YouTube zaczynał jako serwis randkowy, Twitter był platformą do podcastów, a Instagram łączył w sobie założenia FourSquare i gier strategicznych. W biznesowym żargonie z Doliny Krzemowej nagłe zmiany strategii nazywamy „pivotem”. Swój pivot przeżył również jeden z projektów powstających na Politechnice Warszawskiej – B-droid, czyli „sztuczna pszczoła.” Postanowiłem odwiedzić twórców projektu, ponieważ według wstępnego harmonogramu, powinni niebawem mieć gotowy działający prototyp.
O „autonomicznym układzie do mechanicznego zapylania roślin” po raz pierwszy usłyszeliśmy w roku 2012. Mediainformowały o planachstworzeniaroju mechanicznych, inteligentnych pszczół. Wówczas stworzenie „sztucznej pszczoły” było możliwe m.in. dzięki otrzymaniu przez twórców urządzenia dofinansowania w kwocie 1,1 mln złotych z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) w ramach programu Lider. W kolejnych latach regularnie pojawiały się artykuły na temat powstawania w Polsce robotycznych insektów, które mają uratować świat przed zagładą.
– Jednym z powodów, dla których rozpocząłem prace nad naszym układem były informacje o zmniejszającej się liczbie pszczół na świecie – tłumaczy mi dr inż. Rafał Dalewski z Instytutu Techniki Lotniczej i Mechaniki Stosowanej Politechniki Warszawskiej.
Prace polskich naukowców pobudzały naszą wyobraźnię. Miniaturowe drony, które miałyby zapobiec naturalnej katastrofie miałyby pochodzić z Polski? Brzmiało pięknie.
Dlatego nie kryłem zdziwienia, gdy dr Dalewski wprowadził mnie do pracowni, by pokazać urządzenie, nad którym pracuje aktualnie jego zespół. – To nasz „flagowy produkt” – powiedział. Przede mną stała... szafka na kółkach spod której wystawała karta papieru z doklejonymi i narysowanymi kwiatkami.
Z nieba na ziemię
Co poszło nie tak? – Mieliśmy już prawie gotowego miniaturowego drona ze wszystkimi algorytmami. Problemem okazały się dostępne czujniki. Ograniczony zakres pomiaru sprawiał, że urządzenie po chwili zaczynało latać tam gdzie chciało – tłumaczy mi dr Dalewski. Dodaje, że prace nad latającym urządzeniem do zapylania roślin wciąż trwają, ale daleko im jeszcze do satysfakcjonującego poziomu.
Dlatego obecnie testują różnego rodzaju większe konstrukcje, w tym m.in. wielowirnikowce. W tych przypadkach można pozwolić sobie na większe i cięższe komponenty. – Wciąż jednak trudno na przykład o dobrej jakości kamery. I nie chodzi wcale o rozdzielczość – mówi mi dr. Dalewski.
Dr Dalewski przypomina, że na Harvardzie trwają prace nad podobnym projektem, czyli RoboBee. Nie wierzy jednak w możliwości zapylania przez brytyjskie urządzenie. – Założenia projektu są bardzo podobne do naszego, ale konstrukcja jest niepraktyczna w warunkach poza laboratorium – słyszę.
Jak działa pszczoła
Wynalazca przekonuje mnie, że najważniejsze w całym projekcie było opracowanie odpowiednich algorytmów, które pozwolą narzędziom na odnajdywanie i rozpoznawanie kwiatów. A ten jest gotowy. Kamery skanują okolicę, wychwytują podobne do siebie punkty, a następnie tworzą pewnego rodzaju trójwymiarową siatkę.
Urządzenie miałoby następnie, najprawdopodobniej za pomocą miniaturowych miotełek zbierać pyłek z kwiatów i przenosić go do kolejnych. – W ten sposób działa ręczne zapylanie. Poza tym same pszczoły działają przecież dość chaotycznie, a pyłek przenoszą przypadkiem – mówi dr Dalewski.
Dojechać do mety
O co chodzi w takim razie z „szafką na kółkach”? – Tego rodzaju rozwiązanie sprawdza się o wiele lepiej w przypadku roślin rosnących w grządkach, dość równomiernie i blisko ziemi. Tak jest na przykład z truskawkami. Rzepak to dość skomplikowana roślina, bo ma wiele, bardzo małych kwiatków – tłumaczy mi dr Dalewski.
– Może przejedziemy nim kawałek? – dr Rafał Dalewski pyta jednego z członków swojego zespołu, który analizował akurat pracę algorytmu. Maszyna nie chciała jednak reagować na sygnały wysyłane z konsolowego pada. – Ktoś musiał wczoraj coś poprzestawiać – słyszę od młodego pomocnika. Nie dość, że zobaczyłem projekt, którego się nie spodziewałem, to nie chce prawidłowo działać. A wizytę w pracowni zapowiadałem przecież z wyprzedzeniem
Podobno prace nad jeżdżącą wersją systemu mają być już na ukończeniu. – Obecnie szukamy inwestora, ale będziemy potrzebować wymiernych wyników. Również po to, żeby przekonywać innych do tego rozwiązania – mówi mi naukowiec. – Jeśli jeden rolnik dzięki naszemu wynalazkowi zwiększy swoje zbiory o 30 proc. to będzie to znak, że warto. Dla jednej osoby może to być nawet 1500 złotych z 1 ha więcej – mówi dr Dalewski.
Zespół opracowuje również model jeżdżący na szynach, który sprawdzać ma się na przykład w szklarniach. – Liczymy na to, że w tym roku uda nam się znaleźć inwestora i opracować urządzenie skierowane na rynek – mówi naukowiec.
A robotyczna pszczoła? Na razie pozostaje w sferze science fiction, i trzeba mieć nadzieje, że zaczyna być bliżej nauki niż fikcji. Życie czasami boleśnie weryfikuje projekty naukowe.