Mają świra na punkcie piwa. Biznes rośnie jak na drożdżach
Rafał Badowski
17 marca 2016, 08:49·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 marca 2016, 08:49
Mały start-up browarniczy Inne Beczki rozwija się w tempie 400 procent rocznie.
Jego działalność idealnie wpisuje się w szalony trend na browary rzemieślnicze. Młodzi właściciele założyli najpierw knajpę, taka ucieczka od przyszłości w korporacji, teraz chcą założyć własny browar. Właśnie zbierają pieniądze na platformie crowdfundingowej, w dziewięć dni zebrali ponad 270 tys. zł.
Reklama.
Brzmi jak bajka. By nie powiedzieć: banalnie. Ale to prawda. Czwórka przyjaciół chciała połączyć pasję i biznes. Mieli dość korporacyjnej i urzędniczej orki. Zaryzykowali i postawili na własny browar. Dziś mogą posłużyć jako modelowy przykład start-upu znad Wisły. Rozwijali się wyłącznie w oparciu o własne środki.
Jakub Szulczewski pracował w agencji reklamowej. – Brakowało mi kontaktu z klientem czy zwykłych rozmów z ludźmi. W zamian tylko bezduszne hasła reklamowe. I tak w kółko. Miałem serdecznie dosyć – mówi w rozmowie z Inn:Poland współwłaściciel browaru Inne Beczki.
Jego przyjaciel Józef Czarnocki długo studiował, dużo podróżował po świecie. Na stażu w urzędzie miasta ostatecznie uznał, że kariera urzędnika nie jest dla niego. Tak zaczęła się ich przygoda z piwami kraftowymi.
"Młodzi i głupi"
– Postanowiliśmy założyć w 2010 r. w Warszawie naszą pierwszą knajpę z piwami rzemieślniczymi. Uznaliśmy, że będzie to ciekawsze niż nasze poprzednie zajęcia. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jej prowadzenie może być bardzo ryzykowne, ale chcieliśmy pójść na całość. Byliśmy młodzi i głupi, ale się udało – tłumaczy Szulczewski. – Spotkanie ze Szpiegiem to był jeden z najmniejszych takich pubów w Polsce i Europie. Nasz barman Marcin Pietranik miał świra na punkcie piw, sam warzył je w domu. Zaraził nas tą pasją.
w 2013 roku Spotkanie ze Szpiegiem przekształciło się w znane dziś piwoszom Cuda na Kiju, jeden z pierwszych multitapów w Warszawie. Multitap to wielokran z piwami kraftowymi. Oferta w nim ciągle się zmienia, wciąż pojawiają się nowe rodzaje piw.
Cuda na Kiju okazały się tak dużym sukcesem, że barman i główny piwowar Pietranik powiedział kolegom, że czuje się na tyle pewnie, że może spróbować je warzyć na większą skalę, by sprzedawać do knajp i sklepów w całej Polsce. Obecnie w ofercie Innych Beczek jest 6 piw, m.in. pilzner, ale także tzw. piwa nowofalowe, bazujące na amerykańskich chmielach: zissou apa i jungle ipa.
– Moda na nie w Polsce zaczęła się dopiero kilka lat temu. Ludzie się po prostu znudzili i zaczęli eksperymentować – tłumaczy Szulczewski.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dziś Inne Beczki sprzedają swoje piwa w około 50-70 sklepach i knajpach w Warszawie, a także w sieci Tesco w Polsce. – Piwa są dostępne na terenie całego kraju, trudno oszacować w jakiej liczbie punktów, gdyż dostarczamy je do 10 dużych hurtowni, które swoim zasięgiem pokrywają całą Polskę.
– Jeździmy i po prostu słuchamy ludzi. Lubimy długie nocne rozmowy, z naszymi kontrahentami, ale i zwykłymi pasjonatami piwa. Chcą wiedzieć wszystko. Jak to piwo powstaje? Co można w nim ulepszyć? – wyjaśnia Szulczewski.
Ten biznes zaczął się od pasji i frajdy. Na początku nie chodziło o zysk. – Zaczęło się od pierwszej polskiej IPA, czyli Ataku Chmielu, którego miałem okazję spróbować. Piwo to pozytywnie mnie zszokowało. Zrozumiałem, jakie wartości smakowe może ze sobą nieść piwo rzemieślnicze. Przeczytałem na forum piwowarów domowych, od których zaczęła się ta rewolucja w Polsce, że można łatwo zrobić dużo lepsze. Zacząłem warzyć piwo w domu i rozdawać je znajomym, z czego miałem wielką radość. Dziś też tworzę receptury, pilnuję procesu leżakowania i fermentacji w browarach, z którymi współpracujemy przy produkcji. Obecnie tworzymy piwo Kwaśne, które celowo i umiejętnie troszkę popsuliśmy przy fermentacji, a które będzie miało swoją premierę na Warszawskim Festiwalu piwa w kwietniu – zdradza w rozmowie z Inn:Poland główny piwowar Marcin Pietranik.
Czterokrotny wzrost W 2015 roku Inne Beczki sprzedały 100 tys. litrów piwa. Ale w ostatnim kwartale ubiegłego roku połowę tego, co przez cały rok. W samym kończącym się pierwszym kwartale 2016 roku znów udało się sprzedać 100 tys. litrów. Takie liczby w rozmowie z Inn:Poland podaje Szulczewski. A więc – jeśli tak dalej pójdzie – jest szansa na czterokrotnie lepsze wyniki niż przed rokiem. Chyba, że Inne Beczki jeszcze bardziej urosną.
– Uznaliśmy, że potrzebujemy własnego browaru. Dziś warzymy piwo kontraktowo, w browarach Zodiak pod Kłodawą i w podwarszawskim Beerlabie. Chcemy być bardziej niezależni, więcej produkować i eksperymentować z nowymi gatunkami i robić to taniej – wylicza Szulczewski.
Połowa celu na 60 dni w... tydzień
Do stworzenia własnego browaru Inne Beczki potrzebują zebrać 400 tys. zł. Na początku marca ogłosili społecznościową zbiórkę funduszy na platformie crowdfundingowej Beesfund. Wspierający mogą zostać współwłaścicielami Innych Beczek, gdyż po prostu kupują jego akcje. Czas zbiórki – 60 dni. Przez pierwszy tydzień udało się zebrać... połowę zakładanego celu, podczas gdy do końca zostało ponad 50 dni. To o tyle niewiarygodne, że Inne Beczki otwarcie deklarują, że co najmniej przez 5 lat nie będą wypłacać akcjonariuszom dywidendy. Oprócz akcji wycenianych na 40 zł jedna, oferują wspierającym nagrody, takie jak zniżki na piwa czy czapki. Wydaje się więc, że to nie zysk w krótkiej perspektywie jest motorem działania wspierających.
– Nasi akcjonariusze widzą nas jako startupowy browar i raczej grają na wzrost wartości akcji w perspektywie 5-letniej. Najczęstsze wpłaty to 200-400 zł, choć często zdarzają się takie po 4-6 tys. zł. Ale często piszą do nas w mejlach czy na Facebooku i w ogóle nie poruszają aspektu finansowego. Pytają jak mogą pomóc, doradzają w wyborze przyszłego miejsca sprzedaży czy zgłaszają pomysły na nowe gatunki. Będą mogli kształtować nasz browar w przyszłości – ocenia Szulczewski.
Jedyny taki browar w Szwecji
Własny browar ma pomóc Innym Beczkom w dalszej ekspansji. Na pierwszy ogień poszła Szwecja, która ma być papierkiem lakmusowym. – To tam żyją bardzo świadomi konsumenci piw. Jeśli tam się przyjmiemy, ruszymy na kolejne rynki. Mamy pierwsze zamówienia z Włoch, myślimy o Niemczech i Wielkiej Brytanii. Z moich doświadczeń wynika, że nasze piwa w wielu przypadkach przewyższają oferowane w browarach kraftowych w tych krajach – twierdzi Szulczewski.
Inne Beczki to jedyny kraftowy browar z Polski, zarejestrowany w szwedzkiej Bolaget, czyli państwowej sieci monopolowej. Tylko w niej w Szwecji można kupić w handlu detalicznym piwo o zawartości alkoholu powyżej 3,5 proc. – Rejestracja w Bolaget oznacza, że można wejść do dowolnego sklepu sieci i jeżeli nie ma nas na półce, poprosić o zamówienie i za kilka dni piwo będzie do odbioru –tłumaczy Szulczewski.
Brak zaufania w biznesie ogromnym problemem
Polska traci z tytułu braku zaufania w biznesie ogromne pieniądze. Rocznie, pesymistycznie zakładając, to 281 mld zł z tytułu transakcji, które nie zostały zawarte - wynika z raportu Kapitał społeczny i zaufanie w polskim biznesie 2015, przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów.
A jaka jest recepta na dobre piwo rzemieślnicze? – Staramy się odpowiednio równoważyć smak, by piwo piło się łatwo i przyjemnie. Browary rzemieślnicze często chwalą się ekstremalnością swoich piw. Moim zdaniem nie tędy droga – zdradza swoje credo piwowar Pietranik.
Odbierałbym motywy wspierających Inne Beczki na Beesfund jako typowe działanie crowdfundingowe, czyli wsparcie ciekawej inicjatywy, docenienie dobrego pomysłu i pasji przez nie tylko fanów piwa. Ale wizja zaprezentowana przez Inne Beczki ma na pewno duży rozmach. Poza tym, co najważniejsze, polski rynek piw kraftowych jest mocno rosnący, a jego perspektywy dobre. 150-200 browarów rzemieślniczych to naprawdę niewiele, podczas gdy w czterokrotnie mniejszych Czechach jest ich ponad 300, a w Wielkiej Brytanii ponad 1000. Na tej podstawie zainwestowanie w akcje Innych Beczek wydaje się potencjalnie dobrym ruchem.