– Słodycze naszym eksportowym hitem – donosi "Rzeczpospolita". Sprzedaż polskich czekolad za granicę zwiększyła w ciągu ostatniego roku o około 10 proc., do ponad 532,4 mln euro. Słodkości eksportujemy głównie do Niemiec i Wielkiej Brytanii, ale nasze produkty trafiają również na bardziej egzotyczne rynki m.in. do Chin czy krajów arabskich. Kto jednak stoi za sukcesem polskich firm? Oto sylwetki dwóch prezesów, którzy odmienili krakowski Wawel i bydgoską Jutrzenkę – dwa przedsiębiorstwa, które są jednym z liderów polskiego eksportu słodyczy.
Uchodzi za perfekcjonistę. Zanim zaczął studiować zarządzanie, przeczytał wszystkie podręczniki dla menadżerów. Zanim został prezesem Wawelu, przejrzał wspomnienia spisane przez PRL-owskich dyrektorów zakładów. Zanim zdecydował się przenieść większość produkcji z Krakowa do niewielkich Dobczyc, zrobił dokładny bilans zysków i strat.
Szczególnie ostatnia decyzja okazała się kluczowa dla losów przedsiębiorstwa. Na początku XXI wieku, kiedy Orłowski zostawał prezesem spółki, Wawel znajdował się bowiem na krawędzi upadku. Wszystko przez rosyjski kryzys finansowy, który zrujnował doszczętnie rynek wschodni, będący głównym źródłem dochodu dla Wawelu. Trzeba było więc szukać oszczędności. Dlatego prezes zdecydował się zamknąć trzy kosztowne zakłady w Krakowie i otworzyć jedną, nową fabrykę w Dobczycach. Konsolidacja produkcji i administracji okazała się strzałem w dziesiątkę. Wawel stał się o wiele bardziej konkurencyjny, dzięki czemu szybko zwiększył sprzedaż.
Dodatkowo Orłowski uznał, że przedsiębiorstwo powinno zachować tradycyjny charakter i nie będzie eksperymentować. Wawel zrezygnował więc z produkcji różnych kolorowych draży i słodko-gorzkich przekąsek, a postawił na sprawdzone smaki - Michałki, Malaga, Tiki-Taki i Kasztanki.
Przedsiębiorstwo postawiło także na bliską współpracę z dużymi sieciami hipermarketów, co dla wielu było plamą na honorze prestiżowej marki. Dzisiaj Wawel sprzedaje tam prawie 60% wyrobów, a jeszcze więcej zysków przynosi Magnetic, specjalna marka produkowana wyłącznie dla Biedronki. Dzięki tym decyzjom Orłowskiego, Wawel uchodzi za jedną z najważniejszych firm cukierniczych w Polsce.
2. Jan Kolański - prezes grupy Colian
Przeciwieństwo Orłowskiego, typowy self-made. Pierwsze kroki w biznesie stawiał jeszcze w technikum, kiedy w Kaliszu otworzył wypożyczalnię rowerów. – Godzina wypożyczenia kosztowała równowartość jednego piwa – opowiadał Kolański w rozmowie z „Newsweekiem”.
Na początku lat 90. zajął się handlem. Hodował w rodzinnym gospodarstwie przyprawy, m.in. majeranek i oregano, które sprzedawał później na lokalnych bazarach. Zyski okazały się jednak żadne, więc wydawało się, że Kolański musi poszukać innego sposobu na zarobek. On jednak się nie poddał. Przez pracowników polskich ambasad i konsulatów udało mu się nawiązać kontakt z azjatyckim producentami przypraw. Importowane z Dalekiego Wschodu pieprz, bazylia i curry stały się podstawą zysku dla Ziołopexu – nowej spółki Kolańskiego.
Za pieniądze zarobione na Ziołopexie kupił, będącą w olbrzymich tarapatach finansowych, Jutrzenkę. – Wierzyłem, że przy dobrym zarządzaniu spółka może być rentowna – mówił Kolański. Przejął większość akcji, został prezesem i szybko zaczął wprowadzać program naprawczy. Jaki? Po pierwsze radykalnie ściął koszty. Po drugie – zaczął prowadzić Jutrzenkę jak globalną konkurencję, a nie lokalne przedsiębiorstwo.
Sukces Jutrzenki sprawił, że Kolański zapragnął poszerzyć swoje „cukierkowe” imperium. W 2004 wykupił z rąk Nestle Goplanę, a rok później zainwestował jeszcze w Kaliszankę – producenta popularnych batonów „Grześki”. Po tych zakupach do stworzonej przez Kolańskiego grupy Jutrzenka (przemianowanej 2011 roku na Colian) należało prawie 20% krajowego rynku słodyczy.
Dziś coraz częściej słyszymy o odważnych eksportowych planach grupy Colian. – Prowadzimy negocjacje w kwestii wejścia na rynek irański oraz innych krajów w tym regionie – podkreśla w rozmowie z dziennikiem "Rzeczpospolita" Kolański.