Ponad 20 tysięcy urzędników, zatrudnionych w ponad 350 urzędach pracy, pracuje nad aktywizacją zawodową ponad 460 tys. zarejestrowanych bezrobotnych. Aktywizacja ta kosztuje państwo około 3 mld zł rocznie, a efektywność form oferowanych przez UP ich petentom wynosi od 0,7 do 3,8 proc. Może zatem najwyższa pora poważnie zastanowić się nad zasadnością pytania o sens istnienia urzędów pracy? Może już dziś trzeba podjąć decyzję odnośnie ich być lub nie być lub przynajmniej dokonać rewolucyjnej modyfikacji tych wysoce nieudolnych instytucji?
Urzędy Pracy są skuteczne i potrzebne – dowodzą statystyki podawane przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Tymczasem z ostatniego raportu NIK, który kontrolował w tym roku polskie urzędy pracy, wynika, że MPiPS nie dysponuje rzetelną wiedzą dotyczącą efektów aktywizacji. Co więcej, zdaniem kontrolerów ministerialny wskaźnik efektywności szkoleń i staży zawyża skuteczność efektów aktywizacji bezrobotnych o niemal 1/3 (od ok. 17 do 27 proc.).
W ocenie NIK zbyt rzadko osiągany jest długookresowy cel aktywizacji bezrobotnych, jakim jest utrzymanie zatrudnienia. Aktywizację uznaje się za skuteczną, jeśli osoba bezrobotna znalazła zatrudnienie na wolnym rynku w ciągu trzech miesięcy od zakończenia aktywizacji i nie powróciła w tym czasie do rejestru bezrobotnych. A statystyki pokazują, że po stażach i szkoleniach UP, większość osób, które z nich skorzystały bądź wraca szybko do statusu bezrobotnego, bądź jeśli już zdobywa pracę, to i tak nie związaną z przedmiotem stażu czy szkolenia.
Co ciekawe, Izba zwróciła również uwagę, że podobnie MPiPS zawyża dane dotyczące skuteczności poszczególnych form aktywizacji zatrudnieniowej, m.in. tworzenia stanowisk pracy oraz jednorazowych dotacji na podjęcie działalności gospodarczej, a w mniejszym zakresie - również robót publicznych i prac interwencyjnych.
Wygląda na to, że skuteczność urzędów pracy jest faktem wyłącznie na papierze, który jak wiadomo...
Papier wszystko przyjmie
– W urzędach trwa walka o słupki – opowiada INNPoland urzędniczka jednego z mazowieckich UP. – Wiadomo, że im większą wykaże się zatrudnialność bezrobotnych przed Ministerstwem, tym urząd zyskuje, a jego pracownicy mogą liczyć na bonusy. Trzeba więc dobrze kombinować, a można to dość prosto zrobić, bo przecież papier wszystko przyjmie.
Wystarczy mieć w miarę dobre układy z pracodawcami i nagminnie wysyłać do nich bezrobotnych na staże. Urzędy dostają kasę na aktywizację m.in. ze środków unijnych. W sumie jest tego 2 mld zł, więc pracodawcy nie muszą ponosić żadnych kosztów przyjęcia bezrobotnego na taki staż. Pracodawcom to zatem rękę, bo nic nie płacą, a mają darmową siłę roboczą. My zaś możemy sobie odhaczyć, że udało nam się kogoś aktywizować. Kogo obchodzi, co się dzieje potem.
Wedle założeń pracodawcy po stażach powinni zatrudniać poleconych im przez urząd pracowników. Fakty są jednak takie, że zwykle, gdy dochodzi do płacenia świadczeń już ze strony pracodawcy, żaden z nich tego nie robi. Ewentualnie, jeśli uzna, że ma braki kadrowe, weźmie z urzędu następnego bezrobotnego na staż. A urzędy pracy też na to idą, bo zyski są przecież obopólne.
Według NIK, efektywna aktywizacja ma miejsce wtedy, gdy po upływie roku od zakończenia stażu, szkoleń, robót publicznych i prac interwencyjnych osoby, które brały w nich udział są osobami pracującymi, rzecz w tym, że urzędy pracy nie monitorują osób, które udało im się aktywizować w dłuższej perspektywie. W sumie więc określenie skuteczności poszczególnych działań aktywizacyjnych, solidności pracodawców, czy choćby poprawa wiarygodności danych statystycznych, stają się niemożliwe.
Dodatkowo, jak słusznie zauważa Izba urząd pracy może mówić o skuteczności aktywizacji tylko wtedy, gdy po jej zakończonej formie człowiek dostaje zatrudnienie, które nie jest wynikiem zdobycia kolejnych pieniędzy publicznych, jak np. dotacje na założenie własnej firmy. Niestety Ministerstwo Pracy twierdzi inaczej i akceptuje wszystkie wzmianki statystyczne urzędów, które mogłyby świadczyć o efektywności ich pracy. Grunt, żeby na papierze dobrze wyglądało, a że rzeczywistość piszczy... cóż, trudno.
Zlikwidować WUP-y i PUP-y!
Trzy lata temu dwóch posłów podjęło próby walki z fikcją Urzędów Pracy w Polsce. Za ich likwidacją wnioskował Paweł Kowal (PJN) oraz Jan F. Libicki (PO).
– Badania pokazują, że wbrew urzędowym statystykom, realna efektywność zatrudnieniowa różnorakich działań urzędów pracy jest wyjątkowo niska. Urzędy nie są rozliczane z efektywności swoich działań, co byłoby podstawowym kryterium wynagradzania prywatnych agencji – twierdził polityk PJN.
Pomysł jaki miał wówczas na rewolucję związaną z WUP i PUP proponował przekazanie obowiązków powiatowych urzędów pracy, takich jak prowadzenie statystyki bezrobocia, wydawania zaświadczeń czy dysponowania zasiłkami ośrodkom opieki społecznej na poziomie gmin. Natomiast zadania skoncentrowane wyłącznie na działaniach aktywizacyjnych miałyby przejąć prywatne Agencje Pośrednictwa Pracy. Dodatkowo należałoby zwiększyć środki wspierające startujących z własnymi firmami przedsiębiorców.
Z kolei senator Libicki apelował o likwidację urzędów pracy, bo jak pisał w 2013 r. na swoim blogu: „Jestem od ośmiu lat parlamentarzystą, a wcześniej przez trzy lata byłem radnym. I jak dotąd nie spotkałem nikogo, kto by przez Urząd Pracy znalazł sobie właśnie pracę! (…). Zarejestrować się jako bezrobotny – tak. Odebrać zasiłek – tak. Zapewnić sobie przez tę rejestrację ubezpieczenie zdrowotne i łapać dorywcze fuchy – i owszem. Takie przypadki spotykałem często. Nigdy jednak nie spotkałem nikogo, komu taki Urząd znalazłby pracę".
Dziś, zwłaszcza po ostatnich kontrolach NIK, temat likwidacji UP powraca. Pojawił się m.in. podczas ostatniej konferencji Agencji Work Service, prezentującej Bumerang Rynku Pracy. Raport mówił o tym, że bezrobocie w Polsce spada i sytuacja na rynku pracy wyraźnie się zmienia, z korzyścią dla osób pracy poszukujących.
Eksperci z Agencji mówili w trakcie omawiania raportu, iż dziś ta sytuacja jest na tyle dobra, że można zakładać, iż pracę mogą znaleźć wszyscy ci, którzy faktycznie chcą pracować. Oznaczałoby to, że osoby rejestrowane w urzędach pracy, to te, które pracować nie chcą i nie zamierzają, a na pewno nie legalnie. Wątpliwą kwestią więc jest utrzymywanie takich osób, gdyż można by było pieniądze na nich przeznaczane, spożytkować w znacznie lepszy sposób.
Bez gwałtownych ruchów
Może zatem zamknięcie Urzędów Pracy, które pod opieką samorządów okazały się równie nieskuteczne, jak wcześniej pod opieką władz centralnych, to konieczność, by dalej nie marnotrawić środków?
– Chyba nie ma sensu wykonywać tak gwałtownych ruchów, jak zamykanie urzędów – twierdzi Krzysztof Inglot, ekspert Work Service SA. – Osobiście współpracujemy z kilkoma urzędami, które robią naprawdę dobrą robotę w kwestii pośrednictwa pracy. Proponowałbym raczej faktycznie zmienić sposób finansowania urzędów, na taki, który czyni z nich podmioty podlegające zasadom wolnego rynku.
