
Amerykanom, aż trzęsą się ręce, bo na polskim rynku brakuje szkła z recyklingu. Wyprodukowanie z niego butelki jest znacznie tańsze, mniej energochłonne i mniej szkodliwe dla środowiska niż topienie szkła z piasku i sody. Kontrakt zawarto aż do 2022 roku, Krynicki Recykling zobowiązuje się, że choćby miał stanąć na głowie, dostarczy obiecaną ilość ton surowca, który od razu można sypać do kotła i topić.
Ile razy widzę kogoś kto po wypiciu napoju rzuca się siebie butelkę w krzaki to myślę, że mam do czynienia nie tylko ze śmieciarzem, ale z kimś kto dosłownie wyrzuca pieniądze. Sami policzcie. Bezrefleksyjnie Polacy wyrzucają do śmieci 700 tys. ton szkła. A każda z tych ton jest warta ok. 260 złotych. W tym sensie Polska to kraj bardzo bogatych ludzi. Przecież za każdym razem kiedy kupujemy nowy słoik z pulpetami, otwieramy nowe wino, cena opakowania jest wliczona w koszt produktu.
Na razie recykling po polsku wygląda inaczej. Firmy śmieciowe zbierają szkło z worków Kowalskich i Nowaków, przydrożnych rowów, lasów, a nawet worami z dna jezior i stawów. Kiedyś olbrzymi depozyt butelek i kufli odkryto podczas nurkowania w Morskim Oku w Tatrach. Co 15 minut nurkowie napełniali skrzynię o pojemności 130 litrów. Krynicki odbiera cenną stłuczkę z sortowni śmieci, a także sieci własnych pojemników na szkło. Oczyszcza (np. z etykiet, resztek żywności) i potem dostarcza do hut. – O skali ssania na rynku mówi to, że w Europie Zachodniej odzyskuje się ze śmieci szkło w kawałkach rzędu wielkości ok. 10 milimetrów. Nasze maszyny wyławiają nawet 3-milimetrowe kawałeczki – opowiada biznesmen.
Napisz do autora: kamil.sztandera@innpoland.pl