W Polsce ludzie biedni są postrzegani jako jaskiniowcy, którzy stoją niżej na drabinie ewolucyjnej niż „oświecona” klasa średnia. Karolina Lewestam, felietonistka serwisu Gazeta Prawna, w swoim najnowszym artykule stawia mocną tezę. Obecna narracja dotyczącą osób mniej zamożnych to próba ukrycia kompleksów i ustalenia tożsamości współczesnej klasy średniej. Pogarda ma być spoiwem, który łączy wyborcę Nowoczesnej i Partii Razem, twierdzi autorka.
Protekcjonalna pokora
Głównym założeniem, z którego wychodzi Lewestam, jest oś podziału występująca w Polsce. Według niej nie jest istotnie, czy ludzie głosują na konkretną opcję polityczną czy są wierzący czy niewierzący. Dla niej ta oś przebiega na linii ludzi wygranych i przegranych.
Wygrani do niedawna jeszcze wierzyli, że wszystko zawdzięczają sobie, chociaż Lewestam studzi ich wyobrażenia, przypominając o okresie dzikiego kapitalizmu i częstym wykorzystywaniu znajomości, zamiast autentycznie ciężkiej pracy.
Ci pierwsi wyrośli już jednak z dawnego dyskursu o nierozerwalnym połączeniu ciężkiej pracy i sukcesu, twierdzi. Głównie za sprawą takich publikacji jak „Kapitał XXI wieku” Piketty’ego. Dalej jednak, w głębi siebie, odczuwają poczucie wyższości wobec tych, którym nie wyszło tak jak im.
Biedny, czyli jaki? Nierozsądny, agresywny pijak
W dalszym części felietonu, Lewestam dokonuje czegoś, co można nazwać wiwisekcją myślenia klasy średniej dotyczącej ludzi zbyt ubogich, by mogli się do nich zaliczyć. Wylicza ona główne mity, którymi obarczone jest myślenia grupy społecznej, postrzeganej jako główny motor napędowy gospodarki.
Pierwszym jest nieracjonalność. W oczach usytuowanych mieszkańców kraju, sytuacja, w której ludzie ledwo wiążą koniec z końcem, jest tożsama z ich brakiem racjonalnego myślenia i nieumiejętności wyznaczenia sobie celów.
Za przykład służy jej debata wokół programu 500+. Używając autentycznych wypowiedzi internautów oraz przedstawicieli władzy, Lewestam stwierdza, że pomoc socjalna w oczach klasy średniej jest złem wcielonym. Spowoduje tylko, że biedni te pieniądze przepiją lub kupią za nie rzeczy zbędne. Chociaż badania naukowe temu przeczą, udowadnia. Ludzie biedni okazują się tak samo gospodarni jak bogaci.
Drugim mitem jest bierność. Ludzie nie są biedni z powodów systemowych, są winni sobie sami, bo widocznie za mało pracują. A państwo opiekuńcze jeszcze ich rozpieszcza – przytacza tok myślenia klasy średniej. I znowu Lewestam posiłkuje się badaniami naukowymi. Wykazują one, że fakt, w jakiej rodzinie ktoś się urodził i w jakim otoczeniu wychował ma istotniejszy wpływ na jego przyszłość, niż mityczny jej zdaniem charakter.
Trzecia narracją o „plebsie” dotyczy ich przyrodzonej agresji, która pozwoliła wygrać wybory obecnej partii rządzącej. Felietonistka przytacza wypowiedzi między innymi prof. Jadwigi Staniszkis i prof. Zbigniewa Mikołejko, dotyczące wyborczego zaangażowania „lumpiarstwa”. Jednak Lewestam sięga dalej. Nie twierdzi, że tej agresji nie ma, ale nie wzięła się znikąd. Złość to wynik bezsilności, stwierdza. U ludzi z nizin społecznych katalizuje się właśnie poprzez agresję.
Sypanie głowy popiołem
Swój felieton autorka podsumowuje stwierdzeniem, że chociaż obecnie w mediach można zaobserwować sytuację „lamentu” nad nierównościami, nie wynika z tego ani zmiana mentalności, ani podjęcie kroków ku zasypaniu tych nierówności. Wywód kończy cytatem z „Prześnionych rewolucji” A. Ledera:
Być może najgorliwsi przeciwnicy społecznych nierówności wśród nas, przerażeni możliwością spadku w dół, tak naprawdę składają tylko teoretyczną daninę pogardzanym po to, by zachować choć małą część istniejącego status quo?”.
Mimo tego, że [przedstawiciele klasy średniej - przyp. red.] głośno odrzucają dziś neoliberalny mit o nierozerwalnym związku sukcesu z zasługą, to wciąż po kryjomu się tym mitem żywią. Wciąż czują się lepsi. Nie potrafią, mimo najlepszych chęci, zobaczyć siebie inaczej jak tylko jako wyższe stadium ewolucji, a przegranych jako byty bardziej prymitywne. Prawnicy, politycy, dziennikarze, intelektualiści i przedsiębiorcy mogą się różnić między sobą jak kangur z jeżem, mogą głosować na Petru czy na Razem, ale wciąż łączy ich (często nieuświadomiona) pogarda dla rezydujących w dołach społecznych jaskiniowców.