Wówczas podobnie jak każdy z przedsiębiorców musiałyby realnie dbać o jakość swoich usług, bo pieniądze na swoją działalność dostawałyby za efekty czyli od każdej osoby, która faktycznie dzięki działaniom urzędu zdobyłaby pracę. Gdyby działania danej placówki nie były skuteczne, siłą rzeczy osoby szukające pracy, poszłyby gdzie indziej, co prawdopodobnie doprowadziłoby do samoistnej upadłości słabych placówek, a pozwoliło prężnie funkcjonować tym najlepszym.
Za likwidacją urzędów są też sami ich petenci. W jednej z dyskusji internetowych poświęconych urzędom pracy piszą:
Urząd Pracy w Częstochowie: petent czeka na swoją kolej, jest drugi w kolejce lecz poprzednika nie ma, więc wchodzi, na co urzędniczka z pokoju 13 ryczy pan nie jest tym numerem proszę wyjść i czekać! za chwile zacznie się przerwa i nie wejdę, urzędniczka to nie mój problem pan nie jest tym numerem wejdzie pan po przerwie petent mocno zirytowany mówi ze chce rozmawiać z jej przełożonym, a proszę bardzo pokój 14. Przedstawia problem przełożonej na co ona, tamta pani ma prawa pracownicze i przysługuje jej przerwa koniec tematu (do przerwy jeszcze ok 10 min), na co petent my też jesteśmy ludźmi i mamy prawa, pada odpowiedź ze strony urzędniczki, pan jest bezrobotny nie ma pan żadnych praw, czyli jesteśmy zepchnięci do poziomu numeru na kartce, nie mamy żadnych praw oczekujemy w temperaturze ok 40 od stopni C po kilka godzin toaleta jest dla mężczyzn i kobiet razem bez żadnego zamykania brakuje tylko bydlęcych wagonów i rampy żeby nas wywieźć bo esesmani już są w postaci urzędników biura pracy miasta Częstochowa, te Panie i Panowie żyją za pieniądze przeznaczone dla tych bezrobotnych, którymi tak pogardzają zlikwidować te urzędy a sytuacja na pewno się poprawi!
Miszka
Jestem za likwidacją powiatowych i wojewódzkich Urzędów Pracy! Te instytucje są niewydolne! Za sukces uważają to, że obywatele sami znajdują sobię pracę poza krajem a oni mogą odpisać kolejnego bezrobotnego! PUPy i WUPy tak naprwadę zajmują sie ewidencją bezrobotnych i organizowaniem bezsensownych szkoleń! Co w zamian? Prywatne agencje pracy! Szkoleniami lepiej zajmą się pracodawcy niż urzędnicy! Dofinansowanie do miejsc pracy tez może obyć sie bez PUP i WUP! A co z tymi urzędnikami> Przecież są to fachowcy od szukania pracy! Jeżeli są tacy dobrzy to sobie dadzą radę na polskim rynku pracy!
Obiektywny Paweł
Poza ogromną biurokracją, wypisami w gablotach bez pokrycia, gównianymi ofertami marketingowymi z pracami za darmo lub półdarmo oraz procedurami które pozbawią Cię statusu bezrobotnego nic dobrego w tym Urzędzie nie uświadczysz. Pic szkolenia i robienie z człowieka nieudacznika byleby coś robić i wydać ogromne pieniądze bez efektów. Bezrobotny najczęściej sam znajduje pracę bez pomocy UP. Szybko doświadcza że nie jest mu ten Urząd przychylny. Traci czas i jak smarkacz maszeruje na wezwania by podpisać okresowe stawiennictwo. Gdyby zaś szedł śladami ofert wywieszonych w gablotach to tylko się
nachodzi i wyda ostatnie pieniądze na ksera ofert CV i kopie dokumentów pracy bez efektu ponieważ Urząd nie sprawdza tego co pisze. Urzędy Pracy szeroko same się reklamują ale to pic na wodę. Nigdy w poszukiwaniu pracy nie licz na UP. Tam też by dostać jakąś pracę trzeba mieć znajomości. Urzędy pracy wymagają całkowitej reformy. Prawdą jest iż tam tylko topi się wielkie pieniądze na głupie pomysły i biurokracje.