Firmy mówią hejterom stanowcze STOP. Rekruterzy mają ich eliminować w zarodku.
Firmy mówią hejterom stanowcze STOP. Rekruterzy mają ich eliminować w zarodku. Fot. sylvar/http://skroc.pl/a5634/flickr.com CC-BY/http://skroc.pl/8ce73
Reklama.
Najkrótsza droga do bezrobocia – hejt w Social Media
Pracodawcy coraz częściej decydują się sprawdzać jakie treści publikują oraz udostępniają na swoich profilach w mediach społecznościowych kandydaci. Weryfikacji podlega także słownictwo stosowane przez nich w komentarzach, a także czy wyrażane poglądy oraz ich forma nie łamią dobrych obyczajów i wartości propagowanych przez firmę. Ten trend potwierdza Paweł Wierzbicki – dyrektor Michael Page w rozmowie z agencją Newseria.
Paweł Wierzbicki

Zwłaszcza międzynarodowe korporacje, które bardzo dbają o własny wizerunek, przy okazji rekrutacji upewniają się, że kandydat do pracy na co dzień żyje zgodnie z zasadami, jakie wyznaje firma. Najczęściej mówimy tu o zasadach dotyczących kultury wypowiedzi, kultury osobistej i poszanowania prawa równości bez względu na pochodzenie, płeć czy wiek.

logo
Zamieszczenie obraźliwego wpisu w mediach społecznościowych może oznaczać wylądowanie na bezrobociu. Fot. Babbletrish/http://skroc.pl/3324f/flickr.com CC-BY/http://skroc.pl/01d07
STOP rasizmowi i uprzedzeniom religijnym
Firmy chcą się w ten sposób zabezpieczyć przed skandalami, których wybuch może doprowadzić np. do poniesienia strat na giełdzie. Dlatego przywiązują dużą wagę do polityki społecznej odpowiedzialności biznesu i równouprawnienia. Tak jak oddział IBM z Wrocławia, którego władze postanowiły ostrzec własnych pracowników przed marszem narodowców w tym mieście – o czym pisaliśmy w NaTemat.
Koncern zatrudnia w stolicy Dolnego Śląska m.in. Nigeryjczyków, Tunezyjczyków i Turków. Przedsiębiorstwo obawia się, że mogą paść ofiarami rasistowskich ataków. Trudno więc sobie wyobrazić, aby amerykański gigant zatrudnił kogoś, kto hejtuje w internecie inne osoby ze względu na ich pochodzenie czy religijność.
logo
Siedziba IBM we Wrocławiu. Fot. Maciej Swierczynski / Agencja Gazeta
Paweł Wierzbicki

Wiele osób pod własnym nazwiskiem czy zdjęciem publikuje teksty rasistowskie. Ostatnio mieliśmy z tym do czynienia przy okazji dyskusji o uchodźcach – przez media społecznościowe przetoczyła się fala hejtu, dlatego doradzałbym dużą ostrożność. Jeżeli zachowanie czy postawa jakiejś osoby w mediach społecznościowych budzi wiele wątpliwości, to nie angażujemy jej do dalszych etapów rekrutacyjnych.

Nazistowskie zdjęcia nie przejdą
Ale szans na dostanie pracy może pozbawić nie tylko wulgarny komentarz w formie postu czy tweetu, ale także niewłaściwe zdjęcie. Dlatego że dla rekruterów kontrowersyjne zdjęcia nie są mile widziane. Choćby takie, jak np. przeróbka nazistowskiego plakatu z czasów III Rzeszy, którym Narodowcy zapraszają do świętowania 11 listopada we Wrocławiu. Na wniosek prezydenta tego miasta Rafała Dutkiewicza sprawa trafiła już do prokuratury.
Paweł Wierzbicki

Jeżeli ktoś będzie poprzez zamieszczane fotografie propagował np. twórczość uliczną, która pochwala rasizm albo która godzi w podstawowe zasady etyki, to takie zdjęcie może zablokować kandydata.

logo
Zamieszczanie podobnych zdjęć w sieci to nie najlepszy pomysł. Twitter
Nie można dyskryminować z powodu poglądów politycznych
Ale każdy kij ma dwa końce. – Rekruterzy nie mogą traktować weryfikacji zachowania kandydatów w mediach społecznościowych jednowymiarowo. Oczywiście każdy z nas zgodnie z zasadami zdrowego rozsądku powinien dbać o swój dobry wizerunek zarówno w życiu prywatnym, jak i w internecie. Jeżeli używamy wulgarnych słów lub zamieszczamy kontrowersyjne zdjęcia, to może być dla firmy sygnał, że jesteśmy osobą nieodpowiedzialną i niezdającą sobie sprawy ze skutków własnego zachowania – wskazuje Anna Sarowska-Gierasimowicz, ekspert rynku pracy Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu.
– Jednak rekruterzy nie mogą każdego wpisu, szczególnie krytycznego traktować jako hejt. Zgodnie z prawem możemy swobodnie wyrażać swoje poglądy i komentować otaczającą rzeczywistość. Oczywiście o ile nie obrażamy przy tym innych osób ze względu na ich pochodzenie czy wyznanie religijne. Dlatego rekruter nie może odrzucić kandydata, który np. nie podziela jego sympatii politycznych, ponieważ w takim przypadku dochodzi już do dyskryminacji – tłumaczy Anna Sarowska-Gierasimowicz.
logo
Nie każdy krytyczny wpis można traktować jak hejt. W internecie można także kulturalnie się wymieniać poglądy, np. na temat polityki. Fot. Surat Lozowick/http://skroc.pl/c6bb3/flickr.com CC-BY/http://skroc.pl/01d07
Paradoksalnie ekspertka ostrzega, aby rekruter nie wpadł w pułapkę i nie odrzucił kandydatury… ofiary hejtu. Gdyż np. pod zdjęciem w mediach społecznościowych osoby ubiegającej się o pracę mogą znajdować się próbujące ją zdyskredytować wpisy hejterów, którzy chcą jej zaszkodzić. – Dlatego zalecam rozwagę nam wszystkim, zarówno rekruterom, jak i internautom – podsumowuje Anna Sarowska-Gierasimowicz.

Napisz do autora: kamil.sztandera@innpoland.pl