
Zaczynali od nazwy „Krawiectwo i usługi szkoleniowe”, co wówczas nikogo nie raziło, a dziś stanowi anegdotę, której wspomnienie doprowadza do ataku śmiechu samych twórców firmy. Wydawało im się, że wiedzą co robią, a wraz z rozwojem, dowiadywali się coraz częściej, że wiele się jeszcze muszą nauczyć. Uczyli się, słuchali i w końcu zaczęli uczyć innych. Wspólnie z polskimi przedsiębiorcami, liderami, pracownikami wypracowali wspólny język. Dowiedzieli się jak ważną funkcję pełni dialog. Dziś szkolą profesjonalnych trenerów i wspomagają w zarządzaniu ludźmi firmy i wielkie korporacje. TROP stało się polską marką szkoleniową, o której chyba mało kto dziś w Polsce nie słyszał.
Brzmi kontrowersyjnie, jednak nic bardziej mylnego niż skojarzenia z seksem w tle. Jest 1995 r. i w łóżku leży Dorota, zakatarzona i chora. Kiedy odbiera telefon, nie spodziewa się, że za chwilę, jej rozmówczyni będzie siedzieć w jej sypialni i dobijać z nią interesu.
Na początku firmę tworzyli Dorota i Jac oraz 10 trenerów. Ich pierwsza nazwa? „Krawiectwo i usługi szkoleniowe”.
Od samego startu specyfiką TROP-u było poszukiwanie drogi do wolności i efektywności. Pogodzenie jednego z drugim nie jest łatwe, toteż i ścieżki jakimi zdarzyło się podążać twórcą firmy szkoleniowej, nie było proste. Główną barierą, jaką od początku napotykali w pracy z polskim biznesem był problem angażowania się liderów w proces coachingowy.
– Mamy nawyki związane z życiem w społeczeństwie zhierarchizowanym. Tysiące lat ludzie tak żyli, to nie jest wyłącznie sprawa polska – przekonuje w rozmowie „Klubu Trójki” Jacek Jakubowski. – Kiedyś ilość informacji była taka, że wódz mógł je mieć w głowie i samodzielnie podejmować decyzje. A teraz nawet synergicznie pracujący, zarządzany przez lidera zespół, nie jest w stanie ogarnąć nawet cząstki informacji potrzebnych do działania.
Napisz do autorki: izabela.marczak@innpoland.pl
