim jednak pozbył się wszystkich udziałów w PLI, to wprowadził spółkę na giełdę. Od czasów powstania warszawskiej GPW Sołowow był bowiem bardzo aktywnym graczem. Przez lata zyskał opinie cierpliwego, acz bezwzględnego. Niektórzy nazywają go nawet polskim Gordonem Geko. Według danych z 2013 roku Sołowow posiadał akcje warte prawie 7 miliardów złotych. Wszystko zawdzięczał doskonałej intuicji. Eksperci uważają , że nikt na polskiej giełdzie nie wyczuwa tak doskonale nastrojów panujących na rynku – wie co kiedy sprzedać, co kupić, a co połączyć.
Sołowow umiał także wykorzystywać słabość innych. Wybierał pogrążone w kryzysie, często upadające przedsiębiorstwa i kupował je. Po przejęciu potrafił wyprowadzić firmę na prostą, a później tchnąć w nią nowe życie. Tak było z Cersanitem (Rovese) – kiedyś producentem niskiej jakości wyposażenia do łazienek, dziś światowym potentatem – jak i z Barlinkiem – bankrutującym przedsiębiorstwem z branży drzewnej, dziś międzynarodową kompanią działająca na trzech kontynentach. Podobnie zrobił z poprzedniczką Synthosu spółką Dwory czy firmą UltraPack. Czasem jednak i on ponosił porażkę.
Rajdowiec
Pomimo udanych początków Sołowowi nie wyszedł mariaż z prasą. Na początku lat 90’ kupił regionalny, kielecki dziennik „Echo Dnia”. Szybko rozwinął tytuł, który później sprzedał z zyskiem norweskiemu koncernowi medialnemu Orkla. Zachęcony sukcesem zainwestował w kolejne media – najpierw „Przekrój”, później „Życie Warszawy”. Sparzył się jednak próbując przekształcić „Życie” w ogólnopolski dziennik – stracił 120 milionów złotych i sprzedał pozostałe tytuły. - Czasem warto się przyznać do błędu i ja tak robię – mówił.
Pomimo udanych początków Sołowowi nie wyszedł mariaż z prasą. Na początku lat 90’ kupił regionalny, kielecki dziennik „Echo Dnia”. Szybko rozwinął tytuł, który później sprzedał z zyskiem norweskiemu koncernowi medialnemu Orkla. Zachęcony sukcesem zainwestował w kolejne media – najpierw „Przekrój”, później „Życie Warszawy”. Sparzył się jednak próbując przekształcić „Życie” w ogólnopolski dziennik – stracił 120 milionów złotych i sprzedał pozostałe tytuły. - Czasem warto się przyznać do błędu i ja tak robię – mówił.
Po kilkunastu latach Sołowow wrócił także do rajdów samochodowych. W 2001 roku wystartował w Rajdzie Barbórki. Na początku nie notował żadnych poważnych rezultatów, był jednak uparty. Dużo ćwiczył, wyjeżdżał na treningi do Skandynawii. Po kilku latach przyszyły efekty. W 2008 roku zdobył tytuł rajdowego wicemistrza Europy, później dołożył jeszcze kolejne dwa – w 2009 i 2012 roku. - Wypracował sobie duży szacunek. Mogłoby się wydawać, że jest bogaty, kupił sobie auto i bawi się jak szejk arabski. Ale tak nie było. Jeździ na poważnie i sporo osiągnął. Wielu rajdowców mogłoby mu pozazdrościć – twierdzi Cezary Gutowski, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.
Przez rajdy Sołowow nie stracił jednak z oczu swojego głównego celu – biznesu. - Byłem i do dzisiaj jestem w obszarze pierwotnej akumulacji kapitału. Codziennie walczę o życie i swój biznes. -zapewnia.
Napisz do autora: michal.budzynski@innpoland.pl
