
Rafał Ferber mógłby żyć jak pączek w maśle. Był menedżerem sprzedaży w branży finansowej. Dowoził wyniki, bardzo dobrze zarabiał. W przeciwieństwie do fanpage’a, który prowadzi. „Mordor na Domaniewskiej” rośnie w szalonym tempie, ma dziś ponad 102 tysiące fanów (rok temu było ich 60 tysięcy), ale nie zarabia. Tysiące ludzi wrzuca lubi, komentuje i udostępnia treści z fanpage’a. Ale nie idą za tym pieniądze. Zdarzają się za to kłopoty.
W zeszłym roku pewna firma stwierdziła, że chce z nami zrobić jakąś akcję. Okazało się, że mają na nas budżet na poziomie 1000-2000 złotych. Odrzuciłem ich ofertę. Często jest tak, że nie podejmuję współpracy w zakresie "Mordoru", ale pomagam przy promocji w internecie.
Rafał Ferber opowiada, że kiedyś mama spytała go, co jest zabawnego w fanpage "Mordor na Domaniewskiej". Wytłumaczył jej: "Pamiętasz jak oglądaliśmy filmy Barei? Ty z tatą się śmieliście, a ja nie rozumiałem. Powiedziałaś wtedy, że to trzeba było przeżyć, żeby z tego się śmiać." Z Mordorem jest tak samo, jak z życiem w PRL. Nie da się go wytłumaczyć komuś, kto tego nie doświadczył.
Nie ja wymyśliłem „Mordor”. Ta nazwa funkcjonowała wcześniej. Ja tylko ją wykorzystałem. „Mordor na Domaniewskiej” brzmiał, jak fajna nazwa fanpage'u.
Napisz do autora: tomasz.staskiewicz@innpoland.pl
