1,5 miliarda złotych – na tyle szacują wartość polskiej branży funeralnej eksperci. – Co roku umiera około procenta populacji, proszę przemnożyć to przez 4 tysiące złotych zasiłku pogrzebowego – radzi nam Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. To skromne szacunki, biorąc pod uwagę, że organizatorzy Targów Kielce Necroexpo szacują rynek usług pogrzebowych na 4 miliardy złotych.
Tak czy inaczej, branża nie ma się źle. Globalnie branża funeralna uważana jest za jedną z nielicznych, które przez globalny kryzys przebrnęły suchą stopą. Co więcej, dzisiaj umierać chcemy z klasą – na Zachodzie standardem stają się trumny z wyrafinowanych surowców lub pochówki z ulubionymi zabawkami, typu motocykl Harley Davidson. – Trumny z wikliny, rozsypywanie prochów na krańcach świata – wylicza Wolicki. Jednocześnie ta rzeczywistość w szybkim stopniu się wirtualizuje. – W im większym stopniu kolejne pokolenia żyją w sieci, tym chętniej przenoszą do niej obyczajowość i zachowania związane ze śmiercią czy pogrzebami – dodaje. Na tej fali chciałoby popłynąć wielu przedsiębiorców. Wśród nich jest i Patryk Kozioł – twórca portalu OstatniaWola.pl, który ma swoim klientom do zaoferowania możliwość załatwienia swoich spraw, nawet jeśli koniec nadejdzie nieoczekiwanie.
Szósty zmysł
To musiała być długa i trudna noc. – Przyśniło mi się, że ginę w wypadku samochodowym. Po przebudzeniu nie pamiętałem szczegółów tej wizji. Zapamiętałem za to uczucie, której jej przemożnie towarzyszyło: bezsilność, wypływająca z tego, że odchodzę, nie mogąc pożegnać się z najbliższymi, nie porządkując swoich spraw – opowiada Kozioł.
Ciąg dalszy przyszedł naturalnie. – Gdy tylko przyjdzie mi do głowy nowa idea, praktycznie się z nią nie rozstaję. Analizuję, konsultuję się z zaufanymi osobami, robię pierwsze rynkowe rozeznanie – mówi. W tym przypadku chodziło o bardzo konkretny pomysł: portal, w którym żyjący mogliby zakładać konta, pozwalające przechowywać informacje, które chcemy przekazać bliskim w razie niespodziewanej śmierci. Listy, zdjęcia, pliki multimedialne, dokumenty w formie elektronicznej – wszystko to, czego nie da się zdeponować u prawnika. Wszystko, co chcielibyśmy, by świat jeszcze o nas wiedział, „gdyby”...
Dysponuję wiedzą i umiejętnościami z zakresu projektowania tego typu rozwiązań. Praktycznie od razu mogłem zaplanować pierwsze działania, oszacować koszty itp. – podkreśla pan Patryk. Za konsultantów służą najbliżsi: rodzina, znajomi. Ich reakcje były mieszane. – To szalony pomysł! – słyszał, gdy zaczynał opowiadać o OstatniejWoli.pl. Drudzy uciekali od rozmowy na temat śmierci, inni obracali ją w żart.
Ostatecznie większość przyznawała, że pomysł jest dobry. Jeden z jego kolegów akurat znalazł się w sytuacji, do której chciałby przygotowywać swoich klientów Patryk Kozioł: stracił bliską osobę i z dnia na dzień musiał domyślać się jej woli. – Gdyby dostał list, porządkujący wszystkie sprawy, byłoby to rozwiązanie wielu jego problemów – kwituje przedsiębiorca. Założyciel OstatniejWoli.pl był jedną z pierwszych osób, które założyły sobie konto na portalu.
Otwórz oczy
Taki głos zza grobu kosztuje 29,90 złotych rocznie. Chyba, że ktoś opuściłby ten padół łez w ciągu pierwszych czternastu dni – to darmowy okres próbny. W ramach abonamentu nasze przesłanie może usłyszeć jedna osoba. Każdy kolejny adresat naszego ostatniego przesłania to dodatkowy wydatek rzędu 9,90 zł. Dzięki temu można przekazać najbliższym to, czego nie załatwimy aktem notarialnym: jeszcze raz opowiemy im o swojej miłości, podzielimy się szczególnie cennym wspomnieniem, wyjawimy ostatnią rodzinną tajemnicę.
OstatniaWola.pl powstała relatywnie niedawno – w listopadzie ubiegłego roku. Portal Kozioł zaprojektował i wykonał osobiście, z grupą współpracowników. Największym kosztem były testy bezpieczeństwa, które zlecił on zewnętrznej wyspecjalizowanej firmie. – Całość inwestycji pokryłem wyłącznie z własnych środków. Zewnętrzny kapitał, jeżeli dostaje się go na samym początku, rozleniwia – podsumowuje przedsiębiorca.
Ilu klientów udało się pozyskać w ciągu ostatnich kilku miesięcy? Tego Patryk Kozioł nie powie. – Relatywnie niewielu – zastrzega. – Nie martwi mnie to jednak, ponieważ jesteśmy na samym starcie. Dopiero zaczynamy kampanię mającą na celu promowanie projektu – dodaje. Brak promocji to nie jedyna bariera dla OstatniejWoli.pl – twórca portalu wymienia jeszcze dwie inne przeszkody: po pierwsze, opracowanie specjalnej komunikacji z klientem – bo w sprawach ostatecznych wymagana jest wyjątkowa delikatność przekazu; po drugie, edukacja klientów, sposób tłumaczenia, czym w gruncie rzeczy jest portal. - Ciężko stworzyć i promować biznes, którego idea jest nieznana – przyznaje. – Ale taki los pionierów w branży – kwituje.
Wprowadzanie rynkowych nowinek to jednak dla Kozioła nie pierwszyzna. – Gdy ponad pięć lat temu otwierałem pierwsze biuro coworkingowe w Warszawie, niewiele osób wiedziało, czym jest coworking i dlaczego warto z niego korzystać. Najpierw musieliśmy nauczyć i pokazać potencjalnemu klientowi co oferujemy i w czym możemy mu pomóc, a dopiero później go pozyskać dla siebie. Dokładnie przed takim samym wyzwaniem stoi serwis OstatniaWola.pl – tłumaczy.
Dlatego mówi o sobie „seryjny przedsiębiorca”. Równolegle prowadzi kilka innych projektów: stworzył i zarządza firmą oferującą kompleksowe usługi dla blogerów Opiekun Bloga, stworzył jedną z pierwszych sieci coworkingowych w Warszawie – Copoint. Założył też agencję interaktywną i firmę programistyczną. Wszystkie jego projekty łączy jedno słowo: innowacja. Każdy z tych projektów opierał się na jakimś nowatorskim rozwiązaniu.
Pan życia i śmierci
Tym razem może być trudniej, bo śmierć to właściwie wciąż tabu. – To niezwykle trudny temat, którego wagę próbujemy złagodzić choćby poprzez śmiech. Przyznaję, że wielokrotnie w trakcie pracy nad projektem najbliżsi i współpracownicy pozwalali sobie na dość niewybredne żarty – opowiada pan Patryk. – Jednym z najpopularniejszych było cytowanie tytułu jednego ze znanych filmów z Nicolasem Cage'm. Pozostawiam czytelnikom jego odgadnięcie – ucina.
Nic śmiesznego jednak. Tysiące lat temu biznesowy potencjał śmierci dostrzegli budowniczy piramid, dziś widzą go giganci internetu. Google uruchomił możliwość usuwania informacji o zmarłych użytkownikach – po dokonaniu specjalnej rejestracji trzeba się regularnie logować w serwisie firmy. Użytkownik sam określa, jaki okres bezczynności (braku logowania) będzie skutkować uznaniem go za zmarłego – i usunięciem wszystkich danych tej osoby z serwerów Google.
Facebook i Twitter pozwalają zaplanować swoje posty i twity nawet na sześćdziesiąt lat od chwili zgonu. Można więc zostawić przesłanie dla dobrych dwóch pokoleń naprzód. – Dlaczego mielibyśmy rezygnować z postów nawet po śmierci? – dopytuje się James Norris, szef Dead Social, serwisu, w którym pośmiertne posty są jedynie jedną z licznych usług, mających upamiętnić użytkownika. W Polsce podobne usługi są w powijakach: poza nielicznymi e-cmentarzami trudno o bardziej wyrafinowane „usługi funeralne”. I w tę niszę celuje Patryk Kozioł.
– Uważam, że nie ma czegoś takiego, jak zbyt odważny czy zbyt szalony pomysł – podkreśla. – Gdyby postrzegać innowacje w ten sposób, nie mielibyśmy dziś iPhone`a, perspektywy turystycznych lotów w przestrzeń kosmiczną czy choćby naszego lokalnego Brand24, którego pomysł monitorowania internetu także na początku wydawał się dość szalony – dodaje pan Patryk.