Maciej Białek chwali się, że położył blisko dwadzieścia startupów zanim udało mu się osiągnąć sukces. Tworzył między innymi portal ogłoszeń o pracę i serwis społecznościowy, a zbankrutował na sprzedaży nawigacji samochodowej. Interes zaczął w końcu iść na... fototapetach. Stronę internetową Pixers przetłumaczono już na 12 języków świata, a niebawem produkcja i obsługa pojawi się również w krajach Dalekiego Wschodu. Tymczasem Białek zdążył pozyskać niedawno dwa miliony złotych na rozwój kolejnego biznesu – aplikacji screenSHU do robienia zrzutów ekranu z gier.
Od kafejki internetowej do internetowych sklepów
Biznesowe pierwsze kroki Maciej Białek stawiał jeszcze w liceum. – Można powiedzieć, że zaczynałem od kafejki internetowej, którą z mamą założyłem w liceum. Prowadziliśmy ją przez cztery lata, była jedną z pierwszych na Dolnym Śląsku – opowiada Białek. Tam miał odbierać pierwsze lekcje zarządzania zespołem i tego jak wyróżnić się na rynku, gdy zaczęła wyrastać konkurencja.
Białek wyjechał następnie na studia do Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Już na pierwszym roku założył firmę GPS24.pl, która zajmowała się sprzedażą nawigacji w internecie. – Szło tak dobrze, że rzuciłem studia i wróciłem do Wrocławia – mówi Białek. Biznes szedł bardzo dobrze przez pierwsze cztery lata. Potem nawigacje rozpowszechniły się i o wiele łatwiej było je dostać w okolicznych sklepach.
Z powodu problemów z utrzymaniem płynności finansowej firma zbankrutowała. – To była moja pierwsza duża porażka – przyznaje Białek. Oprócz lekcji przedsiębiorczości, Białek wyciągnął z GPS24.pl coś jeszcze ważniejszego: biznesowych partnerów, czyli Piotra Semlę i Daniela Szydlika, z którymi pracuje do tej pory.
Po sklepie z nawigacjami przyszedł czas na serwis iBroker z ogłoszeniami o pracę, który został ostatecznie kupiony przez Money.pl, a także na PromoRing.pl – jeden z pierwszych systemów reklamy w sklepach internetowych. – Działał w ponad 1000 sklepów. Promował ogłoszenia kontekstowo, według kategorii, którą przeglądał użytkownik. Nie potrafiliśmy jednak zmonetyzować naszych możliwości. Wielu reklamodawców nie wierzyło w reklamy w sklepach internetowych, a my nie mieliśmy kontaktów w domach mediowych, które dysponowały olbrzymimi budżetami – tłumaczy Maciej Białek.
Niewiele osób potrafi w Polsce w podobny sposób mówić o swoich błędach. – Każda klęska jest nawozem sukcesu – mówi Białek nawiązując do filmu „Poranek kojota”. – To nic wstydliwego. Polacy swoje porażki zamiatają pod dywan zamiast czerpać z nich wnioski i dumnie o tym mówić – tłumaczy Maciej Białek i dodaje, że te trzy biznesy i tak nie nauczyły go jeszcze wszystkiego. – Za dużo uwagi poświęcałem produktowi, szczegółom, wszystkim przecinkom i kolorkom zamiast skoncentrować się po prostu na zarabianiu.
Ludzie i fototapety
Białek przyznaje, że jednym z najpoważniejszych błędów było w jego przypadku oszczędzanie na dobrych członkach zespołu. – Zawsze byłem zajarany pomysłem, skupiony na produkcie. Uważałem, że ci najlepsi dołączą z czasem, albo że jeszcze przecież na nich nie uzbierałem. Teraz wiem, że jeśli nie masz najlepszego możliwego specjalisty od marketingu czy produkcji to twój pomysł polegnie – tłumaczy mi w rozmowie.
Wszystko zmieniło się dopiero w Pixers. – Biznes urósł o kilkaset procent przez ostatnie lata. Postawiłem na specjalistów w swoich obszarach. Uwierzyli w naszą wizję biznesu i zgodzili się dołączyć – tłumaczy Maciej Białek. I tak to najlepsi specjaliści trafili do sklepu zajmującego się internetową sprzedażą fototapet.
Skąd w ogóle pomysł na taki właśnie biznes? – Wszystko wzięło się od tego, że nie mogłem w sklepach znaleźć wymarzonego obrazu w unikalnej kolorystyce i w konkretnych rozmiarach. Gdy postanowiłem samemu przygotować taki wydruk okazało się, że będzie wymagać to naprawdę wiele zachodu. Musiałem znaleźć i pobrać odpowiednie zdjęcie z banku zdjęć, a by je kupić musiałem pożyczyć kartę kredytową, bo nie miałem wtedy własnej. Potem trzeba było znaleźć drukarnię, która przyjmie moje zlecenie. Z 30, do których napisałem, odezwało się może 10. Wszystko trwało dobry miesiąc – opowiada Białek. Postanowił zatem zarobić na lenistwie innych – idealny punkt wyjściowy do rozpoczęcia działalności.
Ekspansja na Chiny i Japonię
Pixers bazuje na zdjęciach dostępnych w internetowych, płatnych bazach. Obecnie oferuje łącznie ponad 100 milionów wzorów. – Bazując na naszym algorytmie wyświetlamy najbardziej adekwatne wzory w zależności od tego skąd łączy się z nami klient – mówi Białek. Stronę przetłumaczono na 12 języków, ale działa na całym świecie. – No, może poza Chinami i Japonią – słyszę od rozmówcy. – Ale niebawem się to zmieni. Stawiamy w tamtym regionie drukarnię i budować będziemy biuro, które zlokalizuje produkt i będzie podkreślać jego europejskie pochodzenie – tłumaczy. Platforma automatycznie dobiera do klienta drukarnię, która znajduje się najbliżej niego lub ma najwięcej mocy przerobowych.
Jak w każdej firmie, która eksportuje swoje produkty, tak i w tym przypadku zespół musiał stawić czoła pewnym nieznanym wcześniej problemom. – Okazało się na przykład, że w Hiszpanii i Brazylii ściany w domach mają na sobie tak zwanego „baranka”, czyli nie są idealnie gładkie. Potencjalnie wyklucza to nasze produkty, ale zaczęliśmy skupiać się na przykład na sprzedaży obrazów. Zastanawiamy się też jak efektywnie pokrywać takie ściany – mówi Białek.
Prezes Pixers mówi też, że najtrudniejsza w obsłudze jest Polska, mimo że nasz kraj jest na piątym miejscu pod względem sprzedaży. – To tutaj pojawia się najwięcej zapytań od klientów. Średnio 6,5 raza więcej niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. Nie mówiąc o Stanach, gdzie zapytań jest 10 razy mniej – opowiada Białek. – Jesteśmy wciąż bardzo nieufni i nie wybaczamy markom błędów. Potknięcia bardzo często piętnuje się chociażby w mediach społecznościowych w Polsce. Za rzadko z kolei chwalimy – mówi.
Tapety w liczbach
Firma zamknęła 2015 rok z przychodami rzędu 25 milionów złotych. – Zgodnie z planem, ale plany na najbliższe lata są jeszcze ambitniejsze – mówi mi Maciej Białek. – Zaczynamy budować świadomość marki. Może odkryjemy nowe pokłady klientów. Do tej pory korzystaliśmy głównie z narzędzi SEM [Search Engine Marketing, ang. marketing w wyszukiwarkach internetowych]. Chcemy żeby ludzie coraz częściej myśleli o personalizowaniu swojej przestrzeni – prezes Pixers tłumaczy mi wyzwania, które w najbliższym czasie stoją przed jego firmą.
Pixers zaczynała w trzy osoby, którymi były Maciej Białek, Piotr Semla i Daniel Szydlik. Obecnie zespół liczy ponad 65 osób. – Łącznie z osobami, które są nam przydzielone w różnych drukarniach na całym świecie osób robi się ponad 110 – słyszę. Do tej pory fototapety Pixers pokryły aż 1584411 metrów kwadratowych powierzchni. To mniej więcej tyle co 220 boisk piłkarskich.
Nowy gracz wśród serwisów dla graczy
O Macieju Białku pisano ostatnio jednak w kontekście innego jego biznesu. Postanowił zainwestować fundusz Inovo.vc – przeznaczył na ten cel aż 2 miliony złotych. Mowa o screenSHU – aplikacji dla graczy, która pozwala na robienie zrzutów ekranu. – Jak zarabia się na zrzutach ekranu? – pytam Białka. – Głównie odsłonowo, na reklamach – słyszę w odpowiedzi. Na razie serwis musi jednak zbudować masę krytyczną. – Liczymy przynajmniej na 600 tysięcy graczy dziennie. Obecnie jest ich 65 tysięcy. Myślimy też o kontach PRO z dodatkowymi usługami – tłumaczy.
Jak ma to działać? – Chcemy nie tylko zbudować najlepsze narzędzie do tworzenia zrzutów ekranu i krótkich filmów ze wszystkich gier, ale też stworzyć własną społeczność. Wiązałoby się to z nowym formatem. Taki Twitch.tv to długie i wymagające formy wideo. My chcemy zaproponować coś innego: dzielenie się zrzutami i krótkimi nagraniami – mówi Białek. Oprogramowanie kupił 3 lata temu i rozbudował o kilka dodatkowych narzędzi. Od tamtej pory usługa raczej leżała i czekała na lepsze dni. Organicznie przyciągnęła jednak 65 tysięcy użytkowników dziennie. I to w samej Polsce, bo istnieje na razie wyłącznie polska wersja językowa, chociaż słyszę, że za chwilę ma się to zmienić.
Wszystkie dotychczasowe modele działalności Macieja Białka to na razie serwisy internetowe. – A co by było, gdyby internetu nie było? Myślałeś o innego rodzaju biznesie? – pytam. – Mamy już nawet taki cel. Przyglądamy się projektom związanym z ekologicznym wytwarzaniem żywności – mówi Białek i dodaje, że to trochę droga w stylu Billa Gatesa. – Na razie chcemy koncentrować się na maksymalnie dwóch pomysłach, ale gdy oba zaczną przynosić pieniądze, to zajmiemy się dobrem planety – mówi i dodaje: – Życzymy sobie, żeby wszystkie firmy produkowały w ten sposób – nie dążąc do nadprodukcji przy wykorzystaniu taniej siły roboczej pracującej niekiedy w skandalicznych warunkach